Safina nagle przebiegła przez pokój i przytuliła się do niego ze wszystkich sił. - Nikt cię nigdy nie zabierze - powiedział. - Należysz do mnie, Safino, i macocha nie może cię już nigdy więcej skrzywdzić. - Ona... jest... zła... rzuciła... na mnie... klątwę. W świetle świec książę zobaczył prawdziwy lęk w jej oczach i łzy płynące ciurkiem po policzku. - Ratuj mnie... ratuj... mnie - szepnęła rozgorączkowana. Przez chwilę tylko patrzył na nią, nigdy jeszcze nie wydawała mu się taka piękna......