Po wizycie na Mazurach przybył nam nowy domownik. No i nasz młody ma dylemat jakie imię wybrać. Piasut, Mazur, a może Piorun...
Zapraszam Was bardzo serdecznie na kolejne spotkanie autorskie. Tym razem w Wypożyczalni nr 38 gościć będziemy Magdalenę Sadowską-Maciejewską, autorką tomiku poezji pt. Wystawiam język.
Poezja pomaga wtedy, gdy poczujemy na nią głód. Od pierwszych słów tomik Magdaleny Sadowskiej ten głód w czytelniku wywołuje. I nie sposób przestać czytać dalej.
Nie pytaj dlaczego, zajrzyj, pozwól sobie na głębokie zanurzenie. I sprawdź, co weźmiesz dla siebie. A potem wystaw język, niech bawi cały świat.
Link do spotkania:
https://www.facebook.com/events/572778701578708
A w Piasutnie znów mogę odpocząć przez parę dni od zabieganego świata. A że tu mnóstwo fleszy to teraz dwa.
Moja pasja - grzyby
I znów są młode króliczki ❤️💪
Pierwsze po wakacjach spotkanie autorskie przeszło do historii. Gościem wieczoru w Wypożyczalni nr 38 w Bibliotece Publicznej Dzielnicy Bemowo m.st. Warszawy była Kasia Bulicz-Kasprzak. Pani Kasia ma już w swoim dorobku 19 książek, które cieszą się w "mojej" wypożyczalni sporym zainteresowaniem. Szczególnie ostatnio często wypożyczany jest cykl Saga Wiejska. I właśnie najwięcej pytań było o ten cykl i: kiedy będą następne tomy?
Kiedy ta wojna się skończy?...
Tallinn — sierpień, ambasada pewnego kraju
Po wakacjach ruszamy z kolejnymi spotkania autorskimi (będą też spotkania historyczne). Już w najbliższy czwartek 21 września gościem w Bibliotece Publicznej w Dzielnicy Bemowo m.st. Warszawy przy ulicy Konarskiego 6 będzie Kasia Bulicz-Kasprzak. Autorki nie muszę przedstawiać, bo jej książki cieszą się ogromnym zainteresowaniem, a w ostatnim czasie furorę robi jej Saga Wiejska.
Poniżej link do tego wydarzenia:
https://www.facebook.com/events/606278265016321
Polecam recenzję Gościńca, drugiej części Sagi Wiejskiej
Po raz drugi zapraszam wszystkich Kanapowiczów w nostalgiczną podróż w czasie. Ruszajmy niespiesznie na południowy zachód naszego kraju. Polski, której na mapie świata w tym czasie nie było. Na Zamojszczyznę w początki ubiegłego stulecia. Do wsi, do Tenczyna, gdzie czas wyznaczają cztery pory roku, gdzie jarzmo zaborców jest bardzo odciśnięte, ponieważ w niedalekiej okolicy panują grabieżcy polskich ziem, którzy wkrótce skoczą sobie do gardeł. To ciężki czas, gdy Polak na Polaka podniesie rękę. To czas, gdy Polak Polaka będzie musiał zabić, dla swojego ciemiężcy.
Kasia Bulicz-Kasprzak na kartach powieści opowiada historię rodziny Lipczewskich i Połajów. Rodzin, które są dla autorki bardzo bliskie, ponieważ miały istotny wpływ dla losów autorki, która jest kolejnym pokoleniem wtedy żyjących. Część tych opowieści jest fikcyjna, ale zapewne wiele z wątków, wydarzeń czy poszczególnych scen wydarzyły się naprawdę. I to wcale nie jest: "Wsi spokojna, wsi wesoła" jak w pieśni polskiego poety epoki renesansu, Jana Kochanowskiego. To nie jest sielskie życie, a ciężka praca na roli, której zamiast zegarka, czas odmierzają cztery pory roku. Gdzie od miłości niedaleka droga do nienawiści, gdzie dzieci wiedzą co to bieda. Gdzie czasy pod zaborami, I wojna światowa, niepewny okres międzywojenny, epidemie cholery i dżumy na Zamojszczyźnie zbierały swoje żniwo.
Tym razem autorka w bieżące losy bohaterów, których znamy ze Skrawka pola, wplata niezwykle poruszające losy Krystyny. Na kartach książki poznajemy ją jeszcze pod koniec XIX wieku, gdy była kilkuletnią dziewczynką. Jej losy są pełne cierpienia, które odbijają się na życiu fizycznym, jak i psychicznym. Dziewczynka nie jest szczęśliwa, dziecięce chwile zabijane są razami matki, która wymierza sprawiedliwość, pozostawiając ślady na ciele bezbronnego dziecka. Krystyna zakochuje się, ale, no właśnie. O dalszych jej losach musicie już przeczytać sami.
