Nie należałam do kobiet, które padają mężczyznom do stóp. Kto wie, może gdybym miała normalne, spokojne życie i byłabym wychowana w kochającej rodzinie, która pokazałaby mi wszystkie najważniejsze wartości, miałabym szansę wyrosnąć na kobietę czyichś marzeń. Jednak byłam spaczonym człowiekiem, którego zniszczono. Życie nauczyło mnie, aby nie przywiązywać się do nikogo na dłużej. Nauczyło mnie także nie okazywać żadnych uczuć i emocji. Miłość? Wymysł durnych nastolatek, które zapatrzone w księcia z bajki, który z czasem okazywał się bestią, nie odwrotnie oczekiwały cudu, krainy miodem i mlekiem płynącej. Byłam racjonalistką, która na własnej skórze doznała, że ludzie pojawiają się w moim życiu, by jeszcze szybciej z niego zniknąć. Po latach poniewierania i cierpień nauczyłam się brać, co chciałam. Do niczego ani nikogo się nie przywiązywałam, więc tak samo postanowiłam wziąć od Alana to, na co miałam ochotę. Chciałam go sprowokować. Pragnęłam stłamsić jego naturę, ukazując mu, że jestem w stanie z takiego troglodyty zrobić potulnego pieska, który legnie u mych stóp. Najwidoczniej się przeliczyłam, dokładnie tak samo jak w przypadku Sebastiana, który tylko z początku chodził tak, jak mu zagrałam. Nie sądziłam, że na własnej skórze wyhoduję potwora, który później złamie mnie i uczyni swoją uległą towarzyszką do łóżka. W przypadku Alana miałam zamiar walczyć.
- I co sobie wyobrażałaś, co? - Jego mroczne spojrzenie prześlizgnęło się po moim ciele. - Myślałaś, że zabawisz się moim kosztem? Uważałaś, że polecę na tę twoją nędzną kürwę? Czy ty naprawdę sądzisz, że nie szanuję swojego kütaša, wpychając go w pierwszą lepszą dziurę?! - warknął, stając nagi przy brzegu łóżka.
Nawet nie zakodowałam, kiedy pozbył się wszystkich ubrań!
Tak naprawdę to nie wiedziałam, co sobie myślałam, ale teraz, patrząc na jego w całości wytatuowane ciało (...) Po prostu zabrakło mi słów.
Przeraziłam się na samą myśl o tym, co to spuszczone z łańcucha zwierzę może mi zrobić. Nie byłam na to przygotowana. Już od przeszło dwudziestu lat przyzwyczajona byłam, że to ja nadaję tempo relacji. To ja decydowałam, kto i w jaki sposób może mnie posiąść. Teraz? Nie podobało mi się to, co zaraz mogło się wydarzyć.
Alan wykorzystał chwilę mojego zwątpienia na swoją korzyść. Złapał mnie za kostkę i agresywnie pociągnął w swoim kierunku. Pisk przerażenia wyrwał się z mojego gardła.
- Chodź tu, kürwa! - Obnażając zęby, warczał jak wściekły pies. - Teraz mi już nie uciekniesz!