Iwaszkiewicz im był starszy, tym pisał lepsze wiersze, ten jest moim ulubionym z arcydzielnego tomiku wydanego gdy miał 83 lata.
Ptaki w wierzbach się zgęściły
otrząsają liście z ros
siadły w rzędzie nastroszone
sójka kukułka i kos
Pod wierzbami wodą pachnie
gniją liście gnije kwiat
ale leżeć mi niestrasznie
bo ja jestem liściom brat
Bo ja jestem ptakom bratek
Wierzbom synek iwom swat
siedzą w rzędzie na gałęzi
matka babka siostra brat
Źródło: Jarosław Iwaszkiewicz: Mapa pogody, Czytelnik 1977
O wojnie pisze poetka chorwacka:
Tihana Gambiraža
Wojenna piosenka
Nigdy nie pisałam o wojnie
góra wers, drzemiący w tkance jak komórka rakowa
bałam się, że jeśli zacznę, rozrośnie się, rozszerzy, zostanie tematem
a dla mnie wojna nigdy nie była tematem
chciałam się urodzić gdzieś daleko
gdzie co trzeci człowiek nie splamił rąk, nie stracił syna, córki, domu
szósty rok życia spędzić
w krzykliwym dmuchanym basenie
przed domem rodzinnym, majtając nogami,
największym lękiem napawałby mnie labrador sąsiada
a nie dziecinne obliczenia, czy drzwi schronu wytrzymają
i nie przebije się przez nie granat
może zakochałabym się w jakimś Hansie albo Michelu
a nie w Tomie, który grał ze mną w karty i był wyższy o głowę
i starszy co najmniej o jedną klasę
jedno jest wspólne dla mojego i jej świata
i Hans, i Michel, i Toma uważają nas za głupie smarkule
i oszukują w karty
a my bardzo wcześnie uczymy się że
najważniejsze jest łechtanie męskiego ego
nawet jeśli więksi i starsi
chłopcy są z natury głupsi
ale to wiersz o wojnie, a nie o moich pierwszych miłościach
kiedy piszesz o miłości, zawsze kończysz jako głupia gówniara
nawet jeśli masz trzydziestkę oraz poważną robotę w bluzce i garsonce
nikt nie traktuje cię poważnie
zwłaszcza chłopcy z celownikiem, którzy wczoraj zaczęli się golić
babcia przybija deski do okna, jest sprytniejsza od dziadka
potem jemy obiad, czekając na syrenę
gdybym urodziła się w Dakocie
może trenowałabym do maratonu
ale nigdy nie nauczyłabym się biegać tak szybko
jak wtedy, gdy bomba spadła tuż obok naszego mieszkania
a matka upuściła łyżkę do zupy
pobiegliśmy kolejny raz uniknąć śmierci
może dziadek zabierałby mnie na łowienie ryb w przerębli
zamiast wracać o lasce taki rozeźlony i cięty
nie twierdziłby że nie obchodzą go syreny
dopóki świst obok jego ucha nie spadł do morza
od wtedy siedział z nami
aż wyrzucili go ze schronu z powodu imienia
nikt nie wierzył że jest Chorwatem
uratowała go sprzątaczka ze szpitala
w ostatniej chwili powiedziała: „Wpuśćcie go, oszaleliście,
znam go całe życie, wszyscy jego są nasi”
i tak dziadek dwukrotnie uniknął pewnej śmierci
a niedługo potem skończyła się wojna
Tłumaczenie: Aleksandra Wojtaszek
Źródło: Miesięcznik 'Odra', nr 3/2022.
Utwór zapomnianego mocno poety, który pisał dobre rzeczy. Tu opowiada o jednym z moich ukochanych malarzy
Stanisław Grochowiak
Brueghel (II)
Ten plan jest widziany z poddasza. Przez cierniowe ogrody
Gałązek i drzew wielkich. Na śnieg patrzę i wodę,
Przyprószoną zaledwie. A zaś w głębi chmura
Wiatr pochwyciła, zamknęła w swym wnętrzu.
Ja — Malarz — już nie żyję. Zziębnięty jak blacha
Toczona po śniegu, duszę dałem Bogu.