Historia przodków Kasi Bulicz-Kasprzak to niesamowicie piękna opowieść, chwytająca głęboko za serce, którą musicie koniecznie poznać. Zanim przejdziecie się Gościńcem, koniecznie poznajcie Skrawek pola. Pola, które daje życie na wsi... O tej książce pisałem TUTAJ.
Serdecznie dziękuję autorce za egzemplarz redakcyjny, który mogłem przeczytać w niesamowicie pięknych sceneriach u podnóża Gór Stołowych. A Wydawnictwu Prószyński za książkę, która właśnie dotarła do mojej biblioteki. Wierzę, że ta podróż jeszcze się nie skończy, że jeszcze poznamy dalsze losy bohaterów, jak i również przeniesiemy się w czasy nam zdecydowanie bliższe!!!
Jeszcze jedno zdjęcie, którego zapomniałem dorzucić w odcinku dotyczącym Rygi (TUTAJ tekst)
Oooo jakiś on dziwny, jakby pół go wycięli ;)
Tak, tak to nie @palackulturyinauki w Warszawie, a jego sporo niższy brat, który wznosi się nad Moskiewskim Przedmieściem. Mieści się tutaj Łotewska Akademia Nauk. Oczywiście budynek ten był darem wszech panującego Iosifa Wissarionowicza Dżugaszwiliego, czyli bardziej znanego dyktatora, jakim był Stalin.
Trzeci dzień zaczął nam się zdecydowanie bardzo raniutko. Mogliśmy złapać coś rano do zjedzenia, ale dla mnie godzina 6:00 to zdecydowanie za wcześnie. Wiedziałem jednak, że czeka nas śniadanie na promie z Tallina do Helsinek. Powiem szczerze, że byłem bardzo podekscytowany tą wycieczką i nie mogłem się doczekać startu wyprawy przez Zatokę Fińską. Wszak przede mną kolejny kraj i kolejna stolica, w której jeszcze nie byłem. Czułem dreszczyk emocji, bo taką jednostką nigdy w życiu nie płynąłem, nie mówiąc, ze samolotem też jeszcze nie leciałem...
Do środka ciągle wjeżdżały samochody osobowe, autokary, tiry, nie spodziewałem się, że może zmieścić się tam tyle tego,
W oczekiwaniu na wejście słuchaliśmy naszej przewodniczki, przechadzaliśmy się po terminalu, no i wypatrzyłem takie oto cudeńko.
Prom do Helsinek płynął ponad dwie i pół godziny. Czasami jego prędkość wynosiła 40 km/h czego w ogóle nie odczuwało się na pokładzie. Śniadanie było wyborne, a śledź po atlantycku zrobił furorę. Nie mogłem się powstrzymać przed dokładką. Smakował wyśmienicie i nie można za nic porównywać do tych śledzi, które znamy z naszych sklepów. Po śniadaniu każdy z nas wybrał sposób na zagospodarowanie czasu. Ja oddałem się lekturze książki Krzyk ciszy Jolanty Bartoś.
Nie sposób opisać panoramy Tallina, który oddalał się z każdą minutą, tak samo było, gdy powoli zbliżaliśmy się do Helsinek.
Chcielibyście mieszkać na takiej wysepce?
W Helsinkach mieliśmy czas wolny. Wykorzystaliśmy go na spacer po mieście. Przechadzaliśmy się uliczkami portu oraz targowiska, zwiedziliśmy plac Senacki z górującą nad miastem katedrą luterańską. Na mnie wrażenie zrobiły strome schody, ulubiony punkt spotkań mieszkańców w Sylwestra.
Co jeszcze? Na pewno cieszyłem się, że mogłem stanąć przed progiem Biblioteki Narodowej w Finlandii. Przejść obok trasy parkrunu w Helsinkach ;), zobaczyć Stadion Olimpijski, który był areną Igrzysk w 1952 roku. Stanąć przy pomniku wielkiego fińskiego biegacza Paavo Nurmiego. Był też bardzo ciekawy Kościół w Skale, lody w miejscowej cukierni i najdroższe piwko, jakie piłem do tej pory za 9,50 Euro...
Powiem szczerze, że cały dzień był pełen atrakcji, ale już czekając na prom powrotny do Tallinna, byliśmy bardzo zmęczeni. Nie wchodziliśmy już na pokład zewnętrzny, tylko przesiedzieliśmy najpierw na jedzonku, a potem w sali, gdzie mogliśmy posłuchać muzyki na żywo.
