Piotr Figas
Z tomiku: Kronika otępienia
Wydawnictwo Sorus
🌹głośniej mi🌹
obudziły mnie jaskółki
łebki krzywe i krzykliwe
pisk ich niosę cały dzień
okna domu tu gdzie cisza
grają zgrają zawsze w maju
dom się ciągnie niby cień
kiedy bunt już nic nie daje
a w teoriach płaska gloria
żywa gama ptasich brzmień
ech jaskółko ciemna iskro
bo my z ziemi całkiem niemi
piskiem pismo losu zmień
🌹anielski orszak niech twą duszę przyjmie🌹
jeśli jesienią twoja postać bez cienia
we mgle niknie a pieśń przychodzi
to jeszcze o tobie śpiewa ziemia
i z grudy ziemi możesz się odrodzić
zaniosą chóry pewną wieść o tobie
że właśnie tutaj grzałeś miejsce pewne
a co tak rdzewne na twojej osobie
obmyją łzy nasze czyste rzewne
a pozostali co o marnym losie prawią
sami schnąc z dnia na dzień jak wióry
wykrzeszą ogień ażeby żal strawić
dołączą prędzej czy później do chóru
i jeśli jesienią każda postać bez cienia
we mgle znika a pieśń przychodzi
to jeszcze o życiu śpiewa ziemia
i gorycz ziemi pieśń żywych wynagrodzi
🌹data umowna 1971🌹
powłoka ciała to cyferblat starego zegara
skrzyżowane ramiona niby nieruchome wskazówki
tak wygląda pieczęć momentu katastrofy
z niej nie da się odczytać kim wtedy byłem
nic mądrego ze śledztwa nie wyniknie
detektyw z rezygnacją stwierdzi tylko że NN
albo inaczej – cyfra z milionów tych ludzi
którzy chcąc nie chcąc stanęli przed czasem
i musieli przyjąć własne nic do wiadomości
mówią że jednak życie się nie zatrzymało
że jakieś jutro jeszcze czeka do zrobienia
i nikt nie jest lepszy taki prawdziwie dotknięty
ale ja wiem jak bardzo pozostanie nieznane
to co zdarzyło się wcześniej przed zarazą
i że wybój na jakim świat podskoczył łamie osie
bo kiedy się nie jest kimś mocno poszczególnym
żadne wspomnienie nie może więcej mieć znaczenia
one wszystkie należą do wspólnego losu gatunku
tak piecze mnie żal mnie samego straszny żal
że jestem ogołocony jakbym właśnie był myty
przez dobre ręce przedsiębiorcy pogrzebowego
czas zarazy, 6.06.202 r.
🌹uwaga🌹
jedno twoje słowo które utuli to nie to
co mądrości uliczne rzucane w eter
spacer gdy każdy krok to miara rzeczy
nie tym co straceńcze nasze marsze
bardziej pragnę ale wciąż sączę
i nie da mi rozchwiana równowaga
spojrzeć na ciebie w milczeniu
wreszcie zamilczeć w spojrzeniu
patrzę w zmoczone deszczem okno
wpatruję się w szarość – nic nie czeka
i ptak przelatuje jak sygnał radaru
jak zwitek z pilną wiadomością gryps
🌹żywe wraca🌹
Czyta Czarek Papaj @Poezja Ma Głos
🌹koniec tyranii🌹
i oto śmierć mnie nie zastanowi
prawdziwie ludzki smutek ustąpi
wolno ruszą cieki podskórne
w skamieniałych pokładach
zaczną żłobić życiodajne żyłki
o te swoje tajemnice wypłyną
na światło fleszy i jupiterów
i zaskowyczy zwierzęca ulga
zjednoczy się samo w sobie jądro
gdy światło dzienne zejdzie nam
koniec tyranii zawsze był blisko
na pogardliwe splunięcie zza ruin
na wyciągnięcie żebrzącej ręki
nie dalej niż obojętność sąsiedzka
o wyrzut beretem o ukłon w pas
🌹elementarz na nowo🌹
więc równowagi wciąż pożądałeś
a kończysz w smutnej symetrii
w godziny nocy godziny dnia zjazd
milczenie z wyżyny majestatu
zrównuje horyzont oraz brzeg
mowę i bełkot w szum oceanu
ale naiwnie patrz jak ci pierwsi
którzy dostrzegli że okręt rośnie
maszt z każdą chwilą się wydłuża
na nim triumfalnie łopoce proporzec
i wszelkie dobro kulistości Ziemi
jest niby mokry kamyk na słonej dłoni
elementy – z nich jest twój palec
ten co wskazuje i daje czytelne znaki
co wierci w brzuchu nieustannie
tak teraz w oknie świszczą elementy
i elementów na niebie konstelacje
to z nich jest język odebrany tobie
LINK🛒 https://sorus.pl/kronika-otepienia-piotr-figas-w-poszukiwaniu-indywidualnosci/