Jest teraz mała, luta,
Podobna do klucza,
Na którym niekiedy Bóg zimę wyśwista.
Ja — Malarz — już nie żyję. A jednak oczyma
Moimi patrzycie na śnieg i na wodę,
Przyprószoną zaledwie. I to ja ustawiam
Wysokie słupy światła nad mrokiem lodowisk.
Biegnie pies z uchem postrzępionym w bójce. Gawron
Kroczy kłaniając się śniegom to w lewo, to w prawo.
Człowiek wór niesie. Dzieci do sanek przywiązane.
A z kominów — aż do mnie — wznosi się woń jadła.
Ja — Malarz — już nie żyję. Ale przecie widzę
Te trzy stare kobiety, idące od boru
Jak dzwon od kościoła. Zaplątane w szleje
Chrust wloką po śniegu, a w ich ciemnych twarzach
Mróz pozapalał biegające iskry.
Zimo — Majestacie,
Śmierci — pusty dźwięku.
Źródło: Stanisław Grochowiak: Wiersze wybrane, Czytelnik 1978
Jeden z moich ulubionych wierszy noblisty
Czesław Miłosz
Co było wielkie
Aleksandrowi i Oli Watom
Co było wielkie, małym się wydało.
Królestwa bladły jak miedź zaśnieżona.
Co poraziło, więcej nie poraża.
Niebiańskie ziemie toczą się i świecą.
Na brzegu rzeki, rozciągnięty w trawie,
Jak dawno, dawno, puszczam łódki z kory.
Montgeron, 1959
Źródło: Czesław Miłosz: Poezje wybrane, Ossolineum, 2013
Jeden z niewielu dobrych wierszy o obecnej wojnie
Ołeksandr Irwaneć
Kultura poza polityką
Poemat z trzech części
***
Posłuchaj wania z riazania!
A zatańcz dla mnie kamaryńską!
Albo choć zagraj koncert fortepianowy czajkowskiego
I niech jakaś netrebka niepotrzebka
Zaśpiewa ci zza oceanu
Jasne nie trzeba generalizować
Nie trzeba negować rosyjskiej kultury
Nie trzeba stygmatyzować
Nie trzeba mierzyć wszystkiego jednym arszynem
(Arszyn nawiasem mówiąc – to 72 cm
Mniej więcej pół rosyjskiego żołnierzyka
Takich połówek dużo wala się teraz po polach mojej Ukrainy)
Pani prezydentka pen ameryka
Wzywa nas do porozumienia
Wzywa by całkiem nie przekreślać
Rosyjskiej kultury
Ale ja w Kijowie na Podolu
Odważam się z nią nie zgodzić
Bo w niebie nad Dnieprem
Często pracuje OPL
Niech bóg ich chroni
Bo nasi artylerzyści
Mogą któregoś razu
Nie zestrzelić wszystkich
I bomba z rosyjskiego samolotu
Lub pocisk manewrujący
Dalej sami rozumiecie
Do schronu jeszcze trzeba dojść
Dlatego przy huku wybuchów
Twierdzę z miasta Kijowa
Najpiękniejszego miasta na ziemi
Że trzeba najokrutniejszej obstrukcji
Bo w rosyjskiej kulturze
Wszędzie rozsiadł się putin
***
Putin siedzi w puszkinie
W tołstoju i w dostojewskim
Z gogola ukradkiem wyziera
Jakkolwiek jest mi przykro
Jest w turgieniwie w tiutczewie
W błoku i w jesieninie
Putin jest w cichym donie
I jest w zaoranym ugorze
Putin jest w majakowskim
W pasternaku i achmatowej
Jest w wasylu tiorkinie
I jest w gwardii młodej
Jest putin w prilepinie i bykowie
W kibirowie jest i w kabanowie
We wszystkich tych linorach goralikach
Których słuchaliśmy łatwowiernie
Na arsenałach i na forach
***
Putin płynnie wpływa na scenę
W baletowej spódniczce odette-odile
W wózku po schodach odeskich
Z płaczem toczy się niemowlę-putin
Leci żurawiem skrzydlaty putin
Z canneńską palmową gałązką w dziobie