Koniecznie zobaczcie resztę fotek z drugiego dnia wyprawy :)
Więcej fotek znajdziecie na Facebooku TUTAJ
Link do strony facebookowej biura podróży TUTAJ
Już pierwszego dnia wycieczki, nie licząc Polski oczywiście, wjechaliśmy na teren drugiego kraju. Łotwa. Nasza trójeczka po raz pierwszy przekroczyła łotewską ziemię. Trochę zmęczenie przyjechaliśmy na miejsce do hotelu. Nawet szczerze mówiąc, nie zdołałem zapamiętać jego nazwy. Był już wieczór, przed nami znajdowała się piękna, stara kamienica, w której mieścił się nasz pierwszy nocleg na trasie. Oczywiście muszę Wam napisać, że w tym momencie zaczęły się moje przygody z... cukrzycą, a dokładniej z osprzętem. Sensor przyczepiony do ręki zerwałem, zdejmując plecak (pechol), ale na to byłem przygotowany. Wycieczka - 6 dni - jeden sensor założony, jeszcze miał działać 8 dni, a więc do powrotu do Białegostoku, gdzie w samochodzie czekały kolejne dwa sensory na tydzień pobytu na Mazury (jeden + jeden na zapas w razie czego). No nic, zdarza się to czasem, więc po zakwaterowaniu, ogarnięciu się po podróży, zakładam drugi (przypomnę żywotność sensora to 14 dni). I co? Sensor po prostu odpada i odkleja się, mimo że wykonałem wszystkie czynności z tym związane zgodnie z instrukcją użytkowaniu. No nic. Świat się nie zawalił, jestem bez sensorów 5 dób. Jest glukometr, więc pomiar mam. O dalszych perypetiach cukrzyca, w części numer 5.
Wracamy do Rygi. Mamy spory tarasik w swoim pokoju, więc możemy popatrzeć z wysokiego trzeciego piętra na okazałe kamienice. NIe nacieszymy się pobytem w hotelu, bo raniutko ruszamy na zwiedzanie, wymeldowując się po obfitym śniadaniu! :)
Widok z balkonu
Plan zwiedzania jest bardzo napięty. Stare Miasto przepiękne, nie sposób wszystko spamiętać. Dom Kotów na przykład zobaczyliśmy z daleka i pozostało tylko takie zdjęcie. A to przepiękny secesyjny budynek, stylizowany na średniowieczny.
Kotek na dachu...
Średniowieczne kamieniczki zwane Trzema Braciami (w Tallinnie będą Trzy Siostry), Ratusz i Pomnik Wolności, ważne miejsce Łotyszy. Brama Szwedzka, mury obronne, Prochownia, różne świątynie w tym Katedra Domska. Mieliśmy też możliwość przejść się po Targu Centralnym, który składał się na 5 olbrzymich hal targowych. Hale te wcześniej wykorzystywane były w całkiem innym celu. W hangarach mieściły się sterowce. Nie sposób nie zauważyć, coś podobnego do naszego Pałacu Kultury i Nauki... Tym razem obiadokolacja była na wzór Górskiej Chaty w Polichnie (przy trasie S8 przed Piotrkowem Trybunalskim). Kiedyś można było w tej restauracji i przy wielu stoiskach nakładać sobie różności na talerze. Tutaj podobnie, panie nakładały to, na co mieliśmy ochotę. Były też różne napoje w tym piwko ;) (16 euro każdy miał do dyspozycji w formie biletu).
Po obfitej obiadokolacji ruszyliśmy do Tallina, by zakotwiczyć w Hotelu Ibis na 3 noclegi. O tym w kolejnych częściach.
Pomnik Wolności
Bez odpoczynku ani rusz...
Wreszcie może będzie chwila wytchnienia ;)
Jak z Ringu :P
Koniecznie zobaczcie resztę fotek z drugiego dnia wyprawy :)
Więcej fotek znajdziecie na Facebooku TUTAJ
Link do strony facebookowej biura podróży TUTAJ
Jak wiecie, jestem zafascynowany piękną Polską, a przede wszystkim górami. Nie wyobrażam sobie, by gdzieś na urlopie nie pojechać w rejony naszego kraju, które kocham, albo poznaję. Jednak czasem trzeba odejść od rutyny i pogłębić horyzonty. W pierwszej części zaprezentuje Wam Kowno, pierwszy etap wycieczki objazdowej po krajach nadbałtyckich. Wyruszyliśmy w sześciodniową podróż z PBPO.
