Nie mam w głowie żadnego planu na dzisiejszy wieczór, padam po minionym tygodniu i chyba przyszedł czas na chillout. W czwartek świat otrzymał w prezencie najnowszy singiel Iron Maiden. Zdążyłem go już przesłuchać w każdej dostępnej mi kombinacji, na telefonie, w aucie i oczywiście na domowym sprzęcie. Słuchając zespołu od ponad dwóch dekad, ciężko być obiektywnym, zatem przyjąłem go jak każdy poprzedni, choć wiem, że na głębsze analizy jeszcze przyjdzie czas.
Oto on, niedługo minie 6 lat od ostatniego studyjnego krążka, zatem jaram się, że nowa płyta nadciąga.
Lekko i przyjemnie, chwytliwy refren… Zwykle single Ironów nie należą do tych, które miałyby stać się hitami, zatem wierzę, że to preludium do głównego dania.
Dzisiaj znowu przewalałem strony z płytami winylowymi, które warto byłoby mieć w domu. I taki Led Zeppelin… Wszystkie sztandarowe numery znajdują się na różnych płytach. Zbankrutuję. Książki, płyty.
Temat płyt winylowych pojawił się u mnie jakieś 2 lata temu. W międzyczasie padł mi odtwarzacz cd, komputer poszedł do pokoju Syna, a nowy laptop pozbawiony już został tego komfortu. Starsze numery z YT jak i mp3, którymi posiłkowałem się do tej pory zawsze generowały straty dźwiękowe, niedoskonałości tworząc marne kopie względem oryginalnego brzmienia. Wybór poszedł w kierunku płyt winylowych będąc jednocześnie osobistym biciem się w piersi za pozyskiwanie muzyki z pirackich źródeł. I tak krok po kroczku tworzy się domowa biblioteka tzw. czarnych naleśników, z których brzmienie jest nieporównywalne z żadnym innym.
To polećmy z kolejnym kawałkiem.
Wracając do płyt. Budując wszystko od zera, na początku miałem tylko jeden priorytet – Iron Maiden hehe. I udało się, w ciągu kilku miesięcy, nadwyrężając domowy budżet, wszystkie studyjne albumy były już na odpowiednim miejscu.
Ale czym dalej w las… tym więcej pokus i tytułów typu „must have”. Nic to, drobnymi kroczkami jak zwykle mawiam. W końcu wszystkie trafią do domu :)
Mówiłem już, że cenię klasykę?
I jeszcze ten, uwielbiam ten klimat z minionej epoki, stroje i przede wszystkim styl. Niesamowite indywidualności, które stawiały milowe kroki i odcisnęły głęboki ślad na scenie muzycznej. Genialne wykonanie.
A to… to już zupełnie petarda. Ktoś jeszcze pamięta o tym zespole?
Ten wieczór w tejże kombinacji nie mógłby odbyć się bez mojego numer 1 ekipy Davida Gilmoura
Zrobiło się bardzo nastrojowo. W głowie świta mi jeszcze jedno nazwisko i budzimy się choć można byłoby tu jeszcze tkwić i sycić się podobnymi dźwiękami.
oooo Matko, jak dawno tego nie słuchałem. Ale za chwilę kolejna petarda.
Mistrzostwo świata, delikatność, zmysłowe trącanie strun i głos, którego nie można pomylić. Ależ się dzisiaj uzbierało perełek. Klimatyczny wieczór. Dobra to ostatni flagowy? A pewnie, że tak (Babki nieźle wyciągają góry).
I co? Koniec? Zataczamy koło?
Zakończę zatem nie tyle Ironami co dubletem z solowej płyty wokalisty.
Fajnie się poskładało. Jak widać na załączonym obrazku szwendać się tu i ówdzie to fajna sprawa, nic do końca nie jest jasne, a krocząc nieokreśloną ścieżką można dotrzeć do wielu skarbów.
Miłej niedzieli,
Pozdrawiam,
M
Zwykle single Ironów nie należą do tych, które miałyby stać się hitami, zatem wierzę, że to preludium do głównego dania.