Pierwszy człowiek w kosmosie – to putin
Podejmuje brawurową ucieczkę na Zachód
Słynny baletowy tancerz putin
I w swej posiadłości w stanie vermont
Brodaty putin ostro krytykuje łysego putina
A jeszcze bardziej putina wąsatego
Pani prezydentko pen ameryka
Niech pani chociaż na niego potrąbi
Kiedy będzie pani przejeżdżała obok
16.03.2022
Przełożył Bohdan Zadura
Źródło: Miesięcznik 'Odra', 4/2022
Ryszard Krynicki
Łagodnie i bezszelestnie
Janowi Lebensteinowi
Obawiamy się za wcześnie: nieuleczalnych chorób,
trzęsienia ziemi, nagłej podróży,
spóźnionych telegramów – i wzroku, wbitego
w nasz kark
a to wszystko przychodzi w swoim czasie,
bez większego pośpiechu – i bez opóźnienia,
dokładnie wtedy, kiedy wybija jego godzina,
niekoniecznie od razu w swej ostatecznej postaci,
łagodnie i bezszelestnie, bez zostawiania śladów w sypkim
pejzażu
jak godzina odjazdu pociągu
albo pójścia do kina.
Źródło: Ryszard Krynicki: Wiersze wybrane, a5 2009
Zawsze myślałem, że o wiersz o historii, ale nie, on jest o tu i teraz...
Tadeusz Różewicz
Ocalony
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
To są nazwy puste i jednoznaczne:
człowiek i zwierzę
miłość i nienawiść
wróg i przyjaciel
ciemność i światło.
Człowieka tak się zabija jak zwierzę
widziałem:
furgony porąbanych ludzi
którzy nie zostaną zbawieni.
Pojęcia są tylko wyrazami:
cnota i występek
prawda i kłamstwo
piękno i brzydota
męstwo i tchórzostwo.
Jednako waży cnota i występek
widziałem:
człowieka który był jeden
występny i cnotliwy.
Szukam nauczyciela i mistrza
niech przywróci mi wzrok słuch i mowę
niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia
niech oddzieli światło od ciemności.
Mam dwadzieścia cztery lata
ocalałem
prowadzony na rzeź.
Źródło: Tadeusz Różewicz: Wybór poezji, Ossolineum 2016
Jakoś tak pięknie nam nastała nowa pora roku...
Julian Tuwim
Wiosna
Serce pęcznieje, nabrzmiewa,
Wesele musuje w ciele,
Można oszaleć z radości,
O, moi przyjaciele!
Od stóp do głowy krąży
Potok niepowstrzymany!
Pomyślcie, co się to dzieje!
Jaki to pęd opętany!
Jak bardzo jest! jak wiele!
Jak żywo, zupełnie, cało!
- Chodź, Młoda, do Młodego:
Ojcostwa mi się zachciało!
Źródło: Julian Tuwim, Wiersze 1, Czytelnik 1986
Adam Zagajewski
Gdyby Rosja
Gdyby Rosja została założona
przez Annę Achmatową, gdyby
Mandelsztam był prawodawcą
a Stalin tylko marginesową
postacią w zaginionym gruzińskim
eposie, gdyby Rosja zdjęła swoje
nastroszone niedźwiedzie futro,
gdyby mogła żyć w słowie, a nie
w pięści, gdyby Rosja, gdyby Rosja
Źródło: Adam Zagajewski, Jechać do Lwowa i inne wiersze. Biblioteka Narodowa, 2020
Wiersz o czasach, w których władcy świata ustalali strefy wpływów, bez pytania narodów jak chcą żyć a słowo 'samostanowienie' było pustym dźwiękiem. Obecny władca Kremla marzy o powrocie do takich czasów, ale to płonne nadzieje...
Jacek Kaczmarski
JAŁTA
Jak nowa – rezydencja carów,
Służba swe obowiązki zna.
Precz wysiedlono stąd Tatarów,
Gdzie na świat wyrok zapaść ma.
