Dziś padało, a od kilku minut lało już solidnie, więc zwolniłem i wtedy ją zobaczyłem.
Siedziała na przystanku z łokciami wspartymi na udach i podtrzymywała dłońmi głowę. Była zupełnie przemoczona. Długie, mokre włosy opadły w przód, zakrywając jej twarz. Minąłem skrzyżowanie i zacząłem zwalniać. Przejechałem na lewą stronę, zatrzymując się obok przystanku. Poderwała głowę w górę i zamrugała kilka razy, uchylając usta. Musiałem przyznać, że była zjawiskowa, nawet wyglądając w tym momencie jak zmokła kura. Zirytowało mnie to, a ona, widząc moją minę, zaśmiała się pogardliwie. Najwyraźniej była wkurzona i miała w dupie to, czy za chwilę mogę się okazać jej pieprzonym wybawcą.
„Dobrze, dobrze, kochanie, śmiej się. Prowokujesz mnie” – pomyślałem i odsunąłem szybę.
– Proszę, proszę – przekrzyknąłem warkot mijających nas pojazdów. – Kogo my tu mamy?