Oj dawno mnie tu nie było, oj dawno. Jednak musicie być wyrozumiali. Żeby coś zamieścić, trzeba coś zobaczyć, zwiedzić czy odkryć. Tym razem zabieram Was w ulubioną część Karkonoszy. Jaką? Za chwilę się przekonacie. Czy warto? Sami zadecydujecie!
Mam zawsze jeden dzień (lub dwa) podczas wyjazdu, gdy mogę zaplanować sobie samotną wyprawę na długi szlak. Planowałem, że przejdę 42 kilometry, mimo że ostatnio z kondycją u mnie różnie bywa. Plany planami, potem może uda mi się 32, żeby pobić ostatnie 29 ze Szczytnej, a w sumie wyszło jeszcze inaczej. Gdy moja rodzinka, Ula i Pawełek, smacznie spała ja wychodzę w teren!
Zapis trasy - 36, 42 km - 1400 metrów przewyższenia
Końcówka sierpnia. Przesieka. Nie zapowiada się, że będzie mi towarzyszyć pogoda - żyleta. Rano Grzbietu Karkonoszy spod Domu Nad Doliną nie widać. Zasnute góry mgłami, chmurami, które zapowiadają deszcz. W zanadrzu kurtka przeciwdeszczowa oraz czapka z daszkiem. Ruszam w bluzie, bo nie chcę, by zaskoczyła mnie kiepska aura.
Siódma rano. Ruszam z zapałem. Najpierw od wakacyjnego miejsca zamieszkania kilkaset metrów zielonym szlakiem, by przy Potoku Czerwienia skręcić w prawo w żółty szlak w stronę Podgórzyna. Pierwszy odcinek prawie jest po płaskim, zaledwie 100 metrów przewyższenia na 3,2 km fragmencie. Prócz biegacza nic nie przeszkadza w kontemplowaniu przyrody. Jakiś ruch w krzakach, szelest w trafie, szum spływającej wody to wszystko komponuje się w niezwykłą symfonię. Naturalną, taką, która pozwala wywalić z głowy wszelkie troski, by myślenie stało się czyste, nie zaprzątające sobie sprawy przyziemnymi problemami. Liczy się tu i teraz.
Za chwilę moje tempo marszu wyraźnie się zmieni na wolniejsze. A to dla tego, że ruszę prostu w górę na Grzbiet Karkonoszy. Skręcam w lewo i czarnym szlakiem mozolnie maszeruję, łapiąc wysokość. Słyszę swój przyspieszony oddech, nie jest łatwo. Ponad 4,5 km tym szlakiem to blisko 700 metrów przewyższenia. Plusem jest nadal cisza i spokój, nikt nie widzi jak sapię jak parowóz, ale chcę przejść dzisiejszą trasę w dobrym tempie, a przy okazji cieszyć się otaczającą naturą. Słońce nieśmiało przebija się przez konary drzew, ale tylko chwilowo. Im wyżej, czuję, że jest chłodniej. Czym bliżej granicy z Czechami na Grzbiecie Karkonoszy U Petrovy Boudy, tym mgła zaczyna otulać coraz bliższą okolicę. Za nim jednak znalazłem w tym miejscu, spotkałem wyjątkowo piękne miejsce. Torfowiska zajmują w Karkonoszach aż 85 hektarów, a można je znaleźć w górnych strefach regla górnego i w dolnej części piętra kosodrzewiny.
A na grzbiecie... mgła. Nie mogło być inaczej. Zakładam dodatkową warstwę ubrania w postaci przeciw deszczówki. Myślę sobie, że za dużo to ja dzisiaj nie zobaczę. Postanowiłem zejść z Głównego Szlaku Sudeckiego w okolicach miejsca, gdzie zaczyna się podejście na Mały Szyszak. Jak go dojrzeć, gdy nic nie widać na kilkanaście metrów? Podejście jest mocne, ale wiem, że za chwilę się skończy, mimo że za wiele nie widzę.
Miejsce rozejścia szlaków znalazłem bez problemów. Akurat w tym miejscu byłem już trzeci raz. Wiedziałem, że zgubić się tu nie można, bo szlaki są bardzo dobrze oznaczone. Podchodzę więc w swoim tempie do rozejścia i już maszeruję zielonym szlakiem do Pielgrzymów. Nie sposób opisać piękna jakie mnie otacza. A do tego niebiosa się zlitowały i zaczyna przebijać się słoneczko. Jest po prostu cudnie! Nic tylko maszerować. Moje cukry są dobre - 90 oznaczają, że poziom idealny, ale na wszelki wypadek dojadam banana. Spotykam po dość długim czasie innych turystów, mówimy dzień dobry i każdy idzie w inną stroną oraz chłopaków, którzy zbierają jagody. Pytają się, czy nie poratuję ich łykiem wody. Przelewam więc do ich pustej butelki Staropolankę najlepszą wodę z Polanicy-Zdroju, którą otrzymaliśmy kilka dni wcześniej od Golf SPA Szczytna gdy wpadliśmy niespodziewanie w odwiedziny do naszych wspaniałych przyjaciół, Agnieszki i Marcina prowadzących to wspaniałe miejsce, za którym bardzo, ale to bardzo mocno tęsknimy. Oferują mi jagody, ale niestety nie mam gdzie ich zabrać. Z resztą czeka mnie pewnie jeszcze ze 20 km marszu. Zupy jagodowe to ja nie chcę w plecaku.
Po ponad 4 kilometrach po raz pierwszy znajduje się przy Pielgrzymach. To formacja skalna położona we wschodniej części Śląskiego Grzbietu na wysokości 1204 m n.p.m. Trzy potężne grupy skał budzą podziw. I to, że praktycznie nie ma tu nikogo, zaledwie ze mną 4 osoby, co jest ewenementem. Mogę więc poprosić przechodzących o zrobienie mi pamiątkowej fotki. Ja sam i Pielgrzymy. Pielgrzym-turysta z nizin z nimi, potężnymi, budzącymi mój podziw.
Tu zjadam kanapkę i ruszam ponownie w górę na grzbiet. Tym razem odwiedzam ponownie Słonecznik położony na wysokości 1423 m n.p.m.. Kolejną formację skalną, która przyciąga rzeszę turystów. Tym razem tylko jedna rodzina. Ja jestem tu po raz trzeci i wreszcie mogę zrobić kilka fotek i nikt mi nie włazi w kadr na skałki, na które nie powinno się wchodzić.
Ukontentowany widokami, zauroczony miejscami, które odwiedzam na szlaku i które widzę z Przesieki z balkonu Domu Nad Przesieką ruszam dalej. Przede mną jeszcze nie jeden piękny widok, niejedno wspaniałe miejsce, które odwiedzę dzisiaj. Ale to już w kolejnej części, żeby nie zanudzić Was za bardzo!
Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam szczególnie - Dom Nad Doliną
Z góry bardzo dziękuję za polubienia moich fanpagów.