Okna już widzą, słyszą ściany,
Jak kaszle nad cygarem Lew,
Jak skrzypi wózek popychany
Z kalekim Demokratą w tle.
Lecz nikt nie widzi i nie słyszy,
Co robi Góral w krymską noc,
Gdy gestem w wiernych towarzyszy
Wpaja swą legendarną moc.
Nie miejcie żalu do Stalina,
Nie on się za tym wszystkim krył;
Przecież to nie jest jego wina,
Że Roosevelt w Jałcie nie miał sił.
Gdy się triumwirat wspólnie brał
Za świata historyczne kształty –
Wiadomo, kto Cezara grał –
I tak rozumieć trzeba Jałtę.
W resztce cygara mdłym ogniku
Pływała Lwa Albionu twarz.
– Nie rozmawiajmy o Bałtyku,
Po co w Europie tyle państw?
Polacy? – Chodzi tylko o to,
Żeby gdzieś w końcu mogli żyć…
Z tą Polską zawsze są kłopoty –
Kaleka troszczy się i drży.
Lecz uspokaja ich gospodarz,
Pożółkły dłonią głaszcząc wąs:
– Mój kraj pomocną dłoń im poda,
Potem niech rządzą się jak chcą.
Nie miejcie żalu do Churchilla,
Nie on wszak za tym wszystkim stał;
Wszak po to tylko był triumwirat,
By Stalin dostał to, co chciał.
Komu zależy na pokoju,
Ten zawsze cofnie się przed gwałtem;
Wygra, kto się nie boi wojen –
I tak rozumieć trzeba Jałtę.
Ściana pałacu słuch napina,
Gdy do Kaleki mówi Lew:
– Ja wierzę w szczerość słów Stalina,
Dba chyba o radziecką krew.
I potakuje mu Kaleka,
Niezłomny demokracji stróż:
– Stalin to ktoś na miarę wieku,
Oto mąż stanu, oto wódz!
Bo sojusz wielkich to nie zmowa,
To przyszłość świata – wolność, ład!
Przy nim i słaby się uchowa,
I swoją część otrzyma – strat!
Nie miejcie żalu do Roosevelta,
Pomyślcie, ile musiał znieść!
Fajka, dym cygar i butelka,
Churchill, co miał sojusze gdzieś.
Wszakże radziły trzy imperia
Nad granicami, co zatarte;
W szczegółach zaś już siedział Beria –
I tak rozumieć trzeba Jałtę!
Więc delegacje odleciały,
Ucichł na Krymie carski gród.
Gdy na Zachodzie działa grzmiały,
Transporty ludzi szły na Wschód.
Świat wolny święcił potem tryumf,
Opustoszały nagle fronty;
W kwiatach już prezydenta grób,
A tam transporty i transporty.
Czerwony świt się z nocy budzi,
Z woli wyborców odszedł Churchill,
A tam transporty żywych ludzi,
A tam obozy długiej śmierci.
Nie miejcie więc do Trójcy żalu –
Wyrok historii za nią stał
Opracowany w każdym calu –
Każdy z nich chronił, co już miał.
Mógł mylić się zwiedziony chwilą –
Nie był Polakiem ani Bałtem…
Tylko ofiary się nie mylą –
I tak rozumieć trzeba Jałtę!
1984
Źródło: Jacek Kaczmarski: Między nami. Wiersze Zebrane. Prószyński i S-ka, 2017
Zakładając ten blog, myślałem o trudnych czasach, ale nie aż TAK trudnych, nie sądziłem też, że wrócę do wieszcza Adama. Ten wiersz może wydawać się dużo za długi jak na szybkie współczesne czasy, ale niektóre fragmenty wręcz porażają aktualnością. Historia się powtarza, po 200 latach, ale jak powiedział pewien mądry człowiek (kto koteczku?), za pierwszym razem to dramat, za drugim farsa...
Adam Mickiewicz
Reduta Ordona
Opowiadanie adiutanta
Nam strzelać nie kazano. – Wstąpiłem na działo
I spójrzałem na pole; dwieście armat grzmiało.
