Adam Zagajewski
Wiemy, czym jest sztuka
Wiemy, czym jest sztuka, dobrze znamy uczucie szczęścia
jakie nam daje, niekiedy trudne, gorzkie, gorzko-słodkie,
a czasem tylko słodkie, jak turecki smakołyk. Cenimy sztukę
bo chcielibyśmy wiedzieć, czym jest nasze życie.
Żyjemy, ale nie zawsze wiemy, co to znaczy.
Podróżujemy więc, albo po prostu otwieramy w domu książkę.
Pamiętamy moment olśnienia gdy staliśmy przed obrazem,
i pamiętamy też może, jakie obłoki płynęły wtedy po niebie.
Drżymy słysząc jak wiolonczelista gra
suity Bacha, gdy słuchamy, jak śpiewa fortepian.
Wiemy, czym może być wielka poezja, wiersz
napisany trzy tysiące lat temu albo wczoraj.
A jednak nie rozumiemy, dlaczego niekiedy na koncercie
ogarnia nas obojętność. Nie rozumiemy, dlaczego
niektóre książki zdają się ofiarowywać nam przebaczenie
a inne nie kryją swego gniewu. Wiemy, a potem zapominamy.
Z trudem tylko domyślamy się, dlaczego zdarza się, że dzieła sztuki
zwijają się, zamykają jak włoskie muzeum w dniu strajku (sciopero).
Dlaczego także nasze dusze zwijają się niekiedy i zamykają
jak włoskie muzeum w dniu strajku (sciopero).
Dlaczego sztuka milczy, gdy dzieją się rzeczy straszliwe,
dlaczego jej wtedy nie potrzebujemy – tak jakby rzeczy straszliwe
wypełniały świat całkowicie, kompletnie, po sam dach.
Nie wiemy, czym jest sztuka.
Źródło: Adam Zagajewski: Asymetria, Wydawnictwo a5, 2014
Wiersz na Walentynki, dla wszystkich zakochanych...
Konstanty Ildefons Gałczyński
Rozmowa liryczna
– Powiedz mi jak mnie kochasz.
– Powiem.
– Więc?
– Kocham cię w słońcu. I przy blasku świec.
Kocham cię w kapeluszu i w berecie.
W wielkim wietrze na szosie, i na koncercie.
W bzach i w brzozach, i w malinach, i w klonach.
I gdy śpisz. I gdy pracujesz skupiona.
I gdy jajko roztłukujesz ładnie –
nawet wtedy, gdy ci łyżka spadnie.
W taksówce. I w samochodzie. Bez wyjątku.
I na końcu ulicy. I na początku.
I gdy włosy grzebieniem rozdzielisz.
W niebezpieczeństwie. I na karuzeli.
W morzu. W górach. W kaloszach. I boso.
Dzisiaj. Wczoraj. I jutro. Dniem i nocą.
I wiosną, kiedy jaskółka przylata.
– A latem jak mnie kochasz?
– Jak treść lata.
– A jesienią, gdy chmurki i humorki?
– Nawet wtedy, gdy gubisz parasolki.
– A gdy zima posrebrzy ramy okien?
– Zimą kocham cię jak wesoły ogień.
Blisko przy twoim sercu. Koło niego.
A za oknami śnieg. Wrony na śniegu.
Leśniczówka Pranie, 1950
Źródło: Konstanty Ildefons Gałczyński, Liryka i groteska, Czytelnik 1975
Piotr Matywiecki (ur. 1943 r.) – poeta, krytyk literacki, eseista, z zawodu bibliotekarz.
Piotr Matywiecki
Jak się uczyłem
Matka uczyła, że mogłem się nie urodzić.
Ojciec uczył, że można nie istnieć. Nauczył.
Ojczym uczył milczenia. Nie nauczył.
Kamienica dzieciństwa uczyła, że dom
jest tylko wydrążeniem kamienia.
Przyszywane żydowskie ciotki uczyły,
czym mogłaby być rodzina.
