Ostatni miesiąc był ciężki i mocno hermetyczny. Żadnych wyjść, odwiedzin najbliższych czy nocnych posiadówek, a zaczęło się od najmłodszego członka naszej rodziny. Tak, chorobliwy będzie wstęp, jednocześnie nawiązujący do mojego komentarza u @Chassefierre na łamach Jej blogu. U nas pierwszy pacjent padł na dwa tygodnie, potem moja Żona, nasz starszy Syn i w końcu ja. Śmiałem się, że teraz wychodzi, kto się najbardziej izoluje się od pozostałych ;) Tak, to złe i trzeba nad tym popracować.
Choroba chorobą, zwolnienie i w innych okolicznościach mógłbym uznać to jako szansę. Na czytanie, słuchanie muzyki i wszystko, na co nie zawsze znajduję czas podczas codziennego trybu. Nic z tego, nie miałem nastroju do czytania, czy analizowania dźwięków. Z coraz większą ciekawością przyglądałem się temu, co wychodzi z mojego gardła podczas kolejnego ataku kaszlu. To moja pięta achillesowa. Kiedyś potrafiłem mdleć przy atakach, bo nie nadążałem z łapaniem oddechu. Do dzisiaj mam wypracowany nawyk, że zniżam się, klękam przy większej serii, by mieć bliżej do podłogi w razie upadku. Dobra, tyle o chorobach.
Najmłodszy Syn od dłuższego czasu informował nas o gotowości, by sprzedać swoje zasoby klocków LEGO. „Swoje” to trochę na wyrost powiedziane, bo to jednak część klocków, które dostał w spadku po starszym bracie plus wszystkie, które mu kupiliśmy. W każdym razie padła decyzja – sprzedajemy. Tylko co? Te pudła z piwnicy? Wielki, plastikowy pojemnik z luźnymi klockami, w którym można znaleźć wszystko i na pierwszy rzut oka nic? Bałem się tego przedsięwzięcia, bo miałem w pamięci zestawy z firmy Cobi czy jakieś inne, chińskie podróbki, jakie latami dopełniały domowe zasoby. Jak to ogarnąć?
Dzisiaj już ten kąt jest w miarę ogarnięty, ale początki były trudne. Przytargaliśmy wszystko, co było w piwnicy i niby miało być kompletne. Wyszukaliśmy w domu wszystkie luźne instrukcje, bo kartony już dawno zniknęły, więc nietrudno było się domyśleć, że ich części znajdowały się w tym największym pojemniku. Pierwszego dnia zwolnienia oczyściłem w naszym pokoju podłogę, wziąłem złowrogi pojemnik i demonstracyjnie wypróżniłem jego zawartość. Zabrałem garść instrukcji i usiadłem przy tym stosie. Po chwili dołączyła do mnie Żona i razem próbowaliśmy ruszyć do przodu. To był totalny rozpiździel, tu było wszystko. Kółka, kółeczka, klocki płaskie, kwadratowe, prostokąty, drobne, przezroczyste, szkiełka, drzwi, patyczki, mechanizmy, których nikt nie rozłożył na części pierwsze. Wszystko, ale byliśmy pełni wiary, że damy radę.
Żona zbudowała niemal kompletną remizę strażacką. Niemal, bo w ludziki, to inny temat i póki co, odłożyliśmy go na później. Wielki zestaw, w którego kartonie nie znaleźliśmy klocków a tylko kartony od mniejszych zestawów. Zbudowany od samego początku na zasadzie przeszukiwania wysypanej sterty za każdym konkretnym klockiem wg instrukcji. Szacunek.
W tej koncepcji powstało jeszcze kilka kompletów, o wiele mniejszych, bo i czas poszukiwań zmniejszał się wraz z ilością poszukiwanych elementów.
