(02:26)
Dobry wieczór i dzień dobry.
Ja tylko na chwilę, bo już późno, ale przed chwilą odkryłem kolejny numer ze zbliżającego się solowego albumu Bruce’a Dickinsona. Swoją drogą, poczułem niepokój, sprawdziłem rozpiskę tytułów na zbliżającym się albumie i wszystko się zgadza. Numer jest ale… No właśnie. Chwila, bo słucham instrumentów i nie mogę uwierzyć w to co słyszę.
Już tłumaczę. To solowa płyta wokalisty Iron Maiden. Solowa! Zatem skąd i po co tu ten numer, skoro pojawił się, co prawda w innej aranżacji. Źle, pojawił się osiem lat temu na płycie „The Book of Souls”, a teraz odrodził się w nowej kompozycji z bliżej mi nie znanych powodów. Po co, choć numery są jednak nieco inne. Ok, znalazłem wywiad z Dickinsonem, gdzie wyjaśnia tę wariację. Dla formalności, poniżej oryginał. Albo nie, wersja koncertowa.
Już nie grzebię dalej. Starczy mi przedwczesnych emocji. Jest początek marca, płyta pojawi się w połowie miesiąca. W kwietniu mam urodziny, więc od kilku miesięcy zbieram środki by zalać się winylami. Najlepsze, że szukam tych płyt jak popieprzony i znajduję, ale tu jedna, tam dwie, tu czwarta. Masakra. Wszedłem ostatnio znowu na Amazon i ooooo Matko. Wszystko od ręki, bez kombinacji i ceny często niższe niż u naszych polskich dystrybutorów. Póki co, mam 8 płyt w koszyku hehehe. Jeszcze miesiąc i zaszalejemy.
Na bank wpadnie pierwszy album Van Halen, a z nim numer…
i właśnie ten numer tak chamsko został potraktowany w 1997 roku przez projekt Apollo 440
Minęła mi sobota pod szyldem gruntowego sprzątania wszystkich kątów. Mojej Małżonki nie było w tym czasie, więc w tle muzyczka i nikt mi się nie kręcił i nie zaburzał rytmu. Nastawiłem się na bardziej odległe w czasie dźwięki i jak zwykle utwierdziłem się w przekonaniu, że zbyt późno przyszedłem na świat.
łoo Matko, tak znałem doskonale te numery ale i tak zastygałem z odkurzaczem bądź mopem. Rewelacja.
Już to pewnie kiedyś opisywałem. Miałem melodię w głowie. Może usłyszaną w radio, może na MTV, bo to już był ten czas. Nie znałem wykonawcy. Potrafiłem zanucić, zagwizdać. Dzisiaj potrafię gwizdać przez osiem godzin w pracy. Wówczas szukałem. Byłem też bliżej Kościoła, że tak fest. Szukając owych dźwięków poszedłem na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Tam grali niemal wszystko, przerabiali znane numery i z innym tekstem stawały się hitami marszu. Skoro umieli takie rzeczy to powinni znać też moją melodię. Nikt z owych czynnych grajków nie rozumiał mojego przekazu. Podczas jednego z noclegów jeden koleś z nikąd pożyczył od nich gitarę i zaczął na niej grać. Grał spoko i po jakimś czasie zwrócił się do mnie – ten numer jest dobry. Już po drugiej zmianie chwytu wiedziałem, że odnalazłem mój utwór, jednocześnie będąc w szoku, że to tak proste.
I w tej historii mamy swój polski akcent…
Dzisiaj trafiłem na wyjątkową składankę numerów z czasów Wietnamu, bo na przestrzeni czasu znalazłem ich całkiem sporo. Dzisiaj usłyszałem numer, którego nie znałem i to był ten moment kiedy zastygłem z mopem bądź może jeszcze odkurzaczem. Nie pamiętam.
Byłem zniszczony hehe, baaa nadal jestem patrząc na jego okrężny chód. Przerażające. W tamtym zestawieniu nie było jednego numeru, który przez pewien czas również wywoływał u mnie niepokój.
w ostatecznym rezultacie numery brzmią całkiem spoko. Są niemal hipnotyzujące.
To tyle na dzisiaj, choć zupełnie nie planowałem spotkania. Zastanawiam się co na koniec, bo uwielbiam nasze rozchodniaczki. Nie mam pojęcia co włączyć. Mam totalną pustkę.
Wiem. Mam, taki w temacie. Mam tę płytę na winylu. Ma tyle lat co ja, bo udało mi się wygrać licytację. To swoją drogą ścieżka dźwiękowa z filmu/musicalu. Nie przedłużam.
Mistrzostwo świata. Amen
Życzę miłego, niedzielnego poranka.
(04:35)
Ps. A tu cała ścieżka z moich sobotnich porządków.
Ps. I polska wersja jeszcze z czasów epidemii. Genialne wykonanie.