Było w niej coś wspaniałego. Była taka młoda, tak krucha, a jednak wdała się w tę szaloną awanturę. Również - a lord Athelstan wiedział, że mówiła prawdę - była gotowa umrzeć, gdy podróż dobiegnie kresu.
Powstrzymał ostre słowa i zamiast tego miękko, tonem, którego przedtem nie używał, zapytał:
- Może zapomnimy o tej drobnej potyczce?
Minęła chwila, nim spytała:
- Czy jest pan... aż na tyle... wspaniałomyślny?
Czekała chwilę, lecz gdy nie odpowiedział, odwróciła się ku niemu. Lord patrzył na nią z wyrazem twarzy, którego ona nie rozumiała. Ich oczy spotkały się.
Nastąpiło między nimi coś dziwnego i niepowtarzalnego. Nie potrafiła tego wyjaśnić. Poczuła nagły brak tchu, jakby coś stanęło jej w gardle.
Przez chwilę, która wydawała się wiecznością, stali oboje nieruchomo, po czym lord Athelstan powiedział:
- Dobranoc, Nataszo!
Po raz pierwszy użył jej imienia. Odwrócił się i odszedł do swej sypialni, zostawiając ją samą.