Artyleryi ruskiej ciągną się szeregi,
Prosto, długo, daleko, jako morza brzegi;
I widziałem ich wodza: przybiegł, mieczem skinął
I jak ptak jedno skrzydło wojska swego zwinął;
Wylewa się spod skrzydła ściśniona piechota
Długą czarną kolumną, jako lawa błota,
Nasypana iskrami bagnetów. Jak sępy
Czarne chorągwie na śmierć prowadzą zastępy.
Przeciw nim sterczy biała, wąska, zaostrzona,
Jak głaz bodzący morze, reduta Ordona.
Sześć tylko miała armat; wciąż dymią i świecą;
I nie tyle prędkich słów gniewne usta miecą,
Nie tyle przejdzie uczuć przez duszę w rozpaczy,
Ile z tych dział leciało bomb, kul i kartaczy.
Patrz, tam granat w sam środek kolumny się nurza,
Jak w fale bryła lawy, pułk dymem zachmurza;
Pęka śród dymu granat, szyk pod niebo leci
I ogromna łysina śród kolumny świeci.
Tam kula, lecąc, z dala grozi, szumi, wyje.
Ryczy jak byk przed bitwą, miota się, grunt ryje –
Już dopadła; jak boa śród kolumn się zwija,
Pali piersią, rwie zębem, oddechem zabija.
Najstraszniejszej nie widać, lecz słychać po dźwięku,
Po waleniu się trupów, po ranionych jęku:
Gdy kolumnę od końca do końca przewierci,
Jak gdyby środkiem wojska przeszedł anioł śmierci.
Gdzież jest król, co na rzezie tłumy te wyprawia?
Czy dzieli ich odwagę, czy pierś sam nadstawia?
Nie, on siedzi o pięćset mil na swej stolicy,
Król wielki, samowładnik świata połowicy;
Zmarszczył brwi – i tysiące kibitek wnet leci;
Podpisał – tysiąc matek opłakuje dzieci;
Skinął – padają knuty od Niemna do Chiwy.
Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy,
Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże,
Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże –
Warszawa jedna twojej mocy się urąga,
Podnosi na cię rękę i koronę ściąga,
Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy,
Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!
Car dziwi się – ze strachu drzą Petersburczany,
Car gniewa się – ze strachu mrą jego dworzany;
Ale sypią się wojska, których Bóg i wiara
Jest Car. – Car gniewny: umrzem, rozweselim Cara.
Posłany wódz kaukaski z siłami półświata,
Wierny, czynny i sprawny – jak knut w ręku kata.
Ura! ura! Patrz, blisko reduty, już w rowy
Walą się, na faszynę kładąc swe tułowy;
Już czernią się na białych palisadach wałów.
Jeszcze reduta w środku, jasna od wystrzałów,
Czerwieni się nad czernią: jak w środek mrowiaka
Wrzucony motyl błyska – mrowie go naciska –
Zgasł – tak zgasła reduta. Czyż ostatnie działo
Strącone z łoża w piasku paszczę zagrzebało?
Czy zapał krwią ostatni bombardyjer zalał?
Zgasnął ogień. – Już Moskal rogatki wywalał.
Gdzież ręczna broń? – Ach, dzisiaj pracowała więcej
Niż na wszystkich przeglądach za władzy książęcej;
Zgadłem, dlaczego milczy – bo nieraz widziałem
Garstkę naszych walczącą z Moskali nawałem.
Gdy godzinę wołano dwa słowa: pal, nabij;
Gdy oddechy dym tłumi, trud ramiona słabi;
A wciąż grzmi rozkaz wodzów, wre żołnierza czynność;
Na koniec bez rozkazu pełnią swą powinność,
Na koniec bez rozwagi, bez czucia, pamięci,
Żołnierz jako młyn palny nabija – grzmi – kręci
Broń od oka do nogi, od nogi na oko:
Aż ręka w ładownicy długo i głęboko
Szukała, nie znalazła – i żołnierz pobladnął,
Nie znalazłszy ładunku, już bronią nie władnął;
I uczuł, że go pali strzelba rozogniona;
Upuścił ją i upadł – nim dobiją, skona.
