(23:54)
Dobry wieczór i dzień dobry.
Pamiętam czasy, kiedy stawiałem swoje pierwsze kroki w cięższych brzmieniach. Byłem wówczas poszukującym, niemal pełnoletnim marzycielem. Trochę wówczas ułatwił mi to chłopak mojej nieco starszej ciotki, który grał w zespole, miał mnóstwo płyt i miał niesamowitą elektryczną gitarę (kilka lat później była moją drugą z tych elektrycznych). W tamtym czasie nie miałem dostępu do wielu płyt, a o większości nie miałem pojęcia. To właśnie wtedy pierwszy raz usłyszałem zespół Van Halen, a chwilę później miałem ich kilka płyt skopiowane na kasetach. Świetnie się składało, przy kasecie 90 min, na każdą stronę mieścił się wówczas pełny album, więc była to dla mnie spora oszczędność, bo na jednej każdej kasecie miałem po dwa wyjątkowe albumy. I tak właśnie zaczęła się ta przygoda.
Zwróćcie uwagę na tę perkusję, totalny kolos, fakt może dzisiaj nie wzbudza to takiej ekscytacji, bo takich i wiele większych zestawów można znaleźć na pstryknięcie, ale to były lata 80’!
Ten numer to odświeżona wersja tego z lat sześćdziesiątych granego wówczas przez zespół The Kinks. Poniżej jako uzupełnienie.
Długo nie słuchałem Van Halen więc odświeżam sobie na bieżąco. Wydłuży to mój czas, ale będziecie mieli idealną pigułkę względem tematu.
Ten numer, był szczególnie znany. Może nie do końca przez Van Halen ale… pamiętacie zespół Apollo 440?
A tu proszę, źródło inspiracji.
Koncert z 1986 roku kiedy już miejsce wokalisty obejmował Sammy Hagar, świetny głos. Odsłuchując numer z oryginalnego zapisu na płycie co prawda usłyszycie jeszcze głos Davida Lee Rotha ale później, po chyba szóstej płycie Panowie poszli odrębnymi drogami.
Od zawsze moim szczytem marzeń było improwizować jak gitarzysta Eddie Van Halen (na perkusji zasiadał jego brat Alex Van Halen) a ten numer stał się ikoną, mocnym znacznikiem w historii muzyki metalowej. Nowy styl, charakter i dźwięk stał się dzisiaj tak indywidualny, że takie zespoły poznaje się po pierwszej nutce. Przed Państwem, jeden z większych momentów na przestrzeni dekad metalu. Bracia Van Halen!!!
Hehe i ten tlący się fajek wciśnięty pod struny przy główce gitary. Maestro. Nawet Minionki podłapały temat więc jest na rzeczy.
Ale na drugiej płycie również znalazł się tego typu numer, który pokazywał wyśmienity styl gitarzysty zespołu Van Halen. Może ktoś mu zarzucił, że z włączonym przesterem gitary można działać cuda bez względu na większe umiejętności. Ten numer, został nagrany na zwykłym pudle. Bez komentarza.
Ale tak jak mówiłem, Eddie Van Halen otworzył zupełnie nowy rozdział na scenie metalowej. Ich kompozycje, brzmienie stały się tak wyraźne, że faktycznie można je do dzisiaj rozpoznać po kilku nutkach.
Z tego okresu był jeszcze numer „Panama” ale to polecam dociekliwym tematu. Numer jak dla mnie średniawy, choć wysoko oceniany. Dla mnie Van Halen to głównie etap Sammy Hagara, nowego wokalisty. To wówczas urzekł mnie jego głos, sposób jak bawił się na scenie.
1986 i wszystko się zmieniło…
i jeszcze ten
Tak jak nazywała się ta płyta czyli 5150, firma Peavey (miałem ich wzmacniacz gitarowy) wypuściła na rynek swój model sygnowany właśnie w ten sposób. Mega potwór, niesamowity dźwięk i nawet miałem okazję na nim pograć. Total. Na zdjęciu to ten sygnowany, mnie niestety musiał zadowolić model z niższej półki.
Swego czasu miałem w telefonie budzik ustawiony na numer „Dream is over”. Genialnie pasował no i miał swój odpowiedni wydźwięk. Z jaką rozkoszą się podrywałem przy tych dźwiękach, aż żal było wyłączać hehe.
Na tej płycie czyli „For Unlawful Carnal Knowledge” w skrócie F.U.C.K znajduje się również numer, który darzę szczególnym uwielbieniem. Może to przez koncert video na którym pierwszy raz go usłyszałem, może po prostu przez kompozycję. I to jest numer wszechczasów. Pianino, zespół i doskonały wokal. (Pewnie nie uwierzycie, ale ja już jestem na końcu tej opowieści i znalazłem ten numer w takiej wersji jaką pierwszy raz usłyszałem, właśnie podmieniam link i jestem bardzo zajarany tą sytuacją.) Zatem jeszcze raz się wtrącę, Right Now z 1995 roku.
Mega numer, ale podobny efekt przyniosła kolejna płyta „Balance” z numerem, baaa z kilkoma wyśmienitymi utworami. Chciałbym mieć ją na winylu.
i kolejny, nawet nauczyłem się go grać na gitarze, ok poza solówką. Zbyt wysokie progi na moje palce. Kolejny świetny numer, bardzo żałuję, że nie ma w internetowych zasobach koncertu który miałem niegdyś na kasecie video. To był właśnie jeden z występów w ramach promocji płyty „Balance”… Doskonałe widowisko. Do dziś nikt nie wrzucił tamtej wersji numerów, cóż, póki co, pozostaje w mojej głowie (jeden numer już znalazłeś!).
Baaa, znalazł się i kolejny ;)
Wyśmienicie. Fajnie się złożyło, że odnalazłem ten konkretny koncert i mogliście doświadczyć, to ca wtedy. Oczywiście, muzyka z płyt jest bardziej sterylna, ale ja przecież uwielbiam wykonania koncertowe. I tak jak w „right now” ważne są dla mnie detale. Rozpoznałem mój typ po telebimie i fladze którą przepasał się Sammy Hagar, a to prowadziło do konkretnego występu. Udało się. Na koniec nie mam niespodzianek. Warto byłoby zakończyć czymś w rodzaju „łał” ale tyle ty dzisiaj ich było, że trudno będzie to przebić. Nieeee to raczej niewykonalne.
Pozostaje mi jedynie Panama, choć nie do końca rozumiem fenomen tego numeru, może Wy go odnajdziecie.
To tyle, fajnie spędziłem dziś nockę i nawet wcześnie, zdążyłem przed świtem. To się chwali.
(03:50)
Dobranoc moi mili i dzień dobry zarazem, spokojnej niedzieli.