Logistycznie połączyliśmy wycieczkę z pobytem na Mazurach. Auto zostawiliśmy w Białymstoku, by stamtąd ruszyć do Kowna, pierwszego przystanku na trasie podróży
Kowno — Kaunas to drugie co do liczby ludności miasto na Litwie. Znajduje się w centrum kraju na Nizinie Środkowolitewskiej, położone (jakżeby inaczej) nad Niemnem — to nawiązując do Narodowego Czytania) ;). Warto przypomnieć sobie z historii, że do 1918 roku było miastem granicznym, a dzisiejsze dzielnice położone na lewym brzegu rzeki, należały do Królestwa Polskiego.
Jak to bywa na wycieczkach objazdowych, zwiedzamy w ekspresowym tempie starówkę, gdzie możemy "podziwiać" remontowany Ratusz, przejść obok murów zamku kowieńskiego, zobaczyć Dom Perkuna (gotycka budowla z XVI wieku, z bogatą historią). Na pewno wrażenie robi katedra św. Piotra i Pawła. Pani Magda, nasza przewodnik, bardzo ciekawie opowiada nam historię miasta. Prosi o uważne słuchanie, ponieważ na koniec wycieczki czeka nas KARTKÓWKA!!! Tak, tak nie przesłyszeliście się wcale. Będzie sprawdzian naszej wiedzy, na co mój Paweł reaguje stęknięciem i że rok szkolny dopiero we wrześniu ;). Wchodzimy do kościoła Witolda, a potem już tylko dwa kroki, by popatrzeć na wcześniej wspomniany Niemen. Pani Magda pokazuje nam też kamienicę, w której mieściła się Kowieńska Szkoła Powiatowa. Tam mieszkał Adam Mickiewicz, który opiekował się biblioteką, uczył też literatury.
Po sporej dawce zwiedzania przyszedł czas na obiad. Oczywiście udaliśmy się na regionalny obiad. Chłodnik z jajkiem plus dwa ogromne kartacze zaspokoiły głód (choć nie wszystkich).
Tyle z Kowna, po obiedzie ruszyliśmy dalej w drogę do stolicy Łotwy, Rygi.
Zamek w Kownie
Dom Perkuna
Nad Niemnem
Katedra św. Piotra i Pawła
Mniamy!
Więcej fotek znajdziecie na Facebooku TUTAJ
Link do strony facebookowej biura podróży TUTAJ
I tak idąc po górę do kwatery, pot na czole, cukier niski, taki oto widok
Żal opuszczać Szczawnicy, jestem tu pierwszy raz. Wiele jest tu do zobaczenia jeszcze, ale za rok trzeba powrócić w swoje ukochane miejsca.
15 czerwca (trochę mam zaległości, ale się zaraz wytłumaczę) w bemowskiej bibliotece na osiedlu Przyjaźń odbyło się spotkanie autorskie z Panem Pawłem Wichowskim, autorem debiutu literackiego pt. Wahadło sumienia.
Autor zgromadzonym gościom zaprezentował swą pierwszą książkę w dorobku literackim, opowiadał, jak ona powstała, skąd brał inspiracje. Oczywiście dowiedzieliśmy się wielu ciekawych szczegółów dotyczących lektury, ale też poznaliśmy szczegóły z jego życia prywatnego. Nie obyło się tematów piłkarskich!
Osobiście czekam na... Sekrety Ciechanowa i okolic, myślę, że z taką wiedzą, spokojnie moglibyśmy liczyć na perełkę w wydawnictwie Księży Młyn! Dodatkowo już się tłumaczę skąd zwłoka w opublikowaniu relacji. Na spotkaniu kręcony był filmik. Mam nadzieję, że wkrótce Pan Paweł podzieli się nagraniem dla zainteresowanych :)
Niezmiernie miło mi zaprosić na kolejne, ostatnie już spotkanie w tym okresie (kolejne po wakacjach).
Tym razem gościem w Bibliotece na Bemowie będzie Pan Yarek Aranowicz. Kilka słów o autorze poniżej.
