Chciałem dziś znowu uciec w „Muzyczne szwendanie” ale stwierdziłem, że byłoby to spotkanie bardzo monotematyczne, tzn. oparte na jednej, konkretnej płycie . Ciągle wałkuję najnowszy album Iron Maiden, więc póki co nie podejmuję żadnych skoków w bok. Podczas zeszłego weekendu odpaliłem go na winylu i wybrzmiał genialnie. Dzisiaj znowu go odpalam, tym razem na słuchawkach by jeszcze dokładniej wychwycić detale.
To będzie inny wieczór, bo leży mi temat na wątrobie, choć pisząc ciągle tuptam sobie w rytm kolejnych numerów z płyty.
Jestem przed zamówieniem kolejnej, jak się okazuje, sporej porcji książek. Zwykle wrzucam sobie je do schowka wraz z kolejną premierą poszczególnych pozycji. Nie puściłem zamówienia lekko od ponad dwóch miesięcy więc ten stos przybrał na swojej wadze. Nie, moja Żona nie wie ile idzie na książki, nie to żeby miała coś przeciwko temu, ale jednak zawszę się boję Jej reakcji hehehe. Jak dotąd za każdym razem przyjmuje to honorowo, a otwieramy paczki razem więc nie ma ściemniania. Cieszę się również, jak czytając później moje wypociny umieszczone na stronie, Ona znajduje w nich tematy dla siebie. To mega budujące dla tak odmiennych fascynacji.
Ale wracając do zamówień. Wpisując kolejne pozycje ze zgrozą patrzę jak licznik szybuje w górę. Swoją drogą, cieszę się na każdą z odnalezionych dostępnych już pozycji. Ostatnio jednak zacząłem myśleć jakby jaśniej. Co to znaczy? Tu poniekąd czuję się dumny ze swojej postawy. Jakiś czas temu wyszła książka, która od dawna czeka u mnie w kolejce. A tu niespodzianka, wznowienie po kilku miesiącach pod szyldem „wydanie uzupełnione”. No chyba ich pos…rało pomyślałem, ale jako fan ciężkich brzmień przyjąłem to na klatę i wrzuciłem również do koszyka. Chodziłem z tym ponad tydzień. I w końcu dochodzę do sedna. Uwaga!
Dlaczego kupuję te konkretne książki?
Powodów można wypisać mnóstwo. Ulubiony autor, tematyka, seria która zalega już na kilku półkach, numeracja względem cyklu i pewnie można wynajdywać kolejne jak choćby sentyment do tytułów z minionej epoki. Zauważyłem jednak, że jest ogromna różnica pomiędzy książką, którą pragnie się przeczytać, a tą którą powinno, którą inni polecają, bądź tylko taką jaką wypadałoby mieć w swoich zasobach w razie „wezwania do tablicy”. Wszystko mija się między sobą na milimetry ale można dostrzec różnicę. Wracając do mojego początkowego dylematu o wznowieniu z uzupełnioną wersją książki, której jeszcze nie przeczytałem? Dałem sobie spokój. Odetchnąłem, bo ta podstawowa ciągle leży i póki co, nie czuję ciągle, że mogę po nią sięgnąć. Kupiona od tak, żeby wypadało mieć. I to całe sedno.
Chyba powoli czuję różnicę pomiędzy biblioteką, a osobistymi zasobami. Ta pierwsza narzuca dość proste wymagania, przychodzi się wypożyczyć konkretną pozycję, czyta się i oddaje. Szybko, krótko i wszystko powinno działać sprawnie o ile nie przywiązuje się uwagi do kondycji książki. Nie trzeba zmagać się z wieloma dylematami, by mieć książkę na już, skoro i tak pewnie przeczytam ją za minimum pół roku, bo przecież stos zaległych sam nie zniknie. U mnie jednak ciągle jeszcze działa efekt dziewiczego dotyku, zapachu, więc póki co nadal będę kupować, kłaść, ustawiać, kolejkować i wkurzać się, że ciągle nie ogarniam się względem premierami.
Dzisiaj, tzn. w sobotę odwiedziłem rodziców. Pomogłem przy pracach wokół domu, zjadłem wyborny obiad (bo jak to iść do rodziców i nie zostać królewsko ugoszczonym) po czym wróciłem do domu. Odległość pomiędzy naszymi domostwami to około czterech kilometrów. Potrzebowałem takiego spaceru, więc poszedłem jak zza dawnych czasów. Z tzw. buta. Mam nawet zdjęcie, bo Żona chyba obawiała się, że nie dotrę albo zaginę gdzieś po drodze hehe.
Na swoim szlaku mijałem również galerię i oczywiście Empik. Wszedłem, obejrzałem i wyszedłem niepocieszony. To była krótka wizyta. Nic, kompletna klapa z nowościami. W głowie miałem nadzieję na „Ostateczne starcie” Vladimira Wolffa (5 pozycja cyklu), a tu na półkach jedynie pierwsza. Opadły mi ręce. Tczew to dziwny twór. Książki, kino achhh…
Po około godzinie marszu dotarłem do domu, na półce czekała dopiero co rozpoczęta książka „Szczury Wrocławia” … uff. Nie ma to jak u siebie. Zajmę się tym za moment. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Z zamówieniem książek poczekam do wtorku, bo wówczas premierę ma kolejna pozycja. Ale gdyby zrobić jeszcze szybko zamówienie do Vesper, to kolejne trzy ruszą w trasę już w środę, tydzień przed premierą. I znowu dylemat. Zwariuję. I weź tu odetchnij na parę miesięcy to zaraz Cię zasypią.
Tak czy inaczej ciągle walczę z nałogiem. Może nie walczę bo to za duże słowo. Staram się z nim ułożyć. Wypośrodkować hehe. Udaje mi się, że hej hehehe. Już dobra, nie radzę sobie kompletnie. Kupuję prawie jak leci, z pierwszym wyjątkiem jaki opisałem. Reszta? Jak z rękawa, co mi się podoba, co uznam za pożyteczne itd. Może doświadczę jeszcze jakichś mądrości i znowu zrobię kolejny krok naprzód. Póki co ciągle ścigam się, planuję, przekładam, kompletuję.
Cóż, taki los.
Dobranoc - Michał