Miała też okazję poznać delfiny. Raz przykuło jej uwagę niezrozumiałe zachowanie jednej z tych pełnych gracji istot, krążącej koło stawnego niewodu, czyli małej zagródki z sieci, wydając dziwne, płaczliwe dźwięki. Tego syrena nie mogła zignorować. Podpłynęła bliżej i zobaczyła w sieci małego jak zabawka delfinka, który rozpaczliwie próbował wyrwać się z tej pułapki i tracił już ostatnie siły. Delfiny zawsze wywoływały w niej zachwyt, ale jeszcze nigdy nie widziała ich z bliska a tu żywe, tuż obok. Były mniejsze, niż myślała - matka miała najwyżej półtora metra długości.
Rozplątując sieć okręconą wokół ogona malucha Olga stwierdziła, że jego skóra jest w dotyku prawie jak gruba guma. Ciekawe... Ale jak on tu wpadł, jak jego matka mogła do tego dopuścić?! Przecież one są takie mądre! A gdyby syreny tu nie było? Maluch po prostu by zginął. Odszukała krawędź sieci, uniosła ją ostrożnie i wypuściła malucha a przy okazji także wszystkie ryby. Rybaków to nie ucieszy...
Mama delfinka odwiodła uwolnione dziecko na bezpieczną odległość i szybko wróciła do Olgi. Kilka razy opłynęła ją dookoła, całym swoim zachowaniem i towarzyszącymi mu dźwiękami dziękując jej za uratowanie dziecka. Że to była wdzięczność, pojąłby nawet jeż - w tym wypadku morski - ale dziewczynie przez chwilę wydawało się, że zaraz zrozumie, co konkretnie ta wspaniała istota do niej mówi, że musi to zrozumieć!
A nawet, że delfinka dziwi się, czemu syrena jej nie rozumie (...) Zwierzę popływało koło niej, dotknęło parę razy głową jej ręki jak kot proszący o pogłaskanie, wróciło do dziecka i szybko zniknęło w sinej dali.
Patrząc na odpływające delfiny dziewczyna nieoczekiwanie posmutniała. Tak bardzo chciałaby naprawdę zrozumieć, o czym one mówią... Takie mądre, piękne, pełne wdzięku...
Przy następnych spotkaniach podpływały stadkiem, pozdrawiały ją pogwizdywaniem, a potem spieszyły się gdzieś w swoich sprawach. Zachowywały się tak, jakby czegoś od niej oczekiwały, ale czego?...