(02:05)
Dobry wieczór, dzień dobry.
Zacząłem wpisywać godziny żeby każdy widział o której zasiadam do szwendania. Nieraz zdarzyło mi się zniknąć, mogę też stracić poczucie czasu, a tak, przynajmniej będziemy wiedzieć gdzie mnie szukać hehe. A tak na serio, mam za sobą dwa tygodnie nocek, więc nie sądzę, że usnę o wczesnej porze. Wczesnej może tak, ale patrząc chyba od strony porannych godzin.
Właśnie skończyłem pisać recenzję „Moja przyjaciółka opętana” Grady’ego Hendrixa i moje odkrycie, z którego jestem dumny podrzuciło mi myśl na dzisiejsze szwendanie. Nie umieszczę tu wszystkich tytułów z książki bo jest ich sporo jak na jeden wieczór ale wybiorę te, które znam doskonale.
I rozdział i już perełka.
Tak, to lata osiemdziesiąte. Miałem jedenaście lat kiedy się skończyły więc co nieco pamiętam. W sumie to dużo pamiętam, bo te numery zanim przedarły się przez żelazną kurtynę naszego ustroju to już pewnie byłem przy końcu podstawówki.
III rozdział zatytułowany był w taki sposób.
Hehe, znam numer, ale nie mam związanej z nim żadnej głębszej historii ale jak teraz słucham, Steve Wonder? Aż zminimalizuję pisanie… taaaak, ooo i Elton, ale towarzystwo. Ostatniej Pani nie znam, musiałbym posłuchać, ale to nie dzisiaj.
IV rozdział to dla mnie mega zaskoczenie.
Eddie Murphy? To naprawdę On śpiewał? Znałem ten numer, ale w zupełnie innej wersji. Ta mi wpadła w oko trzymając się lat osiemdziesiątych.
V rozdział – oświecenie
Dopiero w tym momencie domyśliłem się, że coś jest nie tak z tymi rozdziałami. Za każdym razem dwa tytuły, pierwszy w języku angielskim a zaraz pod nim w polskim. Doskonale znam ten numer bo jak inaczej? Pomyślałem sobie, że skoro ten piąty rozdział jest tytułem numeru z lat osiemdziesiątych w których klimacie utrzymana jest ta książka to czy reszta też skrywa tę tajemnicę? Jasne, że tak, ależ jestem byłem z siebie dumny. Od początku zatem, jest to szwendanie oparte na kilku rozdziałach z książki „Moja przyjaciółka opętana” Grady’ego Hendrixa.
s'il vous plaît ;)
VII rozdział
Długo trwało, zanim zaczaiłem co to za numer. Musiałem poczekać do refrenu aż wszystko stało się jasne. Genialne czasy. Chłopaczek z teledysku przypomina mi mojego Syna, postura, deska, luźne jeansy, bez koszulki, zupełnie nie poszedł w styl Ojca hehehe. A tak się starałem.
X rozdział
To już mi dobrze znany numer. Pewnie też gdzieś go radiowo wychwyciłem, bo nie pamiętam, żebym kiedykolwiek go szukał.
XII rozdział
oooj gdybym usłyszał ten głos, na bank bym poznał. Ale jako The Police mało znam, kiedyś chyba jeden numer uczyłem się grać na gitarze i pewnie gdybym go sobie odtworzył też bym rozpoznał. Za moment przekroczymy połowę książki jeśli chodzi o stronę muzyczną, teraz już z górki.
XIII rozdział
Gdybym nie patrzył na nazwę numeru, momentami pomyślałbym, że zalatuje Rolling Stonesami, gitarowo słabiej, ale wokalnie już blisko. Chociaż ta wstępna zagrywka mogła by pasować do klimatu wspomnianych dziadków.
XIV rozdział
Ooooo Matko, i to jest numer dla których się żyje. Ile to? Rok wydania 1983. Prawie czterdzieści lat i co? Nadal wzrusza, nadal przelatują ciarki. Leciało przecież na dyskotekach. Stało się pod ścianą, a ten odważny, który czuł, że nie zostanie odepchnięty, prosił do tańca. Był wygrany jeśli mógł tańczyć na tyle blisko by ocierać się koszulką ze swoją wybranką.
XVI rozdział
a tu już wyglądałoby, że siedzimy w bliższych latach a tu guzik. Ciągle siedzimy w tych osiemdziesiątych ;) Dla jednych początki kariery, dla innych zmierzch.
XIX rozdział
Królowej przedstawiać nie trzeba. Niesamowita postać popkultury. Osobiście nigdy nie czułem tej fascynacji, jako nastolatka, nie pociągała mnie aż tak fizycznie. Chyba dopiero teraz zaczynam doceniać jej wpływ na rozwój muzyki pop. Wtedy było to obok, dla mnie rodził się metal więc wszystko co nie miało wyraźnych gitar odpadało już na starcie. Może Madonna to taka Marylin Monroe lat moich czasów?
XX rozdział
I to jest numer, nie wiem dlaczego, ale przypisywałem go dotąd zupełnie innemu wykonawcy. Straszne uchybienie. Ale już teraz znam, wiem i się poprawię. Bardzo dobry numer, taki do kierownicy jak się leci odpowiednią prędkością. Wokalnie, instrumentalnie w punkt.
XXVI rozdział
Nie sądziłem, że ten numer ma tyle lat. Mam wrażenie jakby upłynął niemal dekada. Idealny muzycznie, uwielbiam taką prostotę graną na samym „pudle”, akustycznie, rewelacja. Jak moje ostatnie granie przy grillu hehe. Nieeee, tak miękko nie graliśmy. Musiałbym usiąść i się osłuchać, żeby odtworzyć.
I to tyle jeśli chodzi o książkę „Moja przyjaciółka opętana” Grady’ego Hendrixa. Świetna przygoda, niesamowita podróż z tej perspektywy. Przy jednym numerze spociły mi się oczy, ale to pewnie ze zmęczenia ;).
Kończę zatem ale jeszcze jeden numer będzie i króciutka historyjka w nawiązaniu do poprzedniego akapitu. Już chyba wspominałem, nie pamiętam, to już ponad trzydzieste szwendanie, wiec pozwalam sobie na powroty. Ale któregoś wieczoru zagrałem niespodziewanie Żonie (dla niej oczywiście, bo ja się odpowiednio do tego momentu przygotowałem) razem z numerem lecącym z głośników. Numer Eda Sheerana, którego w danym momencie słuchała namiętnie. Wyobraźcie sobie Jej zdziwienie, a mamy doskonale nagłośniony pokój. Nie wiedziała na co patrzeć, czy na okalające ją głośniki czy na mnie z gitarą która punkt w punkt zlewała się z dźwiękami płynącymi niemal z każdej strony. To jest magia, bez względu na minione lata. Dźwięk wyraża więcej niż słowa. Amen
Niesamowity numer, choć znalazłbym od ręki tego asa. Nie grałem ale wykonanie mistrzowskie.
Niesamowite.
Ale zróbmy dzisiaj pętlę, lata osiemdziesiąte.
bez komentarza. (04:50)
Dobranoc i dzień dobry dla tych co właśnie wstali.