Dawno nie podróżowaliśmy. Tym razem ruszymy na najwyższy szczyt Ziemi Kłodzkiej. Śnieżnik - 1426 m n.p.m., bo o nim mowa, to dosyć często odwiedzany szczyt graniczny, czy to latem czy zimą. Byłem tam dwa razy. Raz w czerwcu szedłem z Kletna obok Jaskini Niedźwiedziej, raz 20.02.2020 z Międzygórza. Zgadnijcie kiedy była ładniejsza pogoda? Na Śnieżniku latem zastała nas gęsta mgła, żadnych widoków, mokro i chłodno jak na porę roku, która powinna przynieść upał. Zimą panował lekki mróz, a i widoki zapierały dech w piersiach. Dodatkowo byłem spragniony śniegu, którego tak na prawdę ostatnimi czasy było jak na lekarstwo (nie licząc ostatnich tygodni).
Tym raz ruszyłem z Międzygórza razem z przyjaciółką Anią z Kłodzka i Marcinem, szefem Golf&Spa Szczytna. Od samego rana panowała wspaniała pogoda, drogi były przejezdne więc szybko dotarliśmy ze Szczytnej do Kłodzka, a potem do Międzygórza. Międzygórze to niewielka miejscowość położona w w Sudetach Wschodnich w dolinie potoku Wilczki i Bogoryi, umiejętnie wkomponowanej w zbocze Śnieżnika. Słynie z jednej z największych atrakcji Niesamowitej Ziemi Kłodzkiej, Wodospadu Wilczki. Warto zatrzymać się w centrum miejscowości i zobaczyć te przyrodnicze arcydzieło.
My jednak tym razem podjeżdżamy autem do Międzygórza Górnego, by stamtąd ruszyć na szlak. Do pokonania w jedną stronę około 6,5 km, wzniosłości ponad 700 m. Na początku na trasie niewielka warstwa śniegu, ale z każdą krokiem wyżej śniegu powolutku zaczęło przybywać. Gdzieniegdzie widać było, że turyści byli tutaj, bo na szlaku można było spotkać postać charakterystyczną dla tej pory roku. Dawno niewidziany przeze mnie bałwan przypomniał zimy, które na Mazowszu często trzymały długo w okowach mrozu i zaspach śniegu.
W tym miejscu warto wspomnieć, że my z Marcinem po raz pierwszy wchodziliśmy tutaj zimą, Ania to... weteranka, bo wchodziła tutaj, bądź wjeżdżała rowerem wiele razy, o czym świadczą pieczątki w jej książeczce wbijane w schronisku. Nie wspomniałem jeszcze, a powinienem na początku, że na szlak ruszyliśmy Głównym Szlakiem Sudeckim im. Mieczysława Orłowicza. Jego początek (bądź koniec) zaczyna się w Świeradowie-Zdroju, a koniec (bądź początek) w Prudniku. To tylko około 443 km trasy! Niejedna osoba ma to za sobą i wiele pozytywnych wspomnień. Mnie się marzy jak i wycieczka wokół Ziemi Kłodzkiej! Ale to marzenia na dalszą przyszłość, wróćmy pod Śnieżnik, na który maszerujemy. Po dwóch kilometrach pokrywa śnieżna daje znać o sobie, a ścieżka coraz mnie wydeptana. Za to słońce odbijające się w śniegu, dobra widoczność daje wiele satysfakcji. Trawersujemy szczyt Średniaka 1210 m n.p.m. Mijamy malownicze skałki, przy których zatrzymujemy się na chwilę.
Po około 5 km zostaje nam tylko ostre, kilkudziesięciometrowe podejście do Schroniska pod Śnieżnikiem, który wyłania się zza majestatycznie drzew ubranych w zimową szatę.
Jeszcze jest bezwietrznie, słonecznie więc mijamy schronisko (zielony szlak), by od razu znaleźć się na szczycie Śnieżnika. I tutaj bajkowe krajobrazy, chociaż Jaskółcze Skały przykryte białą pierzynką. Zapadam się do połowy ud, podobno nie ma tragedii, czasem śnieg jest do pasa i trzeba poważnie torować, by dostać się na wypłaszczenie na szczycie...
A na nim lekki wiatr, który podszczypuje policzki i nosy. I niespodzianka - pusto!!! Szczyt jest tylko dla nas. Trwa to krótką chwilę, ale cieszy nas, że możemy pstryknąć kilka fotek w różne strony nie czekając aż ktoś przejdzie. Stoimy na najwyższym punkcie Ziemi Kłodzkiej. Było warto. Widoki przepiękne. Widzimy Ścieżkę w chmurach po stronie czeskiej (polecamy dla całych rodzin, to niesamowite miejsce!!!), czy wieżę na Trójmorskim Wierchu, na którą chcemy wybrać się w przyszłości.
Czas wracać do schroniska na grzańca i... morsowanie. Ania postanawia zanurzyć się w wodzie obok schroniska. Podziwiamy jej pasję, ale nie jesteśmy przygotowani, by zadebiutować w roli morsa. Po przerwie ruszamy w drogę powrotną. Tym razem kierujemy się czerwonym szlakiem na Przełęcz Śnieżnicką. Za przełęczą schodzimy leśnymi drogami po za szlakiem do miejsca startu, a nasze rozmowy o górach nie mają końca.
P.S. Wszystkie znaki na niebie wskazują, że za 6 dni podążymy na Ziemię Kłodzką!!! :)
Przepiękne zdjęcia, widoki zapieraja dech w piersiach a z bałwanka wydobywa się wielka radość hurra! Nigdy nie byłam zimą w górach. Super podróż Twoimi oczami i odczuciami, dziękuję😘🤗
Szczerze mówiąc to i ja byłem w zeszłym roku pierwszy raz. Choć nie. Raz miałem może 3 lata i byłem pod Karpaczem, mam jakieś fotki w starym albumie. Byłem też na feriach w wieku nastu lat w Niedźwiedziu w Beskidach, ale z 14 dni 12 przeleżałem chory na zapalenie płuc... W takim razie wrzucę też zimowe wejście na Szczeliniec Wielki :)