(01:21) Dobry wieczór,
Za oknem się rozpadało a tym samy zrobiło się nieco przyjemniej. Za tydzień rozpoczynam urlop, więc przede mną tydzień nocnych zmian po czym zalegnę gdzieś w leśnej głuszy. Póki co, trwam. Zacznę mocno, oj bardzo mocno. Numer dostałem już w czwartek wieczorem, ale nie mogłem go odsłuchać od tak, na telefonie. Jeśli słyszę deklarację wysyłającego, że kawałek rozwali mnie, to staram się z nim stanąć jak równy z równym. Żeby mógł brzmieć jak najlepiej pokazując swoje wszystkie walory i żebym mógł go poczuć w jak najbardziej komfortowych warunkach. Tu mam do wyboru: domowe zacisze, ale wówczas słuchają i sąsiedzi lub auto gdzie z numerem jesteśmy sam na sam. W piątek rano miałem godzinną podróż za kółkiem więc odsłuch nastąpił w takich właśnie warunkach. Achhh, co to była za podróż. Dobra już nie przedłużam, słuchamy... (on nie bez powodu ma czarną koszulkę hehe).
Ten gitarzysta co również śpiewa wygląda jak George Harrison z The Beatles.
Mega wokal pana w czarnej koszulce. Ten numer dostałem od kolegi z pracy z odważną deklaracją. Przyjąłem go bardzo poważnie, choć dopuściłem się żartu, że pewnie już słyszałem. Zaczął mi opisywać wartości muzyczne, a ja zdębiałem bo ten rzucony żart zaczynał się urzeczywistniać. Mówił, że młody koleś ma głos jakby pół wieku pił. Zapytałem tylko czy był drugi wokalista. Tak dokładnie, znałem już ten wokal ale z poniższego numeru.
Uwielbiam takie strzały muzyczne, bo choć często są jak komety i przelatują a słuch po nich z czasem zanika, to jednak wyjątkowy jest ten właśnie moment, krótki ale jakże niesamowity. To niemiecki zespół i jeśli chodzi o autorskie numery w ich ojczystym języku? To za dużo na jeden wieczór, bo okazuje się, że gromadzą na występach pełne sale/stadiony i w tym moim odkryciu ginie ta wyjątkowość. Kto to jest Tommi? Na koniec tego tematu jeszcze jeden numer, również cover.
To tyle od strony "pan w czarnej koszulce". Niesamowity głos i mam nadzieję, że zespół jeszcze weźmie na warsztat jakiś szlagier. Niemieckich nie ruszam choć zostawię Wam na koniec jakiś ślad, żeby być fair. No nic. Każdy potrafi zbłądzić co nie umniejsza wokaliście.
Wspomniałem o Harrisonie z The Beatles. Praca na linii produkcyjnej wymaga rytmu. Ratujemy się jak możemy, żeby nie było mechanicznie. Ja pogwizduję, kolega obok śpiewa. Często się uzupełniamy. On intonuje numer, a ja mam ułamki sekund by odgwizdać dalszą część. Potem ja gwiżdżę melodię a on próbuje wstrzelić się ze słowami, bądź chociaż namierzyć numer. Taka niepisana umowa. W poniższym przypadku ja gwizdałem ;)
Ale największym, to chyba największym zaskoczeniem było moje objawienie. Nie z tego tygodnia, jakiś czas temu, które i tak mam wypominane do dziś. Nie pamiętam kiedy zeszło obok. Osiem godzin to szmat czasu, a gwizdanie, nucenie czy śpiewanie może podążyć w niemal każdym kierunku. Ale pamiętam to jak dziś. Gdy wygwizdałem dużą część numeru Kumpel patrzył na mnie z politowaniem typu "naprawdę?". Stałem zdumiony, to przecież znany numer, choć sam nie wiedziałem kto go wykonuje. Zagwizdałem do telefonu, znaleziono.
Szkoda, że często metal nie jest tak melodyjny, że wygwizdując melodię można znaleźć zalegający w głowie numer. W tym obszarze ciężko, albo ja mam ciągle niewystarczające umiejętności.
Tyle na dzisiaj względem mocno luźnego spotkania. Co na koniec? Jeszcze nie wiem, nie mam pomysłu jak to spiąć. Może to? Pasuje nastrojem do pierwszych numerów a dodatkowy atut na tle firmowych potyczek? Kolega nie znał ;)
Zupełnie niemetalowe to szwendanie ale jak to bywa w szwendaniu. Czasem zbłądzi się się w boczną alejkę. Lubię takie zejścia o ile jest ku czemu zbłądzić. Dla mnie to miłe spotkanie. Kończymy bo mam przed sobą sobotnie zadania. Na koniec jeszcze jedna genialna aranżacja... Świetnie to brzmi. Genialna linia gitary basowej.
(03:45) Dobranoc, przynajmniej dla mnie...
Ps. Tak wygląda reakcja publiczności na numer Tommi... i pana w czarnej koszulce, który okazuje się być tu liderem, a nie tylko bocznym wokalistą.