(00:02)
Dobry wieczór i dzień dobry.
Ach co to był za dzień (sobota). Przez ostatnie pół dnia obawiałem się, że nie będę mógł tego wyrazić w szerszym gronie bo padł Internet. Jak tu żyć? Mieszkanie wysprzątane, wszelkie zaległości ogarnięte a tu nadal nie ma. Biegałem z kablami, restartowałem router, nawet piwo przestało smakować, a na infolinii ciągle ten sam komunikat – o 21:00 będzie ogarnięte. Dotrwałem, ale nadal nic, choć skoro jestem to już wiecie, że wszystko wróciło do normy z mocnym poślizgiem. Zadawalali nas etapami. A to wskoczyło WIFI, by za chwilę na kilka godzin wystrzeliło w kosmos. Ci co w pokojach mieli neta na kablu, mogli odpalić Google, ale już YT niekoniecznie. Świat się skończył. Tu wspomogę się numerem…
Ach jaki ten numer jest dobry. Baaa, cała płyta jest genialna. Kiedyś… a dobra, nie ma co krakać.
Dzisiaj, tzn. wczoraj, czyt. sobotę spełniłem swoje marzenie, poniekąd pchnięty do działania przez naszego kolegę Bartosza vel @Johnson. Ano jakiś czas temu pozazdrościłem koledze strzeleckiego wypadu a On na chłodno mi odpisał, że co to za problem wybrać się na strzelnicę. Przyznaję, że poszło mi w kolana. Swoją drogą temat, który wałkowałem w głowie od dwóch lat i miarka się przebrała. Uwaga, werble….
Odświeżyłem kontakt z czasów cyklicznych, leśnych spotkań z paintballem i proszę. Statystyki: ja i dwójka synów pod okiem mega człowieka, trzy tory na średnim dystansie, czternaście rodzajów broni, pięć kalibrów amunicji, trochę ponad dwieście strzałów, sińce na przegubie ramienia zaliczone. A teraz wisienka.
Pierwsze trzy strzały poszły jakieś dziesięć centymetrów poniżej celu. Moje chłopaki swoje cele muskali albo wstrzeliwali się idealnie, więc czułem się nieco zawstydzony swoim wynikiem. Oceniając tablicę z bliska zdecydowaliśmy się jeszcze po dwa strzały, by poprawić swoje wyniki (szczególnie ja). Na dodatek przykleiliśmy monety do tablic. Moja była dwuzłotówką, starszego syna złotówką, a młodszego, który był dotychczas najlepszy, pięćdziesięciogroszówką. To napięcie czuło się już wracając na stanowisko strzelania. Odwróciliśmy kolejność strzelania, czyli tym razem poszło od najmłodszego. W końcu usiadłem ja. Dwa złote gdzieś tam, widziałem je w lunecie, a przy tym podziałkę w celowniku. Na ile odchylić by ją przestrzelić? Nasz opiekun opowiadał, że jak strzelał na tysiąc dwieście metrów przy silnym wietrze, odsuwał celownik o trzy metry od celu a i tak trafiał trzy na dziesięć razy. Ile ja miałem odchylić na grubo mniejszym dystansie i nie wypaść na lamusa w oczach Synów?
To nieprawdopodobne, ale się udało za pierwszym razem. Drugim strzałem musnąłem monetę starszego Syna na jego tablicy. Bohater. Jest. Misja skończona, honor zachowany w wielkim stylu.
To tyle z sobotniej zabawy. Fajny klimat jak na kilkunastu, czy może nawet kilkudziesięciu stanowiskach (nie liczyłem) ciągle słychać strzały. Ogrom ludzi, aż nie do uwierzenia, że w sobotni poranek stawia się tu tyle osób jakby to była wyprawa do Żabki. Szok.
Ok, emocje opadły więc puścimy teraz numer z radia, bo to mi popołudniu zostało bez neta.
Prosta i genialna gitara. Smyczki też jakieś słychać. Ooo są w teledysku. Fajny numer.
To jeszcze dla @LetMeRead, bo ostatnio tęskniła za Odellem, więc numer całkiem świeży a i dla Elizy coś uczkniemy ;)
Niesamowita publiczność, uwielbiam takie momenty na koncertach kiedy wokalista praktycznie nie musi śpiewać bo publiczność śpiewa raz że czytelnie, a dwa wystarczająco głośno by wpasować się idealnie w sekcję muzyczną.
I taki podobny przypadek znalazła ostatnio moja Żona. Myślałem, ba byłem przekonany, że w tym związku to ja podrzucam muzyczne ciekawostki ale to już któryś raz jak to Ona mnie zaskakuje. Pięknie, bardzo mi się to podoba. Przypadek nieco inny, zbiegający się z chorobą wokalisty.
Kopara mi opadła. Wzruszające.
I teraz nie wiem w jakim iść kierunku, gdzie się zaszwendać. Aaa dobra, to jeszcze jeden przypadek aktywnej publiczności. Nieco inny od poprzednich, ale jakże ekscytujący. Numer zespołu UFO „Doctor, doctor”, który przez długi czas otwierał koncerty zespołu Iron Maiden. W 2018 roku, w Krakowie (moim rodzinnym mieście) byłem tego świadkiem.
Niesamowita energia a jeszcze nie rozpoczął się koncert. Kiedyś pisałem o moim tatuażu w hołdzie dla Iron Maiden. Samolot, to właśnie z tego koncertu, ten który zacznie latać tuż przy pierwszym numerze z koncertu.
Mam na swoim ramieniu, ten sam napis jaki widnieje na samolocie. Widać go idealnie w 04:37 minucie. UFOY. Cokolwiek to znaczy . UFO mogłoby nawiązywać do numeru jaki rozpoczynał w tym czasie koncerty. Nie wiem. Mimo to, ten element odwzorowaliśmy bardzo dokładnie. Widać ten samolot na zdjęciu ze strzelania ;)
Dotarliśmy chyba do końca, bo już włączają mi się numery z zeszłego tygodnia. Nie wiem co na koniec. Może coś walecznego, żeby spróbować połączyć strzelanie z tymi delikatniejszymi elementami dzisiejszego wieczoru. W sumie, uśmiechałem się już jak pisałem czując do czego zmierzam. Wybór na dzisiaj może być tylko jeden. Waleczność, siła i zarazem delikatność.
To chyba tyle, zaraz dobije trzecia a ja już rezygnuję z kolejnego piwa. To o czymś świadczy, że jednak ta lampka ostrzegawcza potrafi zapalić się w odpowiednim momencie. No chyba że już dawno się przepaliła. Dobra to jeszcze jeden numer jako podsumowanie tematu publiczności i zespołu Manowar skoro przy nim jesteśmy.
I tym miłym akcentem…
Dziękuję i życzę dobrej nocy i oczywiście witam się w ten niedzielny poranek.
(03:03)