Takem myślił – a w szaniec nieprzyjaciół kupa
Już łazła, jak robactwo na świeżego trupa.
Pociemniało mi w oczach – a gdym łzy ocierał,
Słyszałem, że coś do mnie mówił mój Jenerał.
On przez lunetę wspartą na moim ramieniu
Długo na szturm i szaniec poglądał w milczeniu.
Na koniec rzekł; „Stracona”. – Spod lunety jego
Wymknęło się łez kilka – rzekł do mnie: „Kolego,
Wzrok młody od szkieł lepszy; patrzaj, tam na wale,
Znasz Ordona, czy widzisz, gdzie jest?” – „Jenerale,
Czy go znam? – Tam stał zawsze, to działo kierował.
Nie widzę – znajdę – dojrzę! – śród dymu się schował:
Lecz śród najgęstszych kłębów dymu ileż razy
Widziałem rękę jego, dającą rozkazy. –
Widzę go znowu – widzę rękę – błyskawicę,
Wywija, grozi wrogom, trzyma palną świécę,
Biorą go – zginął – o nie – skoczył w dół – do lochów”!
„Dobrze – rzecze Jenerał – nie odda im prochów”.
Tu blask – dym – chwila cicho – i huk jak stu gromów.
Zaćmiło się powietrze od ziemi wylomów,
Harmaty podskoczyły i jak wystrzelone
Toczyły się na kołach – lonty zapalone
Nie trafiły do swoich panew. I dym wionął
Prosto ku nam; i w gęstej chmurze nas ochłonął.
I nie było nic widać prócz granatów blasku,
I powoli dym rzedniał, opadał deszcz piasku.
Spojrzałem na redutę – wały, palisady,
Działa i naszych garstka, i wrogów gromady;
Wszystko jako sen znikło. – Tylko czarna bryła
Ziemi niekształtnej leży – rozjemcza mogiła.
Tam i ci, co bronili – i ci, co się wdarli,
Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli.
Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, już dusza
Moskiewska tam raz pierwszy, cesarza nie słusza.
Tam zagrzebane tylu set ciała, imiona:
Dusze gdzie? nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona.
On będzie Patron szańców! – Bo dzieło zniszczenia
W dobrej sprawie jest święte, Jak dzieło tworzenia;
Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze.
Kiedy od ludzi wiara i wolność uciecze,
Kiedy ziemię despotyzm i duma szalona
Obleją, jak Moskale redutę Ordona –
Karząc plemię zwyciężców zbrodniami zatrute,
Bóg wysadzi tę ziemię, jak on swą redutę.
Źródło: Adam Mickiewicz, Wybór poezji, Agora 2012
To jest na pozór wiersz doszczętnie zbanalizowany, często wydrwiwany i nielubiany, sam go miałem w szkole. Ale z pewnością Broniewski wielkim poetą był, a czytany teraz, w czasie tych strasznych dni, nabiera aktualności i mocy.
Władysław Broniewski
Bagnet na broń
Kiedy przyjdą podpalić dom,
ten, w którym mieszkasz – Polskę,
kiedy rzucą przed siebie grom,
kiedy runą żelaznym wojskiem
i pod drzwiami staną, i nocą
kolbami w drzwi załomocą –
ty, ze snu podnosząc skroń,
stań u drzwi.
Bagnet na broń!
Trzeba krwi!
Są w ojczyźnie rachunki krzywd,
obca dłoń ich też nie przekreśli,
ale krwi nie odmówi nikt:
wysączymy ją z piersi i z pieśni.
Cóż, że nieraz smakował gorzko
na tej ziemi więzienny chleb?
Za tę dłoń podniesioną nad Polską –
kula w łeb!
Ogniomistrzu i serc, i słów,
poeto, nie w pieśni troska.
Dzisiaj wiersz – to strzelecki rów,
okrzyk i rozkaz:
Bagnet na broń!
Bagnet na broń!
A gdyby umierać przyszło,
przypomnimy, co rzekł Cambronne,
i powiemy to samo nad Wisłą.
Kwiecień 1939
Źródło: Władysław Broniewski: Wierszem przez życie, Iskry, 2011.
