(00:00)
Dobry wieczór i dzień dobry.
Jutro zmiana czasu więc to chyba najlepsza zmiana jaka może istnieć. Godzina dłużej. Ach, gdyby tak można było co tydzień, dobra niech będzie co miesiąc. Sześćdziesiąt dodatkowych minut. Rewelacja. I jak tu nie lubić tej pory roku. Od czternastej w piątek mam weekend ale to też dobry dzień by ogarnąć wszystko co zaległe by tylko weekend był w miarę luźny. Tak też dzisiaj uczyniłem i już po osiemnastej zacząłem swoją muzyczną ucztę. W centrum zainteresowania, oczywiście ostatnio zakupiony zestaw Van Halen. Rozpocząłem tę przygodę od ostatniej płyty jako, że mam drugą część epoki zespołu. W sumie to też dobry kierunek, bo stopniowo będę kierował się ku źródełku, które mam nadzieję, wkrótce uzupełni pełną dyskografię. Uwaga, napisałem to, a skoro tak, to mając na uwadze ostatnie wydarzenia, niedługo stanie się faktem ;)
Dzisiaj przesłuchałem dwa ostatnie albumy, już słuchaliśmy numery z nimi związane, więc nie będzie zaskoczenia. W międzyczasie moja Żona wparowała do pokoju i zaległa na kanapie. Muzyki staram się słuchać odpowiednio głośno, więc skoro wybrała ten pokój, to na własną odpowiedzialność. Po połowie pierwszej z odsłuchiwanych płyt zasnęła. Nie ściszyłem, grało jak wcześniej, żałowałem tylko że nie dotrwała do kolejnej, na której możliwe, że nastąpiłoby cudowne wybudzenie. Wsłuchajcie się w ten szept na początku.
Ach jak ja uwielbiam tę blachę która tak miarowo cyka wysokim tonem na wstępie (od 30 s). To taki wyjątkowy talerz w zestawie perkusyjnym. Ride nazywa się książkowo. Niesamowite i bardzo charakterystyczne brzmienie. Kiedy go słychać, można oczami wyobraźni wydedukować, że lewa ręka perkusisty właśnie uderza w tę stronę, bo tam zwykle się znajduje owa blacha.
Do rzeczy, bo chciałbym zakończyć spór w mojej głowie w kwestii koncertu „The Legend Of Rock Symphonic” na którym byłem 30 września 2023 roku. Piszę pełną datę, bo może ktoś zerknie na ten wpis z marszu i nie będzie wiedział o co chodzi. Osobiście miałem lekki niedosyt i usiadłem jednego wieczoru i zacząłem szukać, numerów, które dałyby temu widowiskowi (całkiem niezłemu) jeszcze większego kopa. Wymyśliłem takie zestawienie.
Lecimy? A jakże...
Już na wstępie zamiast Aerosmith - I Don't Want to Miss a Thing poszedłbym w stronę Livin' On The Edge przez co publiczność dostałaby mocny i energiczny numer już na samym początku.
To byłoby coś, prawdziwi powrót do przeszłości. Kolejne dwa numery z set listy zostawiłbym bez podmianek. Wykonania pierwsza klasa więc nie mam uwag.
Queen - The Show Must Go On (Piotr Cugowski) OK
Led Zeppelin - Whole Lotta Love (Marek Piekarczyk) OK
Kolejny numer to Roxette - Listen To Your Heart w wykonaniu Kasi Kowalskiej a ja w to miejsce wstawiłbym numer „Joyride”.
Następnym numerem na gdańskiej scenie był Bon Jovi - It's My Life zagrany przez samą orkiestrę. Z mojej strony lekka podmianka i moglibyśmy mieć numer „Livin' On A Prayer”.
Numer jaki zaśpiewał Grzegorz Kupczyk był dla mnie mega zaskoczeniem. Wszystko pasowało ale zamiast wykonanego Black Sabbath – Changes można było pójść na całość i polecieć z „Paranoid”.
Kolejny zostawiamy bo to The Rolling Stones - Satisfaction (Marek Piekarczyk) więc OK, ale już następny woła o podmiankę. Było Scorpions - Wind Of Change (Stanisław Słowiński) a ja proponuję numer „Hurricane”.
Ok, następny w kolejce czyli Led Zeppelin - Stairway To Heaven (Piotr Cugowski) zostawiamy, bo to było świetne wykonanie.
Kolejny Deep Purple - Soldier of fortune (Grzegorz Kupczyk)? No tutaj można poszaleć wyobraźnią. Pierwszy z góry na podmiankę?
Następny AC/DC - Highway to Hell (Stanisław Słowiński) zostawiam. Wyszło spoko, choć ścieżkę wokalną zastępowały skrzypce.
Kolej na Metallica - Nothing Else Matters (Kasia Kowalska) i nie, nie i jeszcze raz nie. Można było inaczej, szybciej i energiczniej. A przecież Pani Kasia śpiewała już inny numer tego zespołu.
Oj to byłaby petarda na miarę kultowego odcinka serialu Stranger Things.
Dalej następuje ciąg bardzo dobrych wykonań:
Paul McCartney - Live and Let Die (Stanisław Słowiński) Genialnie OK
Procol Harum - A Whiter Shade of Pale (Marek Piekarczyk & Piotr Cugowski) OK
Creedence Clearwater Revival - Proud Mary (Kasia Kowalska) Wyśmienicie OK
Turbo - Dorosłe dzieci (Grzegorz Kupczyk) Szacun OK
Nirvana - Smells Like Teen Spirit (Stanisław Słowiński) Mega OK
Jednym z ostatnich został numer Queen - We Will Rock You, w którym zaśpiewali wszyscy wokaliści tego wieczoru. I tu też mi nie pasuje. Nie lubię tego oficjalnie przyjętego rytmu. Nie podmienię w tym przypadku numeru, a jedynie zwiększę jego tempo, które nadaje mu mega kopa.
I to ja rozumiem, a nie jakieś tuptanie i klaskanie. Tak grali ten numer w 1981 roku i tak powinno się go dzisiaj wykonywać.
Ostatni numer jaki pojawił się na gdańskim koncercie to Linkin Park - In The End wykonany przez samą orkiestrę. Nie wiem, nie słuchałem tego zespołu poza ogólnym dostępem. Więc w tym rozrachunku, postawiłbym na ten, nieco młodszy numer.
To tyle na dzisiaj, padam z nóg, ale cóż się dziwić po tygodniu wstawania o 04:20. Taak, o tej porze to wygodnie się kłaść a nie wstawać. Dziękuję za uwagę i życzę owocnej soboty.
Dobranoc i dzień dobry tym, którzy pierwsi się obudzą.
(02:39)