(23:16)
Dobry wieczór, dzień dobry.
Jestem mile połechtany wpisem @Jagrys https://nakanapie.pl/Jagrys/blog/grane-na-tubie-szwendanie-jagrys-pierwsze po moim ostatnim odcinku Muzycznego szwendania. To świadczy, że muzyka nie jedno ma oblicze, a i to, że tematy, na które trafiam wciąż pozostają otwarte i ciągle niewyczerpane. Ale o to właśnie chodzi, aby dotknąć czegoś i jak się uda, zainspirować.
Dzisiaj pójdę inną ścieżką. Ostatnio znowu chodziły za mną koncerty, uwielbiam słuchać i jednocześnie oglądać te widowiska, bo faktycznie, na przestrzeni lat zmieniła się istota stylu koncertowania. Kiedyś była scena, na niej zespół i to w zasadzie wystarczało. Z czasem pojawiały się żywe ognie, wybuchy, scenografia i cała masa efektów, które dostarczały widzom niecodziennego widowiska jakiego nie można było doświadczyć podczas biernego słuchania płyty czy kasety. I dzisiejszej nocy spróbuję pokazać Wam niesamowite obrazy jakimi można zachłysnąć się podczas żywego przekazu. Zadanie trochę trudne, ze względu na jakość takich numerów, postaram się unikać filmów z telefonu i wyłapać te, bardziej oficjalne.
W roli wstępu „doctor, doctor”…
Niesamowite preludium do spektaklu, bo inaczej nie potrafię tego nazwać. Emocje, niektórzy ryczą już przy tym numerze. Byłem dwa razy na Ironach, miałem w tym momencie wielkie oczy próbując ogarnąć co się dzieje, zresztą jak przez cały koncert. Ale tu, zaraz za moment światła na scenie i lecimy… (dosłownie)
aż mnie ciarki przechodzą…
Tak, to numer o bitwie o Anglię, gdzie między innymi latali nasi piloci jako Dywizjon 303.
Ale to nie jedyny przypadek kiedy ponad sceną unosił się latający obiekt.
Na Motorhead zdążyłem być tylko na jednym koncercie, podczas krajowego festiwalu. Nie pamiętam którym, ale to co Panowie pokazali na scenie, to czapki z głów.
A teraz?
Kolejny brytyjski zespół… Mega otwarcie, które poprzedzone zostało numerem Blach Sabbath „War Pigs” i ten krzyż… skaczę jak czub pośród jedynych dostępnych numerów, które są nagrane z telefonu i próbuję uzyskać najlepszy dźwięk i całą resztę…
Cóż, tutaj nie słychać numeru Sabbatów, ale reszta już jak najbardziej trzyma się koncepcji.
Ale skoro metal to i motory prawda?
Jakość dźwięku i skład zespołu – doskonały. To jakieś pośrednie lata względem poprzedniego numeru, 2016-2017.
A tu proszę, jeszcze więcej motorów…
W sumie, to o Manowar też miałbym kilka anegdot, ale to może innym razem.
Tymczasem nieco inny klimat, ale jakże wymowny spektakl, wytrzymajcie i złapcie się siedzeń. To jest nieprawdopodobne!!!
Z czego on strzelił? Mega efekt.
A widzieliście unoszącą się nad sceną perkusję? Proszę bardzo.
i jeszcze jeden aspekt koncertowych wydarzeń, który nie potrafię ogarnąć. Tzn. ok, kumam psychologię tłumu itd. studiowałem te klimaty. Ale to co się czasem odwala w relacji jeden człowiek a kilka tysięcy, co prawda nie będących w tym miejscu przypadkowo, rozwala wszelkie pojęcie. Chyba nigdy nie przestanie mnie to zadziwiać. Lecimy i przysiądźmy w ukuckach.
Szok!
Chciałem dzwon, ale jeszcze jeden zespół z tych… sami ocenicie. To już nawet śmieszne.
Kwestia krwi na scenie to nie nowoczesny wynalazek, a Slayer świetnie wplótł ten deszcz w swój ostatni numer tamtego wieczoru. Umazani zagrali go doskonale. Muszę w końcu kupić ich kilka płyt na winylach. Ale tyle jest płyt, które muszę kupić, że aż mnie to przeraża.
Dobra Koniec mrocznych scen, czas na dzwon? Chyba możemy bo to również kamień milowy na ścieżce światowych dźwięków. Zaczynam coraz mniej gadać, ale wybaczcie, w ciągu ostatnich, hmmm jeśli dobrze liczę to podczas ostatnich 40 godzin, spałem może 5 w dwóch etapach. Ale to nic, muzyka uskrzydla przecież ;) Dzwon miał być. Zatem niech się niesie.
Doskonałe. Spojrzałem przed chwilą na czas rozpoczęcia dzisiejszej przygody i miną za moment trzy godziny?!? Ok, rozumiem, że czas na szukanie odpowiedniej wersji numeru, wertowanie w głowie nazw zespołów, bo coś się nagle objawi i wtedy znaleźć tytuł, w którym potwierdzę swój wybór, to już wyższy poziom wtajemniczenia. Tak, to może pochłonąć trochę czasu, ale szwendanie takie miało być z założenia. Nie układać listy przed rozpoczęciem, a popchnąć ją by żyła sama.
To jeszcze jeden z bardzo ponętną Panią.
a skoro obecność Pań na scenie to Motorhead też miał taki epizod. Już szukam… i proszę, tak, takie numery to ja przecież od ręki.
oraz taki obraz, podczas którego były bardziej muzycznie zaangażowane…
i tyle chyba na dzisiaj, bo chciałbym skończyć przed trzecią. Cholera, w głowie mam jeszcze jeden wątek. Bo dotychczas pokazywałem scenę w jednej postaci, ze światłami, efektami specjalnymi itd. Ale jest przecież zespół, który złamał tę koncepcję i ustawił scenę po środku publiczności, która od tamtego czasu również okalała ją z każdej strony. Tu będzie ten niesamowity bieg perkusisty pomiędzy stanowiskami perkusji? Chyba dobrze kojarzę, zaraz podrzucę minutę, bo to spektakularna akcja w historii.
nieeeeeee, to nie jest ten numer. I właśnie tak to się odbywa, coś mam w głowie, ale znaleźć potwierdzenie na już to nie lada sztuka. Byłem blisko, bo to jednak ten sam koncert, przepraszam za pomyłkę. Już się poprawiam. Oto numer słynnego biegu perkusisty pomiędzy stanowiskami (2:04) zrywa się. Niezły patent, nie spotkałem tego wcześniej ani raczej nikt nie odważył się tego zdublować.
Zbliżamy się do końca i oczywiście jestem zmuszony, baaaa pragnę zapętlić to spotkanie jakże widowiskowym numerem. Uwaga! Mr. Eddie we własnej osobie, choć tych odsłon (w zależności od płyty) ma wiele i na przestrzeni lat pojawiał się na scenie przy różnych numerach. Tutaj jako postać z okładki płyty The Final Frontier.
Koniec i tu powinny polecieć napisy itd.
(03:18) Idę spać, reszta jest mniej ważna (oj będę się bił w piersi rano).
Standardowo, dobranoc i dzień dobry wszystkim, którzy niedawno wstali.