Yarek Aranowicz — urodzony w 1963 roku w Kielcach. Ukończył studia w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie i na New York University w Nowym Jorku. Jest ekonomistą specjalizującym się w finansach międzynarodowych i pracującym dla wielkich, światowych firm. Od ponad trzydziestu lat mieszka z żoną i córką w USA. Podróżuje po świecie, pasjonuje się polityką i historią. W 1980 roku debiutował powieścią futurystyczną „Podróż w nieznane”, opublikowaną w kieleckiej gazecie studenckiej. „Czas pogardy”, powieść oparta na wojennym pamiętniku Tomasza, jego ojca, jest jego dorosłym debiutem.
https://www.facebook.com/events/1464132974325846/
Polecam recenzję Czasu pogardy:
Czas drugiej wolny światowej to jeden z najokrutniejszych i najbardziej tragicznych lat w dziejach ludzkości. Tak namacalnych, ponieważ każdy z nas, szczególnie z mojego pokolenia, miał dziadków, kogoś z rodziny, którzy musieli zmagać się z traumą, jaką stworzył na ziemi Adolf Hitler i jego wschodni sojusznik Józef Stalin. Piekło, które pochłonęło wiele milionów istnień ludzkich, w tym dzieci.
Autorem powieści Czas pogardy jest Yarek Aranowicz, który ukończył studia w Warszawie w Szkole Głównej Handlowej, a następnie na New York University. Jest ekonomistą, który specjalizuje się w finansach międzynarodowych. Dzięki temu pracuje dla wielu znanych firm na całym świecie. Od trzech dekad mieszka w Stanach Zjednoczonych. Podróżuje po świecie, pasjonuje się historią i polityką. Swój debiut literacki zanotował dosyć dawno, bo jeszcze przed osiemnastymi urodzinami. Była to powieść futurystyczna pt. Podróż w nieznane, drukowana w kieleckiej gazecie studenckiej. Czas Pogardy jest jego dorosłym debiutem, a kanwą wydarzeń wojenny pamiętnik Tomasza Aranowicza, ojca Yarka, głównego bohatera niniejszej powieści.
Na okładce możemy zobaczyć małego chłopca na tle wileńskiej, płonącej ulicy. Czy jest to postać Tomasza, niestety nie wiem. Na profilu autora jest kilka zdjęć głównego bohatera, ale z lat późniejszych i jedno z XXI wieku! W tytuł została wkomponowana swastyka i czerwona gwiazda. To wszystko daje nam pewną wizję tego, co przeżywali tam zwykli ludzie, szczególnie Polacy i Żydzi. Wojna nie oszczędziła Wilna i ludności polskiej i żydowskiej, zamieszkujących to piękne i jakże ważne miasto w dziejach Polski. Małego Tomka poznajemy w chwili, gdy ostra zima 1940 r. na dobre zawładnęła miastem. Jest grudzień, a bezdomny Tomaszek śni o matce i ojcu, o cieple i świętach Bożego Narodzenia. Gdzieś w ruinach przykryty derką, dzięki nocnej wizji w śnie, przeżywa okres wigilii, przypomina sobie zwyczaje i zapachy związane z tymi wyjątkowymi dniami.
Jak może poradzić sobie bezdomny sześciolatek w tak dramatycznym czasie? Jak walczy o przetrwanie, o kęs suchego, czerstwego chleba, o cokolwiek, by przeżyć kolejny dzień, kolejną dobę? Obawia się praktycznie każdego. Litwinów, Rosjan, a od 22 czerwca 1941 r. niemieckich żołnierzy, którzy wkraczają do miasta. Wtedy zaczyna się jeszcze gorsze piekło. Chłopiec jest świadkiem mordowania w lasach ponarskich przeszło 100 tysięcy ludzi różnych narodowości w tym Żydów. To właśnie tam znajdował się w latach 1941-1944 jeden z największych miejsc zagłady na ziemiach litewskich. Mordów tych dokonywali hitlerowcy, wraz ze specjalnym odziałem litewskim...
To bardzo wzruszająca powieść napisana z perspektywy dziecka, które przetrwało to, co najgorsze mogło mu się przytrafić. Poznamy, jak radził sobie w najcięższych chwilach, jak zdobywał pożywienie, z kim się zadawał, gdzie mieszkał, ile razy uszedł z życiem, byśmy mogli, dzięki panu Yarkowi, dowiedzieć się o historii chłopca, który przezwyciężył zło w najgorszej postaci. Jego dziecięca odwaga, szczerość, ogromna wola przeżycia jest niesamowita. Tę powieść musicie koniecznie przeczytać. To piękna powieść, mimo tragicznych losów małego człowieka.
Byłem w Wilnie i w Ponarach i nie zapomnę nigdy tego lasu, gdzie zamordowano wiele istnień ludzkich. Cisza, jaka tam panowała, była bolesnym przeżyciem dla mnie. Było czuć w powietrzu, że w tym miejscu wydarzyło się wiele zła. Nie jestem w stanie pojąć, tego, co przeżyło dziecko w tych okrutnych czasach.