To było trudne zadanie, bo kopiąc znajdywaliśmy klocki nie-Lego więc trzeba było to jakoś uporządkować. Po drugie, ciężko się szuka w takim miksie, więc postanowiliśmy z Żoną posegregować wszystkie pozostałe klocki. Pierwsze kryterium – kolor, drugie – koła, trzecie – elementy dekoracyjne jak kwiatki, łopaty itp. Ostatnim były wszystkie kolorowe i jednocześnie przezroczyste klocki. Aaaaa i najważniejsze, mając świadomość, że w pudle mogła znaleźć się chińszczyzna, musieliśmy patrzeć na grawerunek. Uporządkowanie zajęło nam dwa długie wieczory, ale potem szło jak po maśle. W instrukcji czerwony klocek 4x1 więc szybko do siatki z czerwonymi i już. Po temacie. Fakt, że często kończyło się to wysypaniem całej zawartości koloru, ale to i tak mniej niż szukanie we wszystkim.
Zupełnie sam złożyłem tylko jeden zestaw, ten powyższy, ale moje zadanie w tym przedsięwzięciu było nieco inne. Zajmowałem się głównie robieniem zdjęć gotowych zestawów, drukowanie brakujących instrukcji (często posiłkowaliśmy się zasobami ze strony LEGO). Każdy zestaw był przeze mnie rozłożony wg poszczególnych kroków, tyle że od końca i sprawdzony pod względem prawidłowo użytych klocków i posegregowany na etapy jak w instrukcji. W przypadku nieścisłości to ja leciałem do siatek albo wykrzykiwałem potrzebę na klocek taki i taki. Potem już tylko pakowanie (pozbyliśmy się niemal wszystkich zbędnych kartoników) i zamieszczenie w Internecie. Żona jeszcze nigdy nie miała takich obrotów na Vinted hehe.
Kiedy już na dobre ruszyła nasza produkcja, z dnia na dzień było coraz lżej, choć pewnego wieczoru musiałem wyrwać się z kaszlem do sklepu po zapasy taśm pakowych i folii stretch. Tym samym poszły w ruch bardziej charakterystyczne zestawy.
Sporo tego, ale nie koniec. Lego jak doświadczamy, ciągle jest w modzie i ma swoją wartość. Jeśli ma się cierpliwość, można je wystawić w cenach, które windują użytkownicy Allegro czy OLX, tam osiągają niewyobrażalne rozmiary. Nam chodziło o sprawne upłynnienie zalegającej treści i powiem Wam, że Czechy przodują w naszej sprzedaży. Wysłałem już na Węgry, do Anglii i oczywiście część zestawów rozeszła się u nas w kraju, ale Czesi przodują i nie proponują niższej ceny.
Najszybszą sprzedażą, były ulice Lego. Zdążyliśmy je wyczyścić, porobiłem zdjęcia, wystawiłem. Jeszcze suszyłem je, zanim ułożyłem je na podłodze, przygotowałem pudło i już musiałem pakować do wysyłki hehe.
Dzisiaj, tzn. wczoraj wieczorem, w piątek rozłożyłem i posegregowałem ostatni duży zestaw. Jeden ze starszych, mimo to, ciągle w dobrej kondycji. Wydrukowałem instrukcje, zamieściłem sprzedaż i zobaczymy.
Mówiłem wcześniej o ludzikach, bo to nieco odrębny temat. Ludziki wydają się być uniwersalną częścią i przecież pasują do wielu zestawów jednocześnie. Nasz Syn zrobił sobie taki mix i wszystkie ludziki, dzieląc się ze sobą częściami ubioru, wylądowały w specjalnym miejscu. Do pewnego etapu składaliśmy same pojazdy, konstrukcje. Wyznaczyłem młodemu zadanie, dopasować do tych zestawów ludziki i po chwili mieliśmy umownie gotowe kompozycje.
Co innego takie zestawy, które poszły na pniu.
I tak kończy się ta historia, choć pudło z pierwszego zdjęcia niewiele zmniejszyło swoją zawartość. Zostało jeszcze kilka drobnych zestawów, które mamy szansę złożyć, a potem? Siatki, siateczki z klockami Cobi i militarnym tematem… To zdecydowanie najdłuższa nasza rodzinna akcja. Najważniejsze, że zdrowie wraca, a z nim powrót do utartej codzienności, pracy i przede wszystkim rytmu.
Pozdrawiam - Michał