Marcin Lewiński
Z tomiku: Mocno osadzony
Wydawnictwo Oficynka
(zapis limfatyczny)
najpierw uzbrojony po kły wartownik obstając
przy swoim
donośnym barytonem nie chce mnie wpuścić
na teren zakazany
przez co nie umiemy się dogadać
nie operujemy w tej samej stylizacji
inaczej definiujemy podstawowe pojęcia
odmiennie nauczono nas tej samej wiedzy
jedynie sztuka trzymania dystansu
jest mniej więcej na tym samym poziomie
w końcu on odpuszcza archaizację idiomy swój dialekt
przywołany przez napełniających mu michę
zgrabnym susem
znika
następnie wzgórza - pozostawione ślady pojazdów
niekosmicznych
dysząc wspinam się utartym szlakiem ludzkiej
ingerencji w naturę
gdy nagle rwące myśli spojrzenie oszałamia widok
pędzącego kozła
zdecydowanie nie jest ofiarnym
tym samym degraduje tak ważny dla ludzkości stereotyp
truchlejąc przed nim potężnieję przed sobą
wspinam się krętą ścieżką linii serca napiętej
w wyschniętym przełyku
jestem sapiącym oddechem w nie najlepszej formie
fizycznej
wzgórza objawiają wiele prawd już objawionych
tylko wspomnę czasy gdy myślałem że zjadłem
wszystko
każdą mądrość wylizując miskę z rozumem do dna
wzgórza odkryły brakującą nanocząsteczkę prawdy
której jak się okazało
miałem w pełni nigdy nie dostąpić
stąd do dziś operuję czasami zaprzeszłym przyszłym
i niedoszłym
jakby były linią ciągłą
nieustającym zdarzeniem
jednostajnie monotonicznie niezmiennym
na niewielkiej przestrzeni z samym sobą jakbym
pozostawał
umarły