Dobry wieczór, dzień dobry ;)
Dzisiaj zupełnie poza planem, bo patrząc na zegar już dawno powinienem spać. Cały tydzień wstawania chwilę po czwartej powinien zrobić swoje ale jednak. Siła „piątku” a z nim perspektywa wolnego weekendu jak widać działa cuda. Nie będę więc tracił czasu. Przez ostatni tydzień dojeżdżałem do pracy znowu z Antyradiem w tle, dzisiaj wychodząc zapuściłem sobie głośno Ironów. I to również nie jest odkryciem. Ale przed chwilą chillautując się po ciężkim tygodniu trafiłem na ten numer… i mnie poraziło.
ale nie, że zaraz taki genialny, że spadają kapcie itd. Poraziły mnie nazwiska, choć numer nie jest aż taki zły. Powiedziałbym, że nawet spoko, taki radiowy. Właśnie nazwiska, Sammy Hagar na wokalu i Michael Anthony na basie a to przecież 2/4 zespołu Van Halen…
tralala la jump! Tu też oczywiście w tych samych rolach.
I tu również…
I proszę, tyle minęło lat a tu taki strzał. Jak teraz patrzę, w sumie to ja przespałem i to dość mocno, bo płyta z tym numerem ukazała się w 2008 roku. Trochę wstyd hehehe. Cóż. Zdarza się. Ostatni numer na płycie, tak już zdążyłem „przelecieć” całą płytę. Ostatni to numer live, ale i tu znalazłem sporą niespodziankę z perspektywy dzisiejszego dnia.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, bo przecież Eddie Van Halen (gitarzysta) jeszcze wtedy żył, mimo to coś mi nie pasowało. Sprawdziłem sobie ten numer co to za twór. Zbyt dużo nazwisk wykraczających poza projekt, zespół Hagara. I trafiłem, okazało się, że to zlepek dwóch numerów, koncertowa aranżacja numerów zespołu Van Halen. Tekst te same, tyle, że właśnie, inne instrumenty jeśli chodzi o siłę natężenia zatem wykonanie wydaje się być też zupełnie inne. Tak, nie byłbym sobą gdybym nie zarzucił oryginałów. Dwa różne numery. Oto prototypy.
Dreams i Cabo Wabo.
i
Niesamowite odkrycie.
Ale wracając do pierwszej myśli tego wieczoru. Ekipa od Van Halen to jak mówiłem 2/4 zestawu. Kim są pozostali członkowie? Np. Billy Duffy – gitarnik zespołu The Cult. Nie znacie zespołu? Już pomagam.
I został ostatni element, perkusista. Na pierwszy rzut oka nie skojarzyłem, zbyt wiele lat minęło dla mnie i dla niego. Ale już teraz poznaję… jestem pewny. 1000 %. Za czasów mojej podstawówki już siedział na tronie perkusyjnym.
Matt Sorum
Najlepszy perkusista tamtych czasów.
1992 rok, to trochę robi się dziwne, że znowu wróciłem do czasów swojej podstawówki. Książki wydawnictwa Phantom Press, pierwsze fascynacje muzyczne związane z cięższym brzmieniem. Tam coś się musiało wydarzyć. Swoja drogą dobrze pamiętam, że w tym czasie miałem pentagram w formie wisiora. Nie pamiętam czy go nosiłem. Był. Też wówczas rysowałem, dość dobrze. Pamiętam jak narysowałem sobie wówczas to coś, co widnieje na starych budynkach. Te mordy, rzygacze inspirując się filmem „Drakula” z Garym Oldmanem w roli głównej. Daty nie będę powtarzał, bo już ścierpła mi skóra. Ja wówczas poszedłem dalej. Nie wiem gdzie znalazłem ten tekst, nie było przecież internetu. Rysunek był inspirowany filmem, trzy głowy diabła, wilkołaka.
Ooo jak tutaj.
Ale jak już wspomniałem mi było mało. Napisałem ten tekst pod rysunkiem i powiesiłem w widocznym miejscu nad biurkiem. W tym czasie urodziła się moja młodsza Siostra, a ja chyba nieświadomie zwróciłem na nas uwagę oczu, które nie powinny spojrzeć w naszym kierunku. Ale stało się, bo nawet miałem szkolną pogawędkę w tej sprawie, że nie powinienem iść w tym kierunku, a i Siostra doświadczyła kilka lat później dziwnych akcji. To ciekawy temat.
Ale wracając, zatoczmy chociaż koło. Sammy Hagar to dla mnie jednak Van Halen. I tym miłym akcentem zakończę.
Tak na przekór…
Tyle, dobranoc, bądź dzień dobry.