Avatar @MichalL

@MichalL

Bibliotekarz
64 obserwujących. 48 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około 21 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
64 obserwujących.
48 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 4 lat. Ostatnio tutaj około 21 godzin temu.
środa, 22 czerwca 2022

Muzyczne szwendanie – cz. 34

(23:42)

 

Dobry wieczór, dzień dobry.

 

Tak, powinienem być właśnie w robocie (moja Żona poprawia mnie kiedy używam takiego określenia hehe) w pracy, mimo wszystko to szczególny wieczór bo w końcu wykorzystuję kilka dni z zaległego urlopu. Chciałoby się powiedzieć, że odpoczywam, poprzedniej nocy nie mogłem zasnąć. Leżałem i kręciłem się jak czub by dzisiaj przespać pół dnia. Cóż, czas zacząć brać melatoninę. Póki co, jestem.

Zanim przejdę do sedna podrzucę już pierwszy numer.

 

 

Czy dobry słuch może być przekleństwem? A i owszem, w moim przypadku jak najbardziej. Pisałem już o kuchennym radiu? Nie pamiętam, więc może przybliżę o co chodzi. Kupiłem Żonie radio, takie do kuchni, podwieszane pod półką czy szafką. Wszystko było ok, podłączyłem, zainstalowałem, działa, sukces. Ale po wyłączeniu zaczęło wydawać cichy pisk, niemal niedosłyszalny. Ciągły i równomierny. Upewniłem się co do wszystkich gniazdek w pomieszczeniu, jakości uziemienia, trybów wyciszenia, czuwania itd. Wciąż piszczało. Wychodziłem z pomieszczenia, wracałem – upewniając się, że słyszę. Za chwilę pomyślałem, czy mogę tak żyć by moja małżonka była szczęśliwa z wymarzonego radia w kuchni. Dałem sobie dwa dni. Aaaa w między czasie obserwowałem chłopaków jak i Żonę kiedy wchodzą do kuchni z piszczącym dla mnie radiem. Nic, zero poruszenia, poza reakcjami „ooo, nowe radio”, wszyscy zadowoleni. Nie wytrzymałem, zawołałem wszystkich na rodzinne zebranie. Jak można tego nie słyszeć!? Powiedziałem w czym problem i faktycznie słyszeli, ale nie rozumiejąc źródła, nie na tyle by przeszkadzało. Każdy z kolei nadstawiał ucho do wyłączonego radia i przyznawał mi rację, piszczy. Dziękuję, nie zwariowałem. Zwróciłem do sklepu.

 

 

Kilka dni temu podzieliłem się z moją rodziną, że zamierzam kupić nowy telewizor. Podałem im moje wszelkie wątpliwości żeby pomogli mi wybrać. Przy jednym z modeli zaznaczyłem, że specjaliści od testów skarżą się na dźwięk… To był koniec rodzinnej dyskusji. „Ooo nie. Przy radiu przez dwa dni chodziłeś struty, co dopiero przy telewizorze”. Dzisiaj był wielki dzień otwarcia, nowy ekran, Disney+, Netflix, który zaczął wyglądać zupełnie inaczej. Jestem w szoku, nieco podniecony, stąd dzisiejszy wieczór. Filmowy wieczór i oczywiście muzyczny, bo jakże niesamowitą rolę w filmach odgrywa dźwięk oraz pełne utwory, które poprzez zmienione aranżacje dopełniają obrazu.

 

Postaram się zachować sceny z filmu i uchwycić numery, które był użyte w danym momencie, bądź kojarzące się z tytułem. W drogę, poszwendajmy się troszkę.

 

 

Tego filmu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Kult nad kulty. Kamień milowy i tyle, a ruchy taneczne sukcesywnie przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Najłatwiej byłoby rzucić się na musicale, bo tam temat jest już opracowany, ale ja jak zwykle podążę za swoim instynktem.

 

 

Doskonały film, niesamowita historia. Nie obejrzałem wersji amerykańskiej, nie jest mi potrzebna. Tu uzyskałem wszystko co widz może otrzymać, więc nie będę burzył wykreowanego w głowie obrazu.

 

 

Równie dobry film. Ciut mocniejszy od „Bohemian rapsody” jeśli chodzi wziąć pod uwagę orientację Eltona Johna ale i tak, muzycznie to kolejne dzieło sztuki.

 

Oglądamy teraz na Netflix „Umbrella academy”… numer chyba z pierwszego odcinka i robi swoją robotę. Klimatyczny, bo to znowu jakieś minione czasy. Nie byłbym sobą, gdybym nie sprawdził – 1987. Chyba podświadomie tkwię w tych czasach. A teraz hicior…

 

 

Ta na schodach to niegdyś Ellen Page. Na jej podobieństwo stworzono postać w grze komputerowej „The last of us” w klimacie zombie survival. Cóż, dzisiaj nie ma Ellen, a jest Elliot i to już jako on pełni jedną z głównych ról w „Umbrella academy”. Scena z filmu? Nastraja mnie dobrą energią. Jak teraz patrzę na kadry z tego numeru, Ellen/Elliot zdecydowanie rusza się jak facet.

 

Ok. To teraz ogródek bliżej. Kolejny serial od Netflixa, który wywołał na mnie ogromne wrażenie. Podczas ostatniego odcinka trzeciego sezonu nawet „spociły” mi się oczy. Potem była długa przerwa aż w końcu nastał dzień i kolejny sezon, a z nim oczywiście numer hehehe. Nie pytajcie jakie lata.

 

 

Swoją drogą, przy tym tytule klimat dwóch światów przypomina Freddy’ego Krugera moich czasów.

 

To teraz znowu czas na pełnometrażową projekcję. Numer, który wielokrotnie był coverowany, min przez samego Merilyna Mansona i jak kiedyś puściłem go mojemu kilkuletniemu Synowi zdębiał. Do tamtego czasu odważny, łakomy horrorów, tutaj zwątpił. Po kilku latach słuchaliśmy go znowu razem. Przyznał, że się przestraszył, choć nadal twierdzi, że numer niezły. Teraz w nieco łagodniejszej odsłonie, wprost ze świata fantastyki rodem z X-man.

 

 

Świetna scena.

 

To teraz Marvel i to na co z Synem zwróciliśmy szczególną uwagę. Ja z perspektywy znającego te dźwięki, On jako doświadczający i wśród swoich rapsów potrafiący docenić niezbananą klasykę.

 

 

Niesamowita aranżacja. Specjalnie wybieram numery przesiąknięte scenami z filmu. To jest zupełnie inny wymiar słuchania konkretnego numeru. To trochę tak, jak podczas samotnego słuchania, kiedy w głowie zaczynają budzić się sceny z własnego życia, dopasowywać się emocjami i zaczynają układać się w rytm odbieranych dźwięków.

 

To jeszcze jeden przeskok w czasie…

 

 

Tu, w tej krótkiej scenie jest mieszanina wszystkiego. Martin cofając się w czasie gra jak na tamte lata pierwszy raz numer Chucka Berryego – Johnny B Goode. Mało tego, stosuje gitarowe techniki znane z naszych czasów. Skacze na jednej nodze jak Angus Young z AC/DC, demoluje sprzęty jak Kurt Cobain z Nirvany, używa tappingu jak Eddie Van Halen i gra na leżąco, choć nie potrafię wskazać, kto pierwszy rzucił się w taki sposób na deski. Jest tego sporo i fajnie jest patrzeć na tego typu akcenty.

 

To jeszcze jeden numer z podobnych czasów. Taki ukłon w stronę czytających moje wypociny Kobiet.

 

 

To był hit i jak się okazuje również pokonał granicę swoich czasów. Tak się przez moment zamyśliłem. Jakby stworzyć cykl muzycznych potańcówek z tamtych czasów. Ktoś by przychodził?

 

Pamiętam przez mgłę ten serial, ale z dzisiejszej perspektywy podkład pasuje idealnie.

 

 

To może jednak mocniej, bo filmy to przecież nie same lekkie dźwięki. Szukałem Iron Maiden, nie znalazłem poza wtrąceniami w postaci nazwy, choć uknułem już pewien plan. Nie będzie to naciągnięcie bo trzyma się konkretnego filmu i fragment stosowany podczas koncertów broni się pełną gębą. Ale to za chwilę. Póki co AC/DC, który dość często używany jest jako podkład do tak wyniosłych scen.

 

 

To jest ta jedna z „miliona” hoolywodzkich scen kiedy nabiera się głębokiego wdechu, poczym wstrzymuje oddech do jej końca. Takich projekcji jest mnóstwo, ale za każdym razem daję się ponieść tej chwili. Gloryfikacji i wiary w zwycięstwo dobra nad złem. W doświadczenie weteranów i zapału młodych umysłów.

 

Nieco mniej klasycznie jest tutaj.

 

 

Metallica a jakże.

 

Teraz nice lżej choć nadal filmowo.

 

To też był swego czasy wyciskacz łez. Moją kryzysową sceną była ta w której Matka, która nie chciała uświadomić Syna o istnienia Ojca nazywając go „sprzedawcą” w momencie kiedy telewizja pokazuje ich jako ostatnią nadzieję, zmierzających do promu mówi „ to Twój Tata”.  Niesamowite, że tyle pamiętam z filmów. I jeszcze postać grana przez Steve’a Buscemiego, bujającego się okrakiem na bombie. Świetna kreacja.

 

To jeszcze jeden Marvelowy akcent.

 

 

Starszy Syn byłby zadowolony. Ma fioła na punkcie Deadpoola. Ma mnóstwo lego figurek z różnych koncepcji tej komiksowo-filmowej postaci. Co nieco się przy nim uczę.

 

Zbliżając się do końca dzisiejszej nocy…

 

 

Jeden z tych filmów obok Rambo, które zapierały dech w piersiach. I marzyłem wtedy by Oni wszyscy stanęli po jednej stronie razem, bo przecież nie mieliby wówczas równych sobie. Kilka dekad później stało się, powstała seria „The Expendables” choć nie taka o jakiej marzyłem.

Na koniec trudne dla mnie zadanie, a raczej dla Was. Bo film był wyśmienity, ale nijak nie nawiązuje muzycznie do zespołu, który w jednym z numerów przedstawia tę samą scenę. Możemy dokonać analizy, ale uwierzcie mi na słowo. Mówimy o tym samym. Spróbuję chociaż.

 

 

To słynne przemówienie Winstona Churchilla a raczej grającego go Gary’ego Oldmana w filmie „Darkest Hour” (2017). To co nas w tej chwili interesuje to jego wycinek. Od momentu który wskazałem (2:20 – 03:06) kończąc na słowach „we shall never surrender”. Tak przez co najmniej dekadę aż do ostatniego roku zaczynały się koncerty jednego z metalowych zespołów. Burczały w tle silniki samolotów, na telebimach można było śledzić poczynania Spitfire’ów, a Ci którzy, znali dobrze historię tych walk, wiedzieli, że gdzieś tam latali nasi piloci.

 

Na koniec, jak najbardziej filmowym w temacie… „we shall never surrender”.

 

 

Nie znalazłem lepszego ujęcia. Powinno się zacząć od przemowy Churchilla, a zaraz po tym numer o latających bohaterach. I ten samolot nad sceną ;) To był mój priorytet kiedy dwa lata temu robiłem sobie tatuaż na ręce. Taki rękaw Iron Maiden. Musiałem mieć ten samolot, z tymi numerami na kadłubie. Ale o tym innym razem ;)

 

Ogłaszam koniec, idziemy spać, a przynajmniej ja.

 

Nigdy nie myślałem, że wrażliwe ucho może być przekleństwem. Zwykle czerpałem z tego faktu fascynację, że słyszę więcej. Rozróżniam dźwięki, słyszę konkretne instrumenty, potrafię rozróżnić blachy w perkusji itd.  Dzięki temu wiem w jaki sposób ktoś gra i mam świadomość ile musiał ćwiczyć by taki poziom osiągnąć. Moja Żona już nauczyła się ze mną żyć, wychwytuje mnóstwo moich osobliwych momentów. Czasem coś usłyszy i mówi „słuchaj, to ten numer co szukałeś”. Uśmiecham się wówczas, bo to znaczy, że jeśli chodzi o dźwięki, żyję nimi. Wpływają na mój nastrój, kierują moimi emocjami. Jestem dość przewidywalny, cieszę się, że jeszcze nie wpadła na pomysł puszczania mi ulubionych dźwięków, z podtekstem, „kupuję kolejną torebkę, zapłacisz?” hehe.

 

Dobranoc, zaczynam świrować.

 

(04:26) Koniec na dzisiaj…

 

Standardowo, dobranoc i dzień dobry wszystkim, którzy niedawno wstali.

× 12
Komentarze
@mala_mi
@mala_mi · ponad 2 lata temu
U mnie w domu piszczała żarówka energooszczędna i tylko ja to słyszałam. Gdy pytałam domowników czy im to nie przeszkadza, to patrzyli na mnie jak na nawiedzoną, bo nie wiedzieli o co mi chodzi. A "Thunderstruck" był jeszcze genialnie wykorzystany w bajce "Samoloty 2". Reakcja rodziców w kinie - bezcenna:)
× 2
@MichalL
@MichalL · ponad 2 lata temu
Piszcząca żarówka? Dostalbym do głowy ;) a "Thunderstruck" super. ;)
@Jagrys
@Jagrys · ponad 2 lata temu
Miałam i ja dorzucić kilka słów od siebie w ramach komentarza, ale wypowiedź mi się rozrosła i przestała nadawać się na komentarz.
Pozwolisz, że jako komentarzem posłużę się linkiem.
https://nakanapie.pl/Jagrys/blog/co-mi-gra-szwendanie-jagrys
Dziękuję.
× 2
@Antytoksyna
@Antytoksyna · ponad 2 lata temu
Ja się piszę na potańcówki!
× 2

Archiwum

© 2007 - 2024 nakanapie.pl