Dobry wieczór, dzień dobry.
Mój Syn (13L) poszedł sam do kina. Tak, pierwszy raz i faktycznie sam, pomijając moje wcześniejsze podejrzenia. Wybrał się na seans najnowszej odsłony Batmana. Na filmy z wytwórni Marvel zwykle chodzimy razem, ale tutaj, niestety nie przypasowały moje zmiany w robocie, więc decyzja była po Jego stronie. Odebrałem go po seansie i wydawał mi się nieco dziwny. Odpowiadał pełnymi zdaniami, jakby uważał na ton swoich wypowiedzi. Wszystko jak w zegarku, ta sama barwa, spokój. Wróciliśmy do domu i dopiero zaczął opowiadać. Że spoko, że zmienił miejsce bo kino było prawie puste i że usłyszał niesamowity numer. Oooooo jesteśmy blisko – pomyślałem.
I faktycznie, po chwili zapytał czy znam numer „Something in the Way”? No jasne – odpowiedziałem, przecież to ostatni numer na płycie „Nevermind” zespołu Nirvana.
Przez chwilę, poczułem jak rozpiera mnie duma. Mój Syn docenił moc starego klimatu. Dzisiaj podesłałem mu ten sam numer w wersji z koncertu MTV Unplugged. Dopowiedziałem historię końca bytu wokalisty i tyle. Swoją drogą jak teraz słucham tej wersji filmowej, uważam, że całkiem spoko ją podrasowali.
W „Black Widow” też był numer Nirwany, tyle, że nieco bardziej zmieniony. Mimo to, utrzymuje swój klimat, pomijając żeński wokal.
Dlaczego zacząłem o Nirvanie? Bo zaczynam dostrzegać, że historia zatacza koło. Kiedy MTV wypuściło na świat legendarny koncert unplugged miałem wówczas 14 lat i już znałem większość numerów zespołu. Młody ma rok żeby je poznać trzymając się ściśle czasu. Nieeeee, nie myślcie, że teraz będę cisnął by tego dokonał. Zostawiam mu wolną rękę, będę tylko obserwatorem, jak moi rodzice.
Ostatni numer z nowojorskiego koncertu.
Projekt MTV Unplugged nie miał w sumie lekkiego startu. Nikt nie sądził, że tak się przyjmie, a i Nirvana była wówczas przyjęta „po godzinach” żeby nie zakłócać rytmu stacji i nie blokować studia. Na szczęście poszło, a i oddźwięk jak widać był zadawalający skoro później uczestniczyło w nim tyle znamienitych zespołów. I w sumie te akustyczne wersje dotychczas znanych numerów tak poszły w eter, że dzisiaj nie trzeba MTV by móc doświadczyć ich delikatnej wersji.
Alice In Chains
David Gilmour
Eric Clapton
Counting Crows
3 Doors Down
Slash & Myles Kennedy i to jest dla mnie niespodzianką!!!
Goo Goo Dolls (trochę przymknąłem oko, bo wersja nie do końca jest unplugged)
Ok, skoro już złamałem zasadę, czas kończyć, stąd już blisko w każdym kierunku, ale żeby zachować jakąkolwiek przyzwoitość względem pierwszego numeru zrobię mega przewrót. Bo skoro w Nirvanie na perkusji grał David Grohl to czy jako wokalista i gitarzysta to wciąż ten sam człowiek?
Nie sądzę… :o)
I tyle, dziękuję za uwagę,
Dobranoc i oczywiście dzień dobry.