Chciałbym dostąpić dnia kiedy nic mnie nie goni. Chciałbym przestać patrzeć na zegar z myślą ile czasu mogę poświęcić lekturze. Chciałbym przeczytać książki, których nie zdążyłem dotknąć poza momentem, w którym umieszczałem je na dedykowanych półkach. Zwłaszcza te, które odsuwałem czekając na odpowiedni moment. Jestem gotowy, nie, nie na wszystkie, ale krok po kroku. Coraz dalej. To nie wyścig lecz świadoma ucieczka. Przed problemami dnia codziennego oraz obawami co przyniesie jutro. Ucieczka przed dziećmi, Żoną, przed rodziną spoza pierwszego kręgu. Tak, to bardzo egoistyczne, ale o wiele łatwiej jest doradzać, oceniać literackich bohaterów niż zmagać się z własnymi wyzwaniami. Uwielbiam ten właśnie moment. Kiedy przestaję słyszeć dźwięki otaczającej mnie rzeczywistości. Kiedy wszystko przestaje mieć znaczenie. To już nie moja opowieść, to autor zabiera mnie w kolejną podróż. Daleko od mojego domowego kącika, od ulubionej kanapy i czarnej poduszki z geometrycznym wzorem. Żegnam się, nie warto zaczepiać, nic już nie słyszę...
Miałem nadzieję, że jakoś wybrnę, albo chociaż zminimalizuję zaległości z czytaniem w ostatnim roku. Niestety. Boli, oj bardzo boli, że ciągle jest tego więcej niż potrafię przetrawić. Mógłbym przecież ogłosić embargo na nowe tytuły i pewnie po osiemnastu miesiącach dokonałbym cudu czyszcząc w takich okolicznościach wszelkie zaległości. Ale jak wytrwać i jeszcze czytać kolejne wpisy w poście "Co ostatnio kupiłeś/aś?". Jestem tylko człowiekiem i mam świadomość swoich słabości, a jednak ciągle łapię się na tym, że spinam się, że nie ogarniam, że już dawno przestałem nad tym panować.
To nie był słaby rok, a moim największym aktem rozliczenia się z przeszłością było przeczytanie cyklu książek „Koszmar z Elm Street” wydanego przez nieistniejące już gdańskie wydawnictwo Phantom Press. Cała reszta tytułów, to już utarte schematy. Masterton, horror ekstremalny w wykonaniu Tomasza Siwca, Edwarda Lee. Literatura pola walki, troszkę Sc-fi, kilka ujęć literatury naukowej i biografii muzycznych. Względem ostatniego gatunku, jestem na czysto (chociaż tutaj). W międzyczasie było jeszcze kilka książek z tematem paranormalnych zjawisk, postapokaliptycznych wizji świata i w sumie tyle. Aaaa… moje największe odkrycie, choć nie wiem czy to odpowiednie słowo w sytuacji kiedy od dłuższego czasu, w „ciemno” gromadziłem na półkach książki tego autora – Dan Simmons – mistrz.
Boję się grubych książek, nie ich rozmiaru ale możliwości, że coś pójdzie nie tak i ugrzęznę. Że będę co chwilę patrzył ile zostało do końca z myślą, że ta historia mogłaby się już skończyć. Czy tak kiedyś miałem? Nie, ale przecież tym bardziej, statystycznie muszę na taką trafić. Cegiełek w mojej domowej bibliotece czeka na mnie nie mało. Wbrew wszystkim moim lękom zacząłem ten rok odważnie, od pokaźnej książki „Silos” Hugha Howeya stanowiącej jedną trzecią cyklu jaki na mnie czeka. Potem ruszę po kolejne, niech się dzieje. W tym roku, postanowiłem, niech priorytetem będą cegły. Zobaczymy jak długo wytrzymam, albo jak szybko się skończą.
Miłego weekendu ;)