Ostatnio wracam do poezji, do tego co w duszy gra, dlatego zdecydowałem się, z pewną taką nieśmiałością, zamieszczać tu wiersze, które są mi bliskie i jakoś mnie poruszyły. Mam nadzieję, że koleżanka @LetMeRead nie poczuje, że robię jej konkurencję dla Kącika Poetyckiego, przecież poezji nigdy mało... Zatytułowałem ten cykl `Wiersze na trudne czasy', chyba nie muszę tłumaczyć, że czasy mamy obecnie niełatwe... Na początek coś na temat:
Stanisław Barańczak
Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka
Jeżeli porcelana, to wyłącznie taka,
której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu;
jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
nie było przykro podnieść się i odejść;
jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć,
kiedy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat:
kto ci powiedział, że wolno ci się przyzwyczajać?
kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?
Źródło: Stanisław Barańczak, Wiersze zebrane, Wydawnictwo a5, 2006
Ponieważ wielu moich znajomych podsumowuje miniony rok czytelniczy, postanowiłem i ja to zrobić. I tak, w roku 2021 przeczytałem 104 książek, w rozbiciu na formaty:
76 ebooków,
28 audiobooków,
4 papierowych.
Jeśli chodzi o tematykę, to przeczytałem:
30 książek z literatury pięknej,
32 kryminałów/thrillerów/sensacyjnych,
42 z tzw. non-fiction, w tym
12 biograficznych/autobiograficznych/wspomnieniowych,
11 reportaży/literatura faktu.
Jeśli chodzi o książki najlepsze, to wybrałem jedenastkę:
Z literatury pięknej:
Aubert – Dorośli: gęsta, psychologiczna proza, jaką lubię
Rooney – Normalni ludzie: znakomicie pokazane życie uczuciowe millenialsów.
Stasiuk – Przewóz: powrót Stasiuka do dobrej formy.
Strout – Amy i Isabelle: ta autorka nigdy mnie nie zawodzi.
Z kryminałów i podobnych:
Grange – Kraina umarłych: kryminał ze znakomitym tłem obyczajowym.
Przydryga – Topieliska: świetny, gatunkowy thriller.
Z non-fiction
Korzeniewski – Było, minęło... Wspomnienia: świetne wspomnienia inteligenta z XX wieku
Leszczyński – Ludowa historia Polski: przełomowa książka, która zmieniła moją wizję historii Polski
Maté – Bliskie spotkania z uzależnieniem: najlepsza książka o uzależnieniach, jaką czytałem i najlepsza książka roku 2021!
Porter-Szűcs – Całkiem zwyczajny kraj – odświeżające spojrzenie na historię Polski
Renton – Jak wytresować lorda: przerażający obraz brytyjskiej edukacji dla wyższych klas
Rozczarowań też było parę, ale może nie będę wymieniał...
W sumie niezły rok czytelniczy...
Koleżankom i kolegom molom książkowym spieszę złożyć sprawozdanie z mojej wizyty na wrocławskich targach. Udałem się tam zaraz po otwarciu, w czwartek w południe, a odbywają się w Hali Stulecia:
To impreza kameralna,
zwłaszcza w porównaniu z Krakowskimi Targami, na których bywałem parę lat temu, niemniej parę wydawnictw bliskich memu sercu było obecnych, zamieniłem parę miłych słów ze sprzedającymi słów na stoiskach CCP, Krytyki Politycznej, Dowodów na istnienie, Starej Szkoły. Wydawnictwa prezentują sporo nowości po dobrych cenach, wystawiają też sporo książek przecenionych, za 10 czy 15 zł. Kupiłem na stoisku IPN:
tylko jedną książkę, która na pewno nie wyjdzie jako ebook:
jestem bowiem posiadaczem kundelka i zdecydowanie preferuję ebooki. W czasie mojej wizyty, zwiedzających było niewielu, ale gdy wychodziłem, już trochę osób się pojawiło.
Na targach jest nawet obecny sławny Book Truck, w którym też można coś kupić:
Targi trwają do niedzieli, jeżeli akurat jesteście w okolicy, warto tam wpaść.