Podniosła tylko na niego oczy, a on łagodnie i tak wolno jak statek wypływający z portu przytulił ją do siebie. Było to nieuniknione, nie mogła się oprzeć. Przyciągał ją do siebie coraz bliżej i bliżej. Spojrzał na jej twarz, podniesioną ku niemu, po czym przylgnął wargami do jej ust. Ancella przez chwilę była świadoma tylko tego, że jego usta są twarde, a podświadomie spodziewała się, że będą miękkie. Nagle jak błyskawica przeszył ją ogień, który w nim wyczuwała. Wnikał w nią drażniąco, podniecająco, ogarniając ją nieubłaganie, a wraz z nim nadeszła słabość, przynosząc ze sobą wrażenia tak rozkoszne, że Ancella nie mogła już myśleć, tylko czuła.