Chyba mam zalążki jakiejś depresji. Uwaga – przez książki. Tak. Jestem świadomy tego co piszę, funkcjonuję normalnie, spełniam się ciągle jako syn, brat, ojciec oraz mąż ale myśli, które zaraz będę starał się Wam przekazać chodzą za mną od jakiegoś czasu. Do sedna. Zaczynam sobie nie radzić ze stosem nieprzeczytanych książek. Od tak i dotarło to do mnie kiedy zerkając na stronie w zakładkę „chcę przeczytać” przeczytałem liczbę (wówczas) 82. W sumie spoko, bo to ciągle poniżej magicznej setki, której nigdy nie przekroczyłem. Kiedyś miałem patent by kupować mniej niż czytam, ale z czasem szybko się zatraciłem i przestałem to kontrolować. Olałem, bo jaka w tym przyjemność? Ograniczać się do liczb.
Spojrzałem jeszcze raz na stronę, a potem na regał z książkami. Książki rozsiane po całej ścianie nie wydają się być taką liczbą. Dawno też posegregowałem je wg przeczytanych i nieprzeczytanych. Tak pisałem już o tym. Przeczytane stoją, nieprzeczytane leżą. Póki jest miejsce mogę sobie na to pozwolić. Przed chwilą znowu postanowiłem policzyć te leżące bo uświadomiłem sobie, że już długo nie dodawałem na stronie tych, które chciałbym przeczytać i które wpadały z kolejnymi przesyłkami. Obawiałem się, że to co pokazuje mi licznik jest dalekie od rzeczywistego stanu.
Magiczne 118. Utwierdziłem się, że nad tym nie panuję. Niestety, gdybym w tej chwili usiadł do na bieżąco zapisywanych premier, pewnie od ręki wstukałbym kolejną dychę do koszyka. Nie chodzi mi o pośpiech. Jak na razie nie wpływa to na jakość odbierania czytanych historii. Ale czuję, że to grząski teren. Nie chciałbym, żeby przyszedł moment kiedy zacznę traktować książkę jako kolejny punkcik w statystykach. Nie chcę czytać dla samego odhaczenia tytułu. W sumie to nie wiem czy potrafię, bo każda historia ma w sobie coś, nawet gdy ostatecznie wypada słabo.
Boję się tego piętrzącego się stosu. Nie wiem czy za chwilę zacznę patrzeć na niego z nadzieją niesamowitych przygód, historii przy których pewnie spędzę długie godziny. Czy (oby nie) jak na kolejny papierowy przedmiot, który trzeba machnąć i może coś o nim napisać. Mam nadzieję, że poukładam to sobie na spokojnie. W głowie. Że kolejny raz odetnę się, od moich początkowych założeń jakie również opisywałem w tekście „a miało być tak pięknie cz.1”. Z drugiej strony to niesamowite, że książki zmieniają człowieka. Nie tyle przez swoje historie, co przez umiejętność życia u ich boku. Hehehe trudniej niż w małżeństwie, bo książki nic nie mówią. Leżą i czekają. ;)
Ps.
Jeśli potrzebujecie zaproszenia, to tak. To jest ten moment kiedy potrzebuję wsparcia. Jakiś czas temu @jatymyoni wpisała w jednym z komentarzy, że ma przekroczony magiczny tysiąc książek. Zapytam by się podbudować, choć boję się, że się pogrążę. Ile z nich „leży” i czeka? Jak sobie z tym radzicie?
Ps.2
Wrzucę jeszcze parę zdjęć z tych moich „leżących”. Te ciągle przede mną.
Tyle, dziękuję za uwagę, idę na muzyczne...
Pozdrawiam
M