Nowy pokój Uli był mniejszy i nie tak ładny jak ten, który miała w Dębowie. Ściany były kremowe, dywan i zasłony brązowe, tylko pościel miała tę samą, kremowo-bordową.
Przyjrzała się bibelotom, które stały na meblach. Nagle uderzyło ją, jak brzydka i bezsensowna jest większość z nich.
Te śmieci zakłócają tu energię.
Zaśmiała się pod nosem. Wyglądało na to, że ciąża namieszała jej w głowie dużo bardziej, niż można by się tego spodziewać.
To, co przeszkadzało najbardziej, chwilę później wylądowało w śmietniku. Nie potrzebowała żadnych brzydkich figurek, które nic sobą nie reprezentowały. Pozbyła się dwóch wazoników, wyrzuciła zawartość szkatułki, której í tak od dawna nie otwierała.
Resztę schowała do szafki albo poprzestawiała
Zachowała nigdy nieużywany świecznik i po raz pierwszy w życiu umieściła w nim świece. Postawiła go na komodzie, gdzie wcześniej siedziały porcelanowe lalki. Obok niego postawiła mały aloes w doniczce, który do tej pory stał na parapecie.
Po chwili pokręciła głową i zdjęła wszystko na podłogę.
Ołtarzyk potrzebuje obrusa!
Zdziwiła się tą myślą
Jaki znowu ołtarzyk? Zgłupiałaś?
Mimo to wzięła dużą chustę w kwiaty i rozłożyła na komodzie. Potem ponownie postawiła tam świeczki oraz aloes i westchnęła ciężko. Coś nie pasowało. Raz jeszcze zdjęła z komody wszystko poza obrusem, bo nie zrobię tego... właściwie. Cokolwiek to oznaczało.
Zaczęła od zapalenia jednej ze świeczek.
- Witaj, ogniu, w mych skromnych progach - szepnęła, stawiając świecznik na obrusie.
Następnie zapaliła kadzidełko i postawiła je obok świecznika.
- Witarn też powietrze.
Wzięła do rąk doniczkę i przetarła liście rośliny chusteczką.
- Witaj i ty, ziemio
Postawiła aloes na komodzie, po czym wzięła ładną ozdobną butelkę, do której nalała wody z kranu. Trzymała ją przez chwilę, po czym podlała aloes,
- Witam wodę - rzekła, stawiając butelkę obok rośliny.
Patrzyła na to przez moment, zastanawiając się. Czegoś jeszcze brakowało. Podsumowania? Ale co tu podsumowywać?
Słowa same napłynęły jej do ust.
- Witajcie, cztery żywioły. Mój dom to wasz dom. Wezwałam was, byście pomagały mi w kroczeniu ścieżką, którą obrałam. Oby nasza współpraca była owocna, trwała i radosna zjednoczona piątym żywiołem... energią.
Rozejrzała się za czymś, co mogłoby tę energię symbolizować. Po chwili jej wzrok padło na ołówek, który temperowała zaledwie kilka razy, choć miała go od dawna. Był jedną z nielicznych rzeczy, jakie dostała od Tomka; z tego względu używała go oszczędnie, by mieć go jak najdłużej.
Wzięła go do ręki i powoli zatoczyła krąg, wskazując po kolei na północ, wschód, południe i zachód.
Przestrzeń została otwarta i uświęcona oznajmiła, po czym raz jeszcze spojrzała na ołówek na koniec położyła go na komodzie, pomiędzy pozostałymi przedmiotami
Dobrze, to teraz na poważnie: co ty robisz?
Na poważnie... nie mam pojęcia.
Wyglądało jednak na to, że dziecku się to spodobało: wyraźnie poczuła jego ruch, aż wciągnęła głośno powietrze i złapała się za brzuch. Łzy wzruszenia napłynęły jej do oczu to był pierwszy raz, kiedy była pewna, iż nie są to ruchy jelit ani pulsowanie krwi, a jasny oczywisty ruch dziecka.