Wiedza, że jestem Żydem, uczyła
niebezpieczeństwa w bezpieczeństwie.
Szkoła uczyła, że wolę nie uczyć się, a wiedzieć,
ale co, nie wiem do dzisiaj.
Uczyłem się, że są różne języki. Ale ich nie znam.
Za to poznałem słowa słowniejsze od języków.
Szkolni przyjaciele uczyli, że przynajmniej dla nich
jestem sobą. Czy jestem? Chyba tak, bo książki i samotność
uczyły mnie, tylko mnie.
Pisanie wierszy uczyło, że siebie i innych uczę niczego.
Zamiłowanie do abstrakcji uczyło konkretu.
Wszystko proste. To uczy paradoksów prostoty.
Nieukończone studia uczyły nie kończyć,
nieskończenie studiować nieskończoność.
Kazimierz nad Wisłą uczył, że wąwozy są uczoną ziemią.
Ewa uczy mnie i siebie, i nas obojga.
Praca w bibliotece uczyła mnie ludzi
obojętnych, nienawistnych, przyjaznych.
„Solidarność” uczyła mnie solidarności,
szukania przyjaznych pośród obojętnych,
opieki nad nienawistnymi.
Zmarli uczą idiotyzmu śmierci i mądrości żalu.
Przyjaciele pisarze lepiej uczyli siebie niż pisania.
Warszawa uczy mnie miejsca, miejsce uczy mnie czasu
do dzisiaj, pod adresem.
Dzisiaj czego się nauczyłem, nie wiem.
Zapomniałem napisać,
że pierwszy oddech nauczył mnie powietrza
i to umiem.
Źródło: Miesięcznik Twórczość, nr 1/2021
Marcin Świetlicki (ur. 1961 r.) – poeta, powieściopisarz, wokalista.
Marcin Świetlicki
Pora śmierci choinek
Styczeń, pora śmierci choinek. Trupy rozebrane
z łańcuchów i ozdóbek. Mnóstwo bohaterów
porzuconych w śniegu. Zapomniana gwiazda
pozostawiona, zaplątana między
łysiejące gałązki. Bez blasku.
Trzej królowie już w drodze powrotnej
i nic ich nie prowadzi. Wracają do swoich
rzezi. Dziś ostatni
okruch ze świątecznego ciasta dostał się pod nogi
i dzioby ptaków. To olbrzymie zwierzę,
które wchodzi w takich momentach, rycząc: ZAMYKAMY!
KONIEC! KONIEC! być może jest podłe
i godne nienawiści, ale przecież kiedyś,
gdy będziemy zmęczeni zachodami – wschodami,
lewą i prawą ręką, kocham cię – nie kocham,
będziemy je przyzywać – i gdy wreszcie przyjdzie
– przyjmiemy je z wdzięcznością.
Źródło: Marcin Świetlicki, Daleko wysunięta placówka liryczna. Nie stąd. Wiersze, Universitas, 2023
Janusz Stanisław Pasierb (1929-1993) – ksiądz katolicki, poeta, podróżnik, historyk sztuki.
Janusz Stanisław Pasierb
Wilhelm Tell ‘91
jak odwracają się role
dawniej dorośli
mierzyli zmieszanych młodych
badawczym wzrokiem
czasem trafiali w cel
jak w jabłko Wilhelm Tell
dziś wszyscy są dziecinnie młodzi
i mrużąc oczy
mierzą w nielicznych dorosłych
jak pluton egzekucyjny
z zimną krwią
jak odwróciły się role
dzisiejszy Wilhelm Tell
stoi przed nimi
sztywno
z robaczywym jabłkiem
na głowie
Źródło: Janusz Stanisław Pasierb, Wiersze zebrane I-IV, Bernardinum, 2021
Leopold Staff (1878-1957) – poeta, tłumacz i eseista.
Leopold Staff
Odys
Niech cię nie niepokoją
Cierpienia twe i błędy.
Wszędy są drogi proste
Lecz i manowce wszędy.
O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi
Gdzie indziej, niż się chciało.
Zostanie kamień z napisem:
Tu leży taki i taki.
Każdy z nas jest Odysem,
Co wraca do swej Itaki.
Źródło: Leopold Staff, Poezje, Wyd. Lubelskie 1986
Dainius Dirgėla – ur. 1969 r., poeta litewski
Dainius Dirgėla
refleksje johannesa gutenberga w chmurze
czytają wiersze
z telefonów
czyli
ktoś do nich dzwoni
i te wiersze dyktuje
albo podsyła
a gdzie trzymają rękopisy
które nie płoną chyba że coś iskrzy
a co będą czytać
kiedy wyczerpią się baterie smartfonów
kiedy zabraknie piekielnego prądu
kiedy znikną niewidzialne icloudy
kiedy padnie ostatni jedi wifi
kiedy się zbiesi system
co będą czytać
cała pamięć na zewnątrz
przełożyła Agnieszka Rembiałkowska
Źródło: Kwartalnik 'Akcent', nr 4/2024
Przyszedł czas na moje podsumowanie czytelnicze ubiegłego roku, i tak:
w roku 2024 przeczytałem i zrecenzowałem 138 książek, w tym
86 ebooków
44 audiobooków
21 papierowych
Najbardziej popularna tematyka:
46 kryminałów/thrillerów/sensacyjnych
27 z literatury pięknej
18 biograficznych/autobiograficznych/wspomnieniowych
15 o Rosji lub/i ZSRR
11 reportaży, lit.faktu
Najlepsze książki:
poetyckie: Wilki Marzanny Bogumiły Kielar i Ulica Mazowiecka Tomasza Łubieńskiego;
prozatorskie Lucy i morze Elizabeth Strout, Łakome Małgorzaty Lebdy i Źródła Marie-Helene Lafon;
kryminalne/thrillery/sensacyjne: Ludzie Smileya Johna le Carre;
non-fiction: Chłopki. Opowieść o naszych babkach Joanny Kuciel-Frydryszak i Mindf*ck. Cambridge Analytica, czyli jak popsuć demokrację Christophera Wylie.
Rozczarowań też było parę, ale może nie będę wymieniał...
W sumie był to bardzo udany rok czytelniczy.
Na koniec roku jeden z moich ulubionych wierszy noblisty
Czesław Miłosz
Dar
Dzień taki szczęśliwy.
Mgła opadła wcześnie, pracowałem w ogrodzie.
Kolibry przystawały nad kwiatem kaprifolium.
Nie było na ziemi rzeczy, którą chciałbym mieć.
Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć.
Co przydarzyło się złego, zapomniałem.
Nie wstydziłem się myśleć, że byłem, kim jestem.
Nie czułem w ciele żadnego bólu.
Prostując się, widziałem niebieskie morze i żagle.
Źródło: Czesław Miłosz: Poezje wybrane, Ossolineum, 2013
Życzę wszystkim dobrego Nowego Roku! Oby był nie gorszy od poprzedniego! 🩷🎄
Anna Piwkowska
Kolęda wigilijna III
Już wędziły się sery, mięsa, piwo w beczkach
było chłodne jak pościel w białych kolebeczkach.
Rodzili się synkowie, nadchodziły święta,
pachniała cierpko jodła, krwawa, świeżo ścięta.
Lepiła się żywica do spragnionych palców,
matka wkładała suknię, szeleściła w walcu.
Ojciec rąbał na opał drwa, kominek hulał,
i szło pierwsze poselstwo od pierwszego króla.
I szło drugie poselstwo poza czasem, w śniegu,
wielbłąd wyszedł z książeczki z obrazkami, w biegu
okulał, sierść zmierzwioną gładziłam dziecinnie,
ach, żeby tylko dotarł, nie zamarzł na zimnie.
I wzeszła pierwsza gwiazda, dorastałam