(01:56)
Dobry wieczór i dzień dobry.
Gdybym chciał rozpocząć dzisiejszą nockę zacząłbym w taki sposób.
W sumie byłoby to idealne połączenie z aurą jaką mamy za oknem a ja dzisiaj, tzn. wczoraj walczyłem z przymarzniętymi drzwiami auta. Kończę powoli tydzień urlopu, bo zaległo mi się dni, że już sami wypychali mnie na kopach. I tak spędziłem ten tydzień na niczym, choć domowe obowiązki wystarczająco wypełniają czas ochotnika, który postanawia w nim zostać. Nadrobiłem trochę tematów muzycznych, poczytałem i obejrzałem głośny w ostatnim czasie serial „Wednesday” na Netflix a tam? Właśnie… Mistrzowska aranżacja Vivaldiego, skrócona to fakt ale rozpływałem się przy tych dźwiękach. Do dzisiaj Jenna Ortega pojawia mi się w niemal co drugim proponowanym poście na FB. Tu też czas na…
(!!!) Kolega @Mackowy słusznie wskazał, że coś tu jest nie tak, a ja pominąłem kluczowy akapit i wyszło jak wyszło. Oczywiście trudno było szukać w scenie z dachu dźwięków Vivaldiego. Więc skąd mi on się wziął? W pierwszej chwili zwariowałem, bo przecież słyszałem. Nie w tym numerze ale słyszałem. Przecież nie mam aż takiego świra! Oddychaj, oddychaj. Zatem po kolei. Vivaldi i prawidłowa scena.
Teraz już z górki. Oczywiście, filmowa aranżacja numeru "Paint in black" zespołu Rolling Stones. Na smyczkach każda muzyka brzmi niewiarygodnie. Może to doskonały przepis na wyostrzenie dźwięków i wyniesienie ich na "salony".
Był też inny kwiatek dobrze znanego zespołu podczas jednego z kolejnych odcinków. U nas w domu to taki zwykle jest głuchy teleturniej „po pierwszej nutce”. Przeważnie wygrywam hehehehe, bo w oglądanych przez nas filmach częściej pojawiają się nutki starszych zespołów.
Ale Metallica, bo rzuciło mi się w tygodniu zrobiła numer zwiastujący nową płytę. Jeszcze nie słuchałem, choć czytałem w międzyczasie komentarze. Słucham.
Po pierwszym przesłuchaniu, nie zrobił mnie ten numer już brzmieniowo. To pierwsze uczucie bo kompozycyjnie wszystko trzyma się poprawnie. Aż włączę sobie drugi raz. Trochę nawiązuje schematy z dawnych lat, jak numery z płyty „Garage inc.”. Wesołe, proste i brzmieniem bardzo podobne. Może to jakiś znowu zwrot w karierze, jeśli tak to super, lubię zespół do czasów czarnego krążka. Jestem ciekawy co będzie dalej.
Ale co śmieszniejsze rozszerzając wątek komentarzy pod oficjalnym otwarciu numeru wpisał się niejaki przedstawiciel polskiego zespołu KAT. Wiecie, że to też skomplikowana sytuacja, więc w skrócie. Był KAT, muzycy z wokalistą Romanem Kostrzewskim. Potem doszło do rozpadu. Kostrzewski zabierając perkusistę sformował swój projekt „Kat i Kostrzewski”, a gitarzysta swój jako ten właściwy KAT i ten drugi odział robi wokół siebie co jakiś czas dziwne zamieszanie. To właśnie on zarzucił, że Metallica skopiowała ich riff czyli zagrywkę gitarową z ich numeru.
„Gratulujemy Metallice nowego utworu "Lux Æterna". Bardzo mocne uderzenie i znakomity song na otwarcie albumu. Trochę nam przypomina nasze "Satan’s Nights" z albumu "The Last Convoy" , ale to z pewnością niezamierzony przypadek. W końcu Metallica wie co to są dobre riffy. Pozdrawiamy KAT”
i wisienka na torcie… bo pomimo, że metal nie powinien dzielić, to ten przykład długo tkwi ością w gardle metalowego społeczeństwa. Użytkownicy portali wskazali kolejny utwór, który powstał wcześniej niż ten KATa i rozwiewa wszelkie wątpliwości…
No nic. Co jakiś czas wypływają takie kwiatki jak ktoś się zapędzi, ale Internet nie zapomina.
Trochę straciłem wenę odbiegając od tematu smyczków jakie mieliśmy na początku. Ale wracając, bo ten „Nothing Else Matters” to wykonanie zespołu Apocalyptica, prawda? To ci co w czwórkę machnęli na raz jedne z największych hitów zespołu Metallica. Może nie na raz, bo numery coverowali jeszcze na kolejnych płytach. Na 18-tkę dostałem w prezencie ich pierwszy album. To był mega prezent więc pozwólcie, że na moment przeniesiemy się w czasie.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy to idealny ja. Mało słów, dużo dźwięków. Mógłbym gitarowo wyrażać swoje emocje, smucić się, kłócić. Cóż, na resztę musiałbym odłożyć gitarę.
A mam jeszcze jednego gościa, którego nienawidzę, ale gra bardzo dobrze, mało tego znalazłem stare wykonanie i z jakością może średnio ale dźwięk.
Ale jako facet i tak uwielbiam babki, a te z instrumentami to już oooo.
i
Ale patrząc na polską scenę muzyczną, jak dotąd jest jeden władca smyczków.
od 1:21powinno ruszyć (nigdy nie mam pewności, że to działa)
i jeszcze jeden, jeszcze pod skrzydłami zespołu Hunter. W Tczewie swojego czasu grałem z zespołem przed nimi jako suport. Ale minęło, i dla mnie, i dla nich.
(od 35:51)
Drak, czyt. wokalista ma identyczny model gitary jaką posiadam ja, z tą różnicą, że on ma Gibson, ja Epiphone. Takie gitarowe przepychanki hehe.
Ok. To tyle na dzisiaj z smyczkowych akcentów i muzyki poważnej. I prawie bym zapomniał. Odszedł bym tak po prostu a przecież miałem w głowie genialny numer z motywem „Dla Elizy”. Potrafię go zagrać na pianinie taki jestem zuch. To będzie idealne zwieńczenie wieczoru.
Mam ten koncert w postaci ekskluzywnego winylowego wydania.
I tym miłym akcentem...
Dobranoc i dzień dobry w ten sobotni poranek.
(04:30)