Teraz trudno byłoby mi napisać czego się boję...ale mogę napisać czego kiedyś się bałam :)
Dawno, dawno temu, w dni zaduszne, rodzice z sąsiadami rozmawiali o ...duchach, o nieziemskich czy nadzwyczajnych historiach, zupełnie niewyobrażalnych, wręcz niewiarygodnych i trudnych do wytłumaczenia. Wszystkie na faktach, np. takie, że ktoś szedł sobie w nocy i słyszał za sobą jakiś kroki. Gdy się odwracał, nikogo nie było. Albo, że nikogo nie było w kuchni a szklanki same pękały jedna po drugiej. Ja powinnam była już dawno spać, ale te opowieści były takie ciekawe, że podsłuchiwałam pod drzwiami. Zauważył to tata i sobie akurat wtedy przypomniał, że mój rower stoi pod blokiem, a powinien być w piwnicy. Powiedział, abym poszła go wstawić. Wyszłam i stałam pod drzwiami na wycieraczce pewnie długo, bo zaniepokojony tato aż wyszedł sprawdzić co się dzieje. A ja po prostu bałam się tej piwnicy, która nie miała światła. Stanął więc na górze schodów, a ja musiałam, znieść ten rower za karę, że jestem nieposłuszna. Pamiętam do dziś ilość schodków do piwnicy( 6 było) i te emocje, które mi towarzyszyły jak rzucałam rower na ścianę piwnicy i po ciemku wracałam na górę. Czułam te wszystkie duchy na moich plecach, jakby przysiadły na nich i śmiały się ze mnie pokazując mi jakie strach ma wielkie oczy :(((
Do dziś 2 listopada przypominam sobie tę historię i za nic po zmroku nie wyjdę z domu :)))