(00:48) A dobry wieczór...
Długo się nie słyszeliśmy. Póki co, nie mogę napisać nic o książkach, bo ciągle jestem w trakcie czytania tej, jak dotąd, najdłuższej w moim życiu. Serio. Dotychczas "Bastion" Kinga był największą cegłą w mojej domowej bibliotece ale "Shogun" Jamesa Clavella bije ją na łopatki. 1132 strony i do tego tak drobny druk, że 18 godzin, które zostało przypisane przez LC na tę historię, to chyba czytając co drugą czy trzecią stronę. Ok, nie ważne, dziwne to ich przeliczanie na czas spędzony przy lekturze. W każdym razie lecę, a powieść jest bardzo magiczna. Dobra, bo ja nie o tym miałem pisać. Muzycznie, tak.
Łaziłem dzisiaj z myślą żeby się już odciąć od Mystica, który ciągle mi siedzi w głowie i co rusz dostaję powiadomienia o kolejnych filmikach z tego festiwalu. Zacząłem się wyciszać, czego przykładem był i poprzedni wieczór. Dzisiaj, już od południa skupiłem się na odgrzewaniu polskich zespołów i uważam, że to muzyczne danie było jak najbardziej smaczne, bo np. taki Jelonek to ciekawy twór.
Hehehe, teraz zauważyłem. Chciałem uciec od festiwalu Mystic i co wrzuciłem? Numer pod szyldem Mystic Production TV. No cóż, za daleko nie da się uciec hehe. Ach, życie. Pierwszy raz usłyszałem ten numer w radiu jadąc autem. Jak weszły bębny z gitarami, musiałem zwolnić i znaleźć szybko miejsce do parkowania, bo to mogłoby się źle skończyć. Wysłuchałem z należytą uwagą i wróciłem do podróży. Mega numer, ale Jelonka poznałem (nie face to face) jak grał z zespołem Hunter. Poza tym, że dzieliłem kiedyś z nimi scenę grając w zespole i byliśmy ich supportem, względem twórczości nie dotarłem za daleko. Znam jedynie parę numerów i to tyle. Niemniej jednak, mam te swoje ulubione koncertowe kwiatki. Ten poniższy, z wyliczanką na wzór tej którą karmiła mnie niegdyś pani przedszkolanka.
Ich Basista, niesamowicie pozytywny człowiek i te jego tańce z Jelonkiem. Oj mieli swój czas, kiedy było o nich głośno, dzisiaj już nieco ciszej, a szkoda, bo brzmieli ciekawie. Na szybko jeszcze jeden numer zapodam z tego samego koncertu.
Jeśli nie zauważyliście, basista ma bluzę "Covan Wake the Fuck Up". To oczywiście nawiązanie do byłego wokalisty zespołu Decapitated, Adriana Covan Kowanka. To dłuższa historia naszego, polskiego zespołu więc pozwolę sobie mocno ją streścić. W 2007 roku zespół podczas trasy miał wypadek samochodowy, w którym zginął perkusista Witold Kiełtyka a wokalista Adrian Kowanek z porażeniem mózgowym do dzisiaj wymaga stałej pomocy przy podstawowych czynnościach. Stąd temat Covan Wake Up i szereg zbiórek na jego leczenie. Poniżej, stare czasy zespołu.
Wacław Kiełtyka, gitarzysta Decapitated i brat zmarłego we wspomnianym przed momentem wypadku perkusisty przez cztery ostatnie lata był gitarnikiem amerykańskiego Machine Head. Ogólnie mistrz i tyle.
To teraz głębiej, początek lat dziewięćdziesiątych i Proletaryat. Miałem ten album na kasecie, to mój czas podstawówki. Jeśli album pojawiłby się dzisiaj na winylu, kupiłbym go bez zastanowienia. Niesamowite i bardzo wyraźne brzmienie gitary basowej.
Matko, zespół istnieje od 1987 roku, a rok temu wydał kolejną płytę. Aż się boję zajrzeć, by nie zaburzyć swojego wyobrażenia. Wstępnie sobie przeleciałem album, jest lżejszy, bardziej klasycznie metalowy. Lżejszy oj, dużo lżejszy brzmieniowo. Przy tym, którego słuchaliśmy? To nasz wygląda jak walec względem hmmmmm kultowej motorynki. Niby tu i tu super sprawa, ale różnica jest widoczna.
U mnie w mieście jest jeszcze taki zespół, który wyraźniej zaznaczył swoją obecność na polskim, metalowym podwórku. Przez jakiś czas mieliśmy nawet wspólną salę prób a tym samym kilka alko spotkań. Przed państwem Azarath.
To teraz znowu inaczej. Zespół, który darzę sympatią, choć zupełnie nie rozumiem, a basista/wokalista dorobił się łatki ikony polskiego metalu, choć może być to dyskusyjne. Często określany jako przekombinowany w swoich aranżacjach i znowu prześmiewczy w coverach.
i zupełnie inny obraz
Halo!!!! Mam jasno za oknem a temat zdecydowanie powinien popłynąć dalej. Wcisnę w tytule jedyneczkę i z czasem, dokończymy. Nie da się tego zrobić w jedną nockę. Musiałbym nie słuchać załączanych linków a byłoby to dla mnie mocno suche doznanie. Ciąg dalszy nastąpi. Póki co, żegnam.
Dobranoc i oczywiście dzień dobry (03:53)