Odrzuciłam kołdrę jednym ruchem i zerwałam się na równe nogi. Porozciągałam się i oporządziłam. Postanowiłam posiedzieć w ogrodzie aż do spotkania z Bazylim. O dziwo, nie czułam się zbyt głodna, jakbym nie była sobą. Zaparzyłam sobie za to zieloną herbatę i wyszłam z kubkiem do ogrodu.
Wolną ręką cyknęłam fotkę, bo dzień był przepiękny. Słońce powoli rozlewało się po trawnikach i rabatach, kładło się miękko na pierwszej linii drzew w lesie, widocznym nawet z tego miejsca. Czułam za sobą zimne mury nasączone ochronną magią. Wokół dostrzegałam nie tylko rzeczy widoczne gołym okiem dla zwyczajnych ludzi. Po nieprzespanej nocy intensywniej emanowały dla mnie aury zwierząt, ludzi i dusz, bo nie miałam siły ciągle się pilnować i zamykać na to, co zwykle potrafiłam uczynić niewidzialnym. Ogród wręcz tonął od kolorów i błysków. Najintensywniej odróżniała się zielona poświata nad całą różaną rabatą. Raz po raz przepływały po jej powierzchni, jak po mydlanej barice, fioletowawe wyładowania. Tak, altana faktycznie coś w sobie kryła. Wczoraj tego nie zauważyłam.
Ostrożnie podeszłam bliżej. Starałam się nie chrzęścić żwirem, ale moje kroki i tak było słychać. Poczułam się jak bohaterka komiksu. Momentalnie załapałam głupawy nastrój. Stanęłam tuż przy altanie i jednym susem wskoczyłam do środka, wołając:
- A kuku!
Poczułam, że odpływa ze mnie cała krew. Po skórze przebiegło mi elektryczne wyładowanie, a moja magia spotkała się z cudzą, powoli gasnącą. Zapragnęłam, żeby pochłonęła mnie ziemia. Najlepiej gdybym pobiegła na cmentarz, a on zapadłby się wraz ze mną. Wyobraziłam to sobie dokładnie, ale nie pomogło.
Jaka z ciebie kretynka, Sari!, warknęłam do siebie w myślach.
Przede mną na jednej z ław siedział rektor i medytował, ładując się naturą. Pomiędzy połami rozpiętej koszuli dostrzegłam jego umięśniony brzuch i klatkę piersiową.
Teraz to już na pewno wylecę, pomyślałam i omal nie klepnęłam się w czoło.
Gwałtownie się odwróciłam, żeby nie widzieć jego twarzy, a przede wszystkim pulsującej aury. Nie podejrzewałabym siebie o to, że zaglądanie w dar innej obdarzonej osoby wciąż stanowiło dla mnie tabu podobne do zaglądania w majtki.
- Dobrze, zaczniemy wcześniej. - Usłyszałam nad sobą jego głęboki głos. Oddech mężczyzny musnął mój kark. Skóra pokryła mi się gęsią skórką. - Dobrze się pani czuje? - Stanął przede mną. Kątem oka dostrzegłam, że zdążył ukryć aurę.