Usiadłam ciężko w fotelu i zsunęłam but. Zgięłam nogę i delikatnie rozmasowałam stopę.
- Jak się czujesz? Czy ty kiedyś odpoczywasz? Przecież w tym domu można oszaleć, tu kiedykolwiek jest spokój? - Usiadł naprzeciw, spoglądając na mnie z troską, widziałam cienie pod jego oczami. Jak większość z nas ostatnimi czasy Martin również bardzo dużo poświęcił. Dla mnie, a raczej przeze mnie.
- Co z pracą? Masz jakieś oszczędności? Potrzebujesz pieniędzy?
- Jezu, ja o jednym, a ty o drugim...
- Z dnia na dzień postanowiłeś odejść ze służby. Po prostu się martwię...
-To ja powinienem martwić się o ciebie.
- U mnie jest okej. Może na to nie wygląda, ale bywało znacznie gorzej.
- Co z Vittoriem?
- Nic. Wkurwił się i tyle, norma. Muszę poważnie rozważyć zapisanie go do jakiegoś psychologa, ale połowa pewnie popełniłaby samobójstwo już po pierwszej wizycie...