Zamówiłem wczoraj winyl Iron Maiden, który ma się pojawić z początkiem września. Szesnasty, nieee siedemnasty studyjny album. Kolesie ciągle tworzą, choć już czytałem, że tym razem mają pójść w niezbadane dotąd rejony. Nic. Zobaczymy, przyjmę jak swoje hehehe. W ostatnim tygodniu też Rob Halford z Judas Priest obchodził siedemdziesiąte urodziny. Szok, dziadek a ciągle śpiewa i przecież na następny rok w Gdańsku przesunięty został Mystic Festiwal gdzie również będą szorować. Nic to, marzy mi się koncert Iron Maiden / Judas Priest, jak na początku ich historii. To dopiero byłoby wydarzenie.
Dobra…
Mówiłem już, że uwielbiam dźwięk gitarowego pudła? Pewnie nie raz, więc zacznijmy to spotkanie w takim, dość spartańskim stylu.
Swoją drogą ten zespół również przeszedł niesamowitą metamorfozę, zaczynając od ciężkiego walcowego brzmienia a kończąc na żeńskim wokalu i nostalgicznych melodiach. Ale o tym również już pisałem. To jeszcze raz, taka perełka na pierwszym krótkim albumie.
… a przed chwilą jeszcze mówiłem, że tak jest dopiero później w ich karierze. Słuchając pierwszego albumu ten numer jest perełką wśród ciężkich, wolnych brzmień pozostałych numerów. Uwierzcie, że z czasem ten układ staje się.. jak to jest z fotografiami, że czarne wychodzą jako białe i na odwrót… mam, właśnie, negatyw. I tak właśnie jest w tym przypadku. Z biegiem lat nastąpił odwrót barw. Tak to bardzo dobre wyjaśnienie.
W ostatnim tygodniu przeczytałem książkę „Sprzedaliśmy dusze” i był tam dokładnie rozpisany pochód palców po gitarowym gryfie, który faktycznie, zgadza się co do miejsc i prezentuje numer „Iron Man” zespołu Black Sabbath. Ale ja, poza Paranoid mam również swój wyjątkowy, choć nigdy nie znalazłem go w godnej jakości koncertowego wykonania i posiłkowałem się tylko tym co było dostępne.
ooo tu brzmi przyzwoicie. Bardzo dobry numer.
Kiedyś skomponowałem kawałek w podobnym klimacie, taki sabbath’owy ciężki, wolny. Dobry numer. Na jednej naszych z płyt pojawił się nawet w wersji koncertowej. To były moje ostatnie chwile w zespole, porzuciłem już wówczas skórzane, wiązane spodnie, pas z nabojami i zacząłem związywać włosy. Te, które jeszcze miałem hehehe. Może tak podświadomie wycofywałem się już wtedy. Mój Syn wówczas był prawie rocznym szkrabem. Zmieniło się wszystko i czułem, że w takim tempie coraz więcej będzie mnie omijało. Późniejsze Jego pierwsze kroki, o których dowiadywałem się z telefonu podczas kolejnych prób zespołu. To chyba przesądziło… Fakt, że nie mogłem w tym uczestniczyć. Że nie było mnie w tym szczególnym momencie. A potem już poleciało. Odszedłem.
Znalazłem zdjęcie z tamtego okresu, dokładnie z tego koncertu na którym został nagrany „Pearls before the hogs”… sabbath’owy hołd.
Nie mam zupełnie pomysłu na dzisiejszą nockę. Może faktycznie powinienem się położyć, a może ruszyć z czymś cięższym żeby się rozbudzić? Ciągle klikam i nic nie trybi. Wypaliło się hehehe.
Przez ten czas na scenie poznałem wielu znakomitych muzyków, ich ścieżki również wygasły ale ślad ciągle istnieje, więc może w ten sposób?
Zespół z Bydgoszczy, niesamowici ludzie. Graliśmy z nimi kilka razy. Kiedyś podczas naszego gigu zerwałem strunę w gitarze, piątą licząc od tej najcieńszej. Rafał Konikowski (ich gitarnik) widząc moją sytuację, że kończę numer w niepełnym uzbrojeniu zaraz podszedł i pomiędzy numerami uzupełniliśmy moje braki i wróciłem na scenę. Niesamowite, ale tak to już jest. Metaluchy chyba tak mają, bo nawet po drugiej stronie barierki, podczas największych młynów ten który upadł zaraz był wyciągany przez kilkanaście wyciągniętych dłoni. A może tylko jak tak trafiałem.
Kolejny ich numer, doskonały, solo??? Poezja.
To jeszcze jeden. Rytmika rozwala umysł. Kto biegły niech sobie policzy akcenty. Przecież wszystko się zgadza hehehe.
Dalej było jeszcze sporo wspólnych spotkań, każde wyjątkowe. Ale spotkałem się również na scenie z tym zespołem, byliśmy jego suportem podczas jednego z miejscowych koncertów.
to jeszcze jeden zanim znajdę ten o którym myślę, był tam przecież Joszko.
i jeszcze jeden
Kształt gitar mamy raczej taki sam, tyle, że Drak ma wersji Gipson, a ja Epiphone, nadal ją mam, bo może kiedyś?? Kiedy spuszczę oko z Syna? ;)
mam, znalazłem oczywiście, trochę tu u mnie trwało ale proszę…
Doskonałe skrzypce. Był też kiedyś jego solowy numer… Taaa i już sobie wkręcam bo nie pamiętam tytułu ale i tak zaraz będę przewalał sterty by go odnaleźć. Ochhh, nienawidzę szukać.
I znowu wracam z tarczą… numer leciał często w radiowej Trójce jak jeszcze spędzałem całe dnie za kółkiem.
Swoją drogą wyśmienita płyta.
To polećmy dalej, dzieliliśmy również scenę z tymi Panami.
Dokładnie ten skład pamiętam, potem zrobiły się drobne roszady, aż w końcu i ten zespół przepadł. Na dzień dzisiejszy wokalista/basista znalazł nowych muzyków i pod zupełnie nową nazwą rzeźbi dalej.
Pamiętam jak z Docentem, ich gitarzystą łączyliśmy wspólnie zestawy by były głośniejsze. Podczas mojego gigu, ustawiałem jego gitarową kolumnę na mojej i potem mój wzmacniacz. Przez to tworzyła się wieża wysokości dorosłego mężczyzny i dudniła aż ciary przechodziły po całym ciele. Taki patent wymiany często towarzyszył podczas wspólnych koncertów. I to pierwsze uderzenie w struny, gdzie czujesz wiatr z głośników. Niewyobrażalne doświadczenie. Z jednej strony czujesz podniecenie, z drugiej niesamowitą energię, moc pozwalającą Ci podejść do ściany i rozbić ją na tysiące kawałków bo przecież nie ma innej możliwości, by było inaczej. Nie próbowałem hehehe.
Były też spokojniejsze klimaty… wspólny koncert w Starogardzie Gdańskim
A za sceną... Ach nie byłem wówczas na to gotowy.
W międzyczasie było mnóstwo innych kapel, mniej lub bardziej znanych. W każdym razie nigdy nie spotkałem się z wyraźną dyskryminacją. Dąsaniem się czy traktowaniem mnie jako kogoś z niższej kategorii. Metaluchy to ciekawe stworzenia. Tak jak kiedyś ktoś wyciągnął mnie z oszalałego młyna pod sceną tak i kilka lat później ta dłoń ciągle gdzieś tam się pojawia. Czy to wśród znajomych, czy zupełnie przypadkowych osób.
Będę kończył, nie wiem czy coś wyszło z tego wieczoru. W sumie trzynastka hehehe. Tak, tak, szczęśliwa. Więc i niech ta, taką będzie.
Jednak zapętlę, ale nawiązując do Sabbath’ów. Niech się dzieje, niech blokują obraz.
Ostatni numer. Leci.
Tak, rock’n’roll. To się dzieje, a przynajmniej ja tak to pamiętam.
Tym nagim akcentem… ok. Skoro end to definitywnie.
grało się ten numer, trochę ostrzej, trochę szybciej ale oryginał to oryginał/
Dobranoc,
Michał