Kotłuje mi się w głowie i nie wiem od czego zacząć. Może spokojnie, w charakterze rozbiegu i dla mnie i dla Was. Na pierwszym miejscu zawsze stawiam muzykę, tzn. harmonię. To od tego głównie zależy czy chwycę nutę, czy też przeklikam ją, szukając „dobrego” momentu. Kiedy już mam czego się zaczepić, wyszukuję najlepszą, dostępną jakość numeru i dopiero wówczas zaczynam ucztę. Szukam w głowie ewentualnych podobieństw, naleciałości bądź inspiracji. Na końcu zwykle przychodzi wartość tekstu, który jak pamiętam z osobistych doświadczeń, powstawał do niemal gotowej kompozycji muzycznej.
Pamiętam czasy kaseciaków, kultowego przewijania taśmy na ołówku, czy długopisie. Kiedy po wciągnięciu przez magnetofon trzeba było do niej dotrzeć rozkręcając kasetę, kleić (używałem lakieru do paznokci Mamy). Pamiętam szpulowy odtwarzacz Taty, którego głośnik zniszczyłem szpikulcem wciskając go w dziurkowaną, drewnianą osłonę. Wszystko wydawało się być wtedy idealne i każdy cieszył się już z samego faktu, że słyszy swoją ulubioną nutę. Nie było pojęcia lepszej lub gorszej jakości, poza wytykaniem ewentualnych trzasków, bądź zwolnień, które wynikały z mechanicznych aspektów sprzętu. Dzisiaj, nie problem usłyszeć różnicy pomiędzy youtube’owym 144p, a wymarzonym 1080p HD. Obecna technologia umożliwia poczuć muzykę bardzo dokładnie, dzięki czemu każdy jej element staje się wyraźny i jeszcze bardziej odczuwalny.
Jakie elementy, jakie detale?
Ooo np. dzwonek. Słyszałem ten numer dziesiątki razy i to trochę tak jak z filmem. Oglądasz ten sam tytuł któryś raz z rzędu i dostrzegasz, że ktoś przeszedł w tle i nie pasował do całości. Albo, że na ścianie w tle kadru jest malunek, który nawiązuje do innego tytułu. Takie sytuacje powielane są dość często, a i w muzyce okazują się ciekawym smaczkiem. Nie wiem, czy to wówczas była wina jakości nagrania, ale dopiero po jakimś czasie usłyszałem w tym numerze dzwonek. Posłuchajmy.
Delikatny, jak ze starego telefonu? Nigdy nie zagłębiałem się jakie może być jego przesłanie. A może to budzik? W każdym razie, pierwszy raz pojawia się w 0:19 minucie, potem od 5:01. Słyszycie?
A co z konstrukcją numeru?
Wiadomo, że co zespół, wykonawca, to indywidualny i często charakterystyczny styl. Co jeśli jednak, dany numer przełamuje gatunki? Brzmi rasowo, ale rytmicznie można go podciągnąć pod zupełnie inny? Już wyjaśniam. Na pierwszy rzut „oka”, a w tym przypadku „ucha”, muzyka pasuje do ogólnej koncepcji zespołu, ale… Kiedy kolejny raz przesłuchiwałem tę płytę, ten konkretny numer odbiegał mi od ogółu. I faktycznie – czy to walc?
Kroki? Pasują. Klimat? Biała suknia wirująca w rytm szybkiego 1 2 3. Mina gości pewnie bezcenna ;) Przy gitarowym solo okrętasy… ach bajka. Genialne.
Może jeszcze coś o brzmieniu?
Tutaj napiszę tylko tyle, że uwielbiam wersje koncertowe numerów. Wersje gdzie czuć emocje, widać kontakt zespołu z publicznością i choć czasem cierpi na tym jakość nagrania, to coraz częściej można wyłapać oficjalne ujęcia rodem z najwyższej półki. Np. na załączonym niżej obrazku.
To tylko numer otwierający koncert, gdzie prawdziwy spektakl rozpocznie się już za kilka minut. Niesamowite.
I to tyle w roli wprowadzenia. Zdecydowanie przegadany, ale chciałem uściślić kryteria jakimi się posługuję obcując z dźwiękami. Dlaczego ciągle przykłady zaczerpnięte z Iron Maiden? To bardzo proste, ten zespół towarzyszy mi w życiu od ponad 20 lat, więc łatwo mi wertować pomiędzy numerami i je przytaczać. Ale to przecież tylko wstęp do muzycznej uczty.
C.D.N