Sobota. Dzień przed powrotem na nizinną "depresję"... Co dobre, miłe, dające ogromną frajdę, satysfakcję, pełnię szczęścia, mija, choć nie do końca bezpowrotnie. Przecież zawsze mamy zdjęcia, mamy wspomnienia, możemy też zapisać to, co było. I tak jest ze mną. Humor gdzieś ulatuje, trzeba wizualizować widoki, no i marzyć o kolejnej wyprawie, na którą trzeba czekać wiele miesięcy. Pozostaje więc pisanie. Minął właśnie tydzień od przyjazdu ze Szczytnej. Mimo że miałem jeszcze urlop, to wiele obowiązków domowych dopiero dzisiaj pozwoliło mi na chwilę wspomnień przelanych na "papier". A więc ruszajcie ze mną na trasę!!!
Jeśli sobota, to parkrun. Jeżeli sobota na Ziemi Kłodzkiej to nie może być inaczej jak parkrun Park Zdrojowy, Kudowa-Zdrój. Oczywiście nie mogło być inaczej, na trasę w mojej ukochanej lokalizacji ruszam z Marcinem z Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
Sama trasa parkruna w Kudowie-Zdroju jest jedną z piękniejszych w Polsce. Oczywiście to moja obiektywna ocena, ponieważ do tej pory miałem możliwość odwiedzić 33 lokalizacje na 85 (dwie w tym momencie zamknięte z różnych przyczyn i w których akurat byłem). Piękny Park Zdrojowy z częścią nazwaną Parkiem Muzycznym, gdzie można "pograć" na instrumentach, to tylko ułamek tego, co mogą zobaczyć nie tylko parkrunowi turyści. Jest nowa tężnia, Staw Zdrojowy - wreszcie napełniony wodą, możliwość spróbowania wód zdrojowych i może 300 metrów do granicy z Czechami. Do tego wspaniały zespół wolontariuszy na czele z Agatą Stachów, koordynatorem parkrun w tym miejscu. Mogę tylko podziękować, że na Ziemi Kłodzkiej jest tak wspaniałe miejsce, na cosobotnią aktywność fizyczną, jakim jest pokonanie 5 km, czy to biegiem, czy marszem. Dodatkowo spotkałem znajomego w Warszawy, który robi często zdjęcia na parkrunach i imprezach biegowych. Pozdrawiam Citos von Grodno. Żeby było ciekawej przy przedbiegowej odprawie okazało się, że jest prócz mnie jeszcze jeden przedstawiciel z Legionowa! Przemek Woźniak minął pierwszy linię mety, biega też w naszej lokalizacji w Jabłonnie.
Tym razem Marcin znów okazał się lepszy ode mnie. Brawo! No i poprawił się od ubiegłej soboty o prawie półtorej minuty (24:54 - 33:29), ja też nie próżnowałem i z 35:23 udało mi się urwać 21 sekund - 35:02.
Parkrun ukończony, czas ruszyć na trasę.
Trudno było rozstać się z tym miejscem, ale trzeba było ruszać dalej w trasę. Tydzień wcześniej po parkrunie ruszyliśmy do Szczytnej, aby pokonać ponad 25 km. Nie udało się, nasz marsz zakończyliśmy w Dusznikach-Zdroju. Dlatego też postanowiliśmy zacząć wędrówkę w miejscu, gdzie poprzednim razem zakończyliśmy wędrowanie. Do Dusznik-Zdroju przywiozła nas Ula, życząc owocnego wędrowania.
Pierwsze kroki i jesteśmy w okolicy rynku
Rynek dusznicki
Nasza trasa prowadziła praktycznie przez główną część miasta. Rynek i prawie cały park zdrojowy. Następnie zaczęliśmy mozolnie wspinać się żółtym szlakiem w stronę Schroniska pod Muflonem. To bardzo klimatyczne schronisko bardzo mi się spodobało, lubię tu odpocząć i z punktu widokowego delektować się widokiem na Góry Stołowe i Szczeliniec. Nie mówiąc nic, że napić się złocistego trunku ;)
Takie stworki na drodze do schroniska
Chwila ku pokrzepieniu serc :P
Po kilkunastominutowym odpoczynku (tak naprawdę nie byliśmy zmęczeni, a schronisko od razu po pierwszym podejściu ruszyliśmy dalej. Szlak najpierw prowadził najpierw przez sporo wycięty las (wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr) i jeszcze częściowo niewycięty, piękny fragment lasów w Górach Bystrzyckich.
Oby szyszkowycinacze zostawili ten las w spokoju!!!
Swój marsz dalej kontynuowaliśmy żółtym szlakiem aż do samej Szczytnej. Czasami trasa szlaku potrafiła zaskakiwać, jak i samo jej oznaczenie. Kiedyś szedłem już tym szlakiem, w przeciwnym kierunku, i takich "oznaczeń nie widziałem. Widać miejscowa inicjatywa, by nikt nie plątał się w okolicy posesji.
W sumie można i tak!
Jakiś spektakularnych widoków nie było, lecz na trasie mogliśmy obserwować licznych przedstawicieli fauny i flory.
Na słodkie jeszcze nie wyglądały
I konika można było spotkać
I kanię zerwać na pyszne śniadanko
A i takie "bestie" biegły na nas... Dobrze, że pastuch ich zatrzymał :P
Przed dojściem do Bobrownik części Szczytnej znaleźliśmy nieopodal szlaku miejsce, które na mapie opisano w następujący sposób: zasypany szyb i hałda uranowa (KOPALNIA URANU) . Postanowiliśmy zejść ze szlaku w to miejsce.
Niestety wśród zarośli i drzew, usypanych fałd ziemi nie dostrzegliśmy wiele, co mogłoby wskazywać, że znajdował się tutaj promieniotwórczy pierwiastek. Jakiś metalowy słupek, choć w niniejszym filmiku z youtuba pani zobaczyła coś więcej niż my, proszę popatrzcie
To ta kępa drzew, gdzie kryją się pozostałości
Następnie wróciliśmy na szlak, który w dół doprowadził nas do stacji kolejowej w Szczytnej, a następnie do centrum miasta. Mogliśmy podejść już tylko do Golfowej Wioski, ale zdecydowaliśmy się poszukać pewnego kamienia na Drodze Hugona.
Stacja kolejowa z końca XIX wieku
Dlatego też udaliśmy się czarnym szlakiem na wspomnianą drogę. Kamień, którego szukaliśmy, miał mieć (ma) wyryty krzyż wskazujący granice z datą 1574 r. Niestety była tu spora wycinka drzew (wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr) i część położona przy drodze była przykryta przed ułożone pocięte drzewa. Udało nam się jednak znaleźć inne ze znakami granicznymi.
Ciekawe czy te znaki są tak stare jak ten, którego nie znaleźliśmy
Kamienie te znajdują się na wspomnianej Drodze Hugona. Droga zaś prowadzi do Borowiny, gdzie za moment znaleźliśmy się w Golfowej Wiosce. I to była ostatnia wycieczka w górach w tym roku....
Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam - Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
I od wyjazdu jestem na Instagramie, gdzie również serdecznie Was zapraszam. https://www.instagram.com/biegajacy_bibliotekarz/