(23:17)
Dobry wieczór i dzień dobry.
Tak, właśnie dokonałem kolejnego oczyszczenia. Oczywiście z nawiązką, ale komplet najbardziej wartościowych płyt zespołu Anathema mam na domowej półce. Kiedyś miałem mnóstwo zespołów na mp3 i innych pirackich wersjach. Nie było wówczas YT i możliwości odsłuchania płyty w każdym momencie. Panowało zbieractwo, przegrywanie, kserowanie okładek, tworzenie kompilacji albo audycje nagrywane bezpośrednio z radia na wysłużonego kaseciaka. Tak wyglądały moje lata dziewięćdziesiąte. Kiedy rozpoczynałem czterdziestkę, jeszcze przed czasem dostałem od znajomego moją, pierwszą płytę winylową – Piece of Mind zespołu Iron Maiden. Krótko po tym dniu do naszego salonu trafił adapter a z nim odważna deklaracja, że zdobędę wszystko co miałem na kasetach i później na mp3, jednocześnie spłacając dług zaufania względem wykonawców.
Po drodze napisałem, że z nawiązką bo i owszem. Z biegiem lat szuka się coraz głębiej a dzisiejsze możliwości techniczne pozwalają dotrzeć do płyt, o których wcześniej nie miało się pojęcia. Cztery lata temu miałem pierwszą płytę, dzisiaj, jest ich ponad osiemdziesiąt. Póki co, stosuję wielkie sito i wyławiam te najważniejsze albumy. Część z pozostałych na pewno pójdzie w niepamięć, bo to jak z książkami, na które nie warto tracić czasu.
To ostatnie zakupy, które dotarły do mnie w piątek. Zawsze się jaram jak nałoży się kilka dostaw i odbieram w tzw kumulacji. Zakończmy dzisiaj temat zespołu Anathema jak i ja moje poszukiwania ich płyt przed wielkimi zmianami.
Przez ostatnie miesiące odkrywałem na nowo ten zespół płyta po płycie. Kiedy już w domu udziela się fascynacja, to czas zakończyć eksplorację. Przyjęło się, więc teraz kiedy tylko włączę płytę mam pełne zrozumienie wśród domowników.
Czasem tak od niechcenia wpisuję w wyszukiwarkę tytuły zespołów i w środę trafiłem w samo sedno. Zachłysnąłem się powietrzem i nie mogłem uwierzyć. XENTRIX na winylu. To jak trafić, nie wiem co. To jak cofnąć się do ostatnich lat podstawówki i chwytać się każdej pożyczonej kasety.
Płyta „KIN” z 1992 roku i otwierający ją numer. Nic nie wiedziałem o tym zespole, ale dudniło w uszach, słychać było gitary a i wokal nie przeszkadzał. Byłem wtedy na kolonii w Bukowinie Tatrzańskiej. To tam słuchałem płyty „Master of puppets” Metallici i tej właśnie Xentrix. Zespoły wydawały mi się bardzo podobne, choć dzisiaj znalazłbym szereg różnic. Nie o to jednak chodzi. Zachłysnąłem się. Po powrocie do domu zapragnąłem Xentrix.
Pożyczyłem od kolegi kasetę i przegrałem ją na kaseciaku. Mało tego, skserowałem okładkę z rozkładówką by mieć jak najbliżej zbliżoną wersję. Nie pamiętam kto kserował, ale wkładka w kasecie była dwustronna i z drugiej strony miała zdjęcia członków zespołu z rozpisanymi ich funkcjami. Ktoś widocznie źle podłożył papier i na moim odwrocie były popiersia członków zespołu, a pod nimi biały pasek. Musiałem już oddać kasetę, więc ponowne ksero nie wchodziło w grę. Tak już zostało, a ja na tych białych polach ręcznie, za pomocą długopisu zapisałem nazwiska muzyków i ich funkcje. Kiedy dzisiaj patrzę na tę sytuację, to żal mi tamtego chłopaka. Miało być idealnie, wyszło jak wyszło. Pewnie, że mógł kupić oryginał, ale wówczas, w moim przypadku nie było o tym mowy.
Czasem łapię się na tym jak mój Syn przeżywa swoje zawody. Coś się nie udaje, coś kumuluje się na tyle, że wysiada. Dobrze, jeśli śmieję się w myślach i bez słowa podaję mu rozwiązanie, lepiej jest gdy zostawiam go z problemem sam na sam obserwując jak sobie radzi. Teraz jest już łatwiej bo potrafię w nim zobaczyć siebie z tamtych lat. Poszukiwacza i myśliciela. Doskonale Go rozumiem choć wyprowadza mnie z równowagi że hej.
Chwila uwagi dla numeru, niesamowita perkusja w drugiej jego połowie i gitary. Głośny werbel i te stopy aaach (zaraz po 4-tej minucie).
I ten ciężki niczym walec. Powolny i jakże konsekwentny w swym rytmie.
Dzisiaj śmiem twierdzić, że płyta nie straciła w żadnym procencie swojej wartości na przestrzeni tych niemal trzech dekad od pierwszego jej odsłuchu. Nadal mnie fascynuje i pewnie też dużą rolę odgrywa tu sentyment, ale i tak. Na przestrzeni tych lat nasłuchałem się dużo, więc ciągłe powracanie do tego albumu coś jednak świadczy.
Po studiach zacząłem mocniej zgłębiać znane mi zespoły, a granie w zespole otwierało mi dostęp do wielu prywatnych zasobów spotkanych muzyków. Dyskusje, pijaństwo, długie powroty do domu kreowały moje nowe spojrzenie na muzykę. Wówczas dotarłem do pierwszej płyty Xentrix.
Pamiętam jak po próbach DC włączaliśmy sobie tę płytę by wyciszyć się po set liście. Była agresywna, bardzo rytmiczna i przede wszystkim ciekawa. Pokochałem ten krążek. Ubolewam, że tak mało jest profesjonalnych filmów koncertowych z wcześniejszych lat kiedy śpiewał Chris Astley.
Znalazłem dwa ujęcia ale dalekie od idealnego obrazu. Dobra jeden, dajcie mu szansę.
Cholera, zapowiadam ten zespół jakby był jednym z tych, które próbują się przebić. Trochę w tym prawdy bo dzisiaj trudno szukać jakiejś tu wielkiej sławy a technicznie Panowie dorównują zespołom zza wielkiej wody.
na koniec ten z koncertu bo to trzeba jednak usłyszeć bardziej selektywnie…
Dobranoc i oczywiście dzień dobry w ten sobotni poranek.
(01:51)