Teresa Fejfer Aranek
Z tomiku: Istotą jest człowiek
Wydawnictwo Sorus
🌹Narodziny🌹
Oto jest! Wyczekana, srebrzysta planeta!
Obco tu, wieje chłodem, dziwny dotyk i błysk.
Nowa przestrzeń rozbudza ciekawość człowieka,
magnetyzuje szeptem, instynktownie chce żyć!
Pierwszy krzyk – jak wołanie rozbitka na brzegu,
już zaciągnął powietrza odurzający haust,
stukot tętna i czkawka, ciepełko w krwiobiegu.
Witaj wielki – maleńki! Tak zaczął się Twój czas.
Jaki będzie? Zobaczysz w optyce odcieni;
wielokształtnych formacji postrzeganych spod rzęs,
nieskończoność, lecz życia na drobne nie zmienisz.
Masz za to kilka rzeczy, które nadają sens;
rozum, dobro i prawdę (pochodnych nie zliczę)…
Dziś lulaj, niech trwa karma!
For You – koncert życzeń.
🌹Wypominki🌹
W czas obrzędów jesiennych, osobliwie mrocznych,
zewsząd słychać lamenty, łkają wypominki.
Różańcowe paciorki jak łebki od szpilki,
łudząco podobne do deszczowych kropli.
Każda z nich się spowiada, tocząc łzawe modły
w tajemnicach bolesnych, a wiatr opowiada
głosem ducha planety,
wyjąc – chce przebłagać,
za miliony uchybień człowieka niegodnych.
Melancholie żałosne w judaszowych oknach
wymieniają prawieczne dramaty w ciemności;
Rapa Nui – pustynna Wyspa Wielkanocna,
martwy raj utracony przez duchy przeszłości,
opustoszałe miasta,
zatrute jeziora,
suche koryta rzeki,
wymordowane drzewa,
ziejące trupy fauny,
powietrze i ziemia,
odorem toksyn razi
zwyrodniała flora.
A tam wrzawa wśród stałych oprawców planety…
Rozsypują po świecie destrukcyjne ziarno
złotym cielcom w ofierze, starców i kobiety,
popijając szampanem jesiotrowy kawior.
A tu lament zawiesza na szypułkach losy,
chaotycznie spadają – na kogo wypadnie…
Układnym pełne trzosy, innym zęby w gardle,
szpetnym marom pokutnym – wypalone oczy.
🌹Równoległy🌹
Zapadam się coraz głębiej w nocny pył,
ku mojemu zdziwieniu biały jak śnieg.
Piękny widok, wspaniałe pustkowie,
próbuję wziąć głębszy oddech…
Halo! Czy jest tutaj Człowiek!
Kto kliknął option Backspace?
Jest biało, cicho, pusto, nic…
wszystko się skasowało.
Prawda, godność, wstyd,
współczucie…
Wszystko, co ludzkie.
Wyłonił się most!
Może Olmekowie
wybudowali przejście
nad Morzem Obojętności,
zacznie się wszystko od początku
i znowu wybór, lecz czas się kończy.
Stagnacja czy zapaść w Morzu Pozorów?
Tu i tu jest niestosowna – czarna wieczorowa,
a mówiłam, na drogę ma być kolor mojego życia.
Co za różnica? Chcę oddychać, to kara czy nagroda
przełamać lęk, iść do przodu – zrobić pierwszy krok
w nieznanym kierunku innego wymiaru…
🌹W niebo wpięta🌹
Łukiem położona na sklepieniu nieba
– pytasz, skąd się wzięła?
– Może to łza Boga,
lśniąca w pełnym słońcu, uwieńczeniem dzieła,
wstęgą siedmiobarwną oznaczona droga…
Jasne aureole i anielskie skrzydła
przypina artystom, muza kolorowa
stąpa po witrażach, lśni na malowidłach,
boska na ołtarzach i ludzka w alkowach.
Awal dla stworzenia dający nadzieję
na rozum i jasność w przenikaniu piękna.
Przez środek pryzmatu w dostępne przestrzenie,
także w ludzkie serca, by walkę zaciętą
na skrajnych biegunach pojednało światło,
mostem scalającym rewiry publiczne.
– Nie nazywaj innych tęczową zarazą,
każdy byt to boskie kuriozum optyczne,
więc „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”,
we wszechświecie będąc okruszyną marną.
Gdy czas się dopełni, życie zetrze w pyłek,
twoja ostateczność – jaką zalśni barwą?
🌹 Spotkanie z poezją🌹
Spotkałam ją przy kwiaciarni,
na berecie spał motyl,
w oczach zalanych łzami
dwie ogromne tęsknoty.
Furkoczą w lichym płaszczu
zrezygnowane skrzydła,
niby żagle bez masztu
rozpaczliwego widma.
– Coś potrzeba z kwiaciarni?
Skoczę na jednej nodze.
– Pół funta kociej karmy,
lecz chyba zgubiłam drogę…
(W jednej chwili tęsknoty
przemieniły się w potop)
– W domu czekają koty,
a wyszłam przed dziesiątą.
– Jak się pani nazywa?
Motyl wzrusza skrzydłami.
– Amnezja Nieszczęśliwa,
kupisz mi kociej karmy?
Oddam wszystko (po trochu),
On wyszedł do kwiaciarni,
jakoś tak w zeszłym roku…
– Kupisz mi kociej karmy?
On zgubił portmonetkę,
pewnie jej jeszcze szuka,
a ja ostatnią klepkę,
stara jestem i głucha.
Sama żyję na świecie;
dwa koty i Amnezja,
i motyl na berecie
na ulicy Poezja…
Dwie wstydliwe tęsknoty
drążyły płaskorzeźbę,
gwiazdy mruczały jak koty,
wieczór zmieniły w poezję,
wyczarowaną oskomę,
herbatkę w łzawy poemat,
bo kluski za mało słone,
a Jego nadal nie ma…