Pt (23:35)
Dobry wieczór i dzień dobry.
Jestem. Uwaga, ewoluuję. Dotychczas, kiedy pisałem muzyczne szwendania często czułem niedosyt, coś chciałem wrzucić, ale nie potrafiłem tego odtworzyć, a następnego dnia budziłem się i już wiedziałem o czym zapomniałem. Nie chciałem jednak ciągle edytować i rozszerzać danego wpisu, więc musiałem z tym żyć. W tym tygodniu, zacząłem sobie zapisywać napotykane dźwięki, a mój telefon zyskał kilka screenów z wyszukiwań. Mam nadzieję, że z czasem nabiorę wprawy, więc powinno być na bogato. Dzisiaj mam tego dużo, więc mam świadomość, że ogrom informacji mnie przerośnie i nie skończę tej nocy. W sobotę będę Ojcem Chrzestnym więc też przez wzgląd na to wydarzenie, żeby być wyspany, dokończę temat w sobotę.
Na pierwszy rzut, niespodzianka. A nieeeee, o i właśnie widać jak szybko mi umyka co chciałem napisać. Jak w telewizji, czas na małą reklamę. Jakiś czas temu stworzyłem na naszej kanapie zabawę „(nie)muzyczne skojarzenia”. Chodzi o to by dopasowywać do poprzedniego numeru kolejny wg własnego pomysłu wskazując czym się kierowaliśmy. (nie)muzyczne daje tę swobodę, że element łączący może być jakikolwiek. Tytuł, tekst, dźwięk gitary, czy użytego w numerze trójkąta, fryzura muzyka, kolor koszulki, cokolwiek. Muzyczne szwendanie często właśnie wygląda w ten sposób, na zasadzie skojarzeń, i przez tę zabawę, chciałem pokazać jak to się układa.
https://nakanapie.pl/grupy/muzyka/temat/nie-muzyczne-skojarzenia
Każdy Kanapowicz wrzuca swój pomysł tylko do ostatniego numeru jaki zastał w temacie. A to ostatni… zapraszam do zabawy.
Kiedyś uwielbiałem radiową trójkę, głosy prezenterów, mega audycje. W latach dziewięćdziesiątych nagrywałem w nocy na kaseciaka koncerty polskich zespołów takich jak Hey, Ira czy też odkrywałem nowości zza oceanu. Od tamtych czasów wiele się zmieniło, łącznie z piątkową listą przebojów, mimo to, o ile mam możliwość, śledzę kolejne notowania. I trafiło mnie dzisiaj. Nie usłyszałem wykonawcy ale teraz już wystarczy zbliżyć do głośnika telefon a ten podpowiada co to za numer. Matko, gdybym ja miał takie możliwości trzydzieści lat temu. Ale do sedna, bo miała być niespodzianka. Zna ktoś zespół Laibach?
Dla mnie, mega numer, rewelacyjny teledysk i ta plamiąca niczym zaraza czerń. Ta harmonia wokalna, niski głos i wysoki. A w teledysku? O ile facet był kamienną twarzą to u kobiety znalazłem moment, kiedy oczy pokazywały niepokój. Sprawdziłem, że inspiracją było video z 1978 roku „Was ist Kunst”* (intrygujące). Musiałem zatrzymać bo znowu chcę nawiązać. Ten numer w końcówce ma zwolnienie i ma się wrażenie, że zaraz się skończy ale jednak zrywa się i jeszcze raz uderza. Podobnie jak przy Ludovico Einaudi, tu też, o wiele bardziej wyraźnie, wszystko nagle zamiera jakby kończył się numer i nagle trach!!! Typu, nie zasypiamy, lecimy dalej.
Wracając do mojego piątkowego odkrycia, genialne ujęcie, ale to nie wszystko, bo zespół Laibach jak się okazuje, to historia sięgająca lat 80’. Serio, bo ja nigdy nie słyszałem o tym zespole, a oni mają około 30 płyt. Jak doczytałem, a historia bardzo ciekawa, zrobili kilka krążków zmieniając aranżacje znanych zespołów. Tu np. The Beatles.
Albo Queen
czy Europe
Jest tego więcej i w pewnym momencie przypomina mi zespół, który już kiedyś miałem przyjemność zaprezentować. Podobni wariaci. Aaaa Laibach był inspiracją dla Rammstein ;)
No dobra, przejdźmy do kluczowego punktu, którego rozważania równie dobrze mogłyby zająć nie jedno spotkanie. Spuścizna. Znaczenie dla muzycznego gatunku. Krótki epizod czy kamień milowy? Nie bez powodu podrzucam myśl. W ostatnim czasie wiele czytam o reaktywacjach zespołów z minionych dekad. Sama Pantera, choć nie ma już z nami braci Abbott to jednak odważnie ruszyli. Ciężko wyczuć na ile to hołd dla tych co odeszli, a próba zbicia dodatkowej fortuny. A może to kolejny pomysł zrodzony przy piwie typu, aaa reaktywujemy. Nie wnikam, ale widząc na różnych filmikach jak wyryty w mej pamięci chłopak z lat 90’ wchodzi na boso na scenę z takim luzem i pewnością, przyprawia mnie o ciarki. Myślę sobie „to jest gość”.
Niesamowity głos, mega koleś. Jak już wspomniałem, nie ma już braci Abbott więc funkcję gitarzysty przejął sam Zakk Wilde (znany z Black Label Society i solowych płyt Ozzy’ego Osbourne’a) a za bębnami usiadł Charlie Benante z zespołu Antrax. Z. Wilde kiedyś napisał numer po śmierci gitarzysty zespołu Pantera, ukazujący ich przyjaźń. Benante? Nie wiem skąd ten wybór. Jak zwykle mam dylemat, teledysk czy live? Teledysk chyba będzie bardziej wymowny w tym temacie, choć koncertowa wersja* jest o wiele bardziej bogata dźwiękowo.
Dobra, tyle na dzisiaj, kładę się, dopiszę w sobotę.
(02:08)
***
Raša Todosijević - Was ist Kunst, Marinela Koželj?
Black Label Society - In This River (Doom Troopin' Live)