Dobry wieczór, dzień dobry ;)
Rozpoczynam wieczór choć dziwnie się czuję który, bo jednak kalendarzowo mamy sobotę, choć nie, niedzielę, to przecież nie wieczór a noc, a zanim skończę, pewnie ranek. Ale mój wieczór rozpoczął się w piątek, gdy wieczorem zdrzemnąłem się na około 40 min przed ostatnią w tym tygodniu firmową nocką. Wróciłem w sobotni ranek do domu krótko po szóstej i po kąpieli wszedłem do jeszcze ciepłego łóżka. Nic, leżałem około godziny, w głowie chaos i wielkie oczy, że mógłbym nimi rozświetlić pokój. I co? I dupa. Nie mogłem zasnąć. Czułem się głodny, więc gdy Żona wstała robić sobie śniadanie, poczłapałem do Niej. Postanowiłem, że położę się po śniadaniu.
Chwila. Potrzebuję muzyczki, a że dziś pakowaliśmy z Żoną prezenty, to włączę płytę, którą pewnie znajdę pod choinką ;)
ok, leci. Jak zamierzałem, tak uczyniłem. Po śniadaniu do łóżka mając świadomość, że około 10-tej jedziemy ze Szwagrem do pobliskiej leśniczówki wyciąć wymarzone drzewka. I tak sobie pospałem, kręcąc się z boku na bok przyjmując wszelkie możliwe, czasem i kosmiczne pozycje. Trzeba było się zbierać. Na miejscu klimat niesamowity. Leśniczówka Szpęgawsk na Pomorzu. Byliśmy tam już drugi rok z rzędu. Setki drzewek i ja z siekierką buaaaaahaaa. Nieeee, byłem bardzo kulturalny i nawet mijające mnie rodziny śmiały się, że sam Mikołaj przyjechał po drzewko hehehe. Broda robi robotę. Koszuli w kratę zabrakło do poziomu prawdziwego drwala.
Mieliśmy ze Szwagrem już łupy w postaci dwóch drzewek, więc powrót do domów. Potem jeszcze przesiadka do swojego auta, osobista wizyta u rodziców i powrót do domu, choinka na balkon, ja do łóżka z nadzieją, że się uda zasnąć. Dwie godziny tak leżałem, wziąłem w końcu książkę z nadzieją, że mnie znuży. Nic, przeczytałem do końca. Cholera. Rozpoczynać kolejną? Właśnie mijała doba na nogach z około godzinną drzemką z poprzedniego dnia. Bez sensu. Ogarnąłem łóżko do trybu codziennego i ogarnęliśmy obiad. Potem choinka, przecież czekała ciągle na balkonie.
Zainstalowałem w stojaku, wypoziomowałem, pionowałem aż w końcu było idealnie. Po skończonym zadaniu poszedłem się położyć z nikłą nadzieją, że może się udać. Kiedy otworzyłem znowu oczy, na zegarze minęły kolejne dwie godziny. Niesamowite hehehe. To już trzecia w ostatnim czasie. Choinka ubrana więc w sumie dobrze, bo najgorsze mnie ominęło. Nie lubię ubierać choinki. Ograniczam się do wycięcia, przywiezienia i zamontowania w stojaku by prosto się prezentowała. A potem nożyczki w ruch, krępująca drzewko siatka opada i jest tak jak być powinno. Reszta? Zwykle muszę odpocząć, choć dzisiaj tzn. wczoraj. Tak, w końcu się udało. Dobre i te dwie godziny.
Ogólnie, to czekam aż padnę. Otworzyłem sobie piwo myśląc, że mnie zamuli. Potem kolejne i nic. Nie działa. Zepsuł się Pan Brodaty hehehe. Zaraz minie 36 godzin na 3 godziny drzemki. W sumie. Dobrze jest. Domyślam się, że w niedzielę będę niedysponowany dla kontaktu ze społeczeństwem. hehe.
Piąty numer na płycie i jak na razie żadnych słabych punktów. A szósty? A szósty to proszę Państwa mistrzostwo świata. Polecimy za ciosem, niech się buja.
Szósty numer na jedenaście tych dobrych to już dobry omen na całość. Dalej można znaleźć jeszcze kilka w celu utwierdzenia, że to odpowiednia płyta.
Nie ogarnę jednak wszystkiego, muszę się położyć. Jednak i mój czas nastał. Na koniec…
Dobranoc i dzień dobry dla niedzielnych kanapowiczów.
Pozdrawiam – Michał
Ps. A jednak mnie ścięło, szybko, bez pytania. Na szczęście potrafię ten stan w miarę szybko rozpoznać. 36 godzin to i tak niezły wynik.