o @ale.babka
Teraz trudno byłoby mi napisać czego się boję...ale mogę napisać czego kiedyś się bałam
Dawno, dawno temu, w dni zaduszne, rodzice z sąsiadami rozmawiali o ...duchach, o nieziemskich czy nadzwyczajnych historiach, zupełnie niewyobrażalnych, wręcz niewiarygodnych i trudnych do wytłumaczenia. Wszystkie na faktach, np. takie, że ktoś szedł sobie w nocy i słyszał za sobą jakiś kroki. Gdy się odwracał, nikogo nie było. Albo, że nikogo nie było w kuchni a szklanki same pękały jedna po drugiej. Ja powinnam była już dawno spać, ale te opowieści były takie ciekawe, że podsłuchiwałam pod drzwiami. Zauważył to tata i sobie akurat wtedy przypomniał, że mój rower stoi pod blokiem, a powinien być w piwnicy. Powiedział, abym poszła go wstawić. Wyszłam i stałam pod drzwiami na wycieraczce pewnie długo, bo zaniepokojony tato aż wyszedł sprawdzić co się dzieje. A ja po prostu bałam się tej piwnicy, która nie miała światła. Stanął więc na górze schodów, a ja musiałam, znieść ten rower za karę, że jestem nieposłuszna. Pamiętam do dziś ilość schodków do piwnicy( 6 było) i te emocje, które mi towarzyszyły jak rzucałam rower na ścianę piwnicy i po ciemku wracałam na górę. Czułam te wszystkie duchy na moich plecach, jakby przysiadły na nich i śmiały się ze mnie pokazując mi jakie strach ma wielkie oczy :(((
Do dziś 2 listopada przypominam sobie tę historię i za nic po zmroku nie wyjdę z domu :)))
o @maciejek7
Jako nastolatka często spędzałam wakacje u przyjaciółki mieszkającej w leśniczówce. Sama sceneria tego domu dla mnie zawsze była straszna. Po zmroku bałam się wychodzić na podwórko, bo dookoła tylko ciemny las, a często patrzyły na mnie czyjeś oczy. Ojciec koleżanki mówił, że to tylko sarny podchodzą do ogródka, ale moja wyobraźnia posuwała mi wszelakie wizje rodem z horroru.
Pewnej soboty leśniczy podwiózł nas do odległej o kilka kilometrów wioski na zabawę. Miał po nas przyjechać około godziny 23. Lecz nam nie podobała się taka rozrywka, wiec postanowiłyśmy wrócić same do leśniczówki, pieszo. Telefonów wtedy komórkowych nie było a stacjonarnego w tej świetlice też nie, więc nie było jak zawiadomić ojca przyjaciółki aby przyjechał wcześniej.
Do niemal samej leśniczówki droga była asfaltowa, świecił księżyc w pełni, więc dziarsko ruszyłyśmy w drogę, przecież te 3 kilometry to nie tak daleko. W dzień pokonywałyśmy tę trasę wiele razy, ale nocą nigdy. Gdzieś w połowie drogi zobaczyłyśmy w rowie, przy drodze, jakiś cień człowieka z siekierą i obleciał nas strach. Postanowiłyśmy obejść przez las dookoła aby ominąć tego złoczyńcę, jak nam się zdawało... Gdy około północy dotarłyśmy wreszcie do leśniczówki, to już były niemal zorganizowane poszukiwania nas. Rankiem, gdy wróciłyśmy w to samo miejsce aby pokazać, że tam stał ktoś wymachując siekierą, okazało się, że to tylko złamana gałąź drzewa. Gdy oświetlał ją z jednej strony księżyc to dawało taki efekt, zwłaszcza w wyobraźni strachliwych nastolatek. Do tej pory się z nas śmieją co wtedy nas widzieli...
Gratulujemy
Proszę o kontakt prywatny z danymi wysyłkowymi.
A my dalej się bawimy, wypatrujcie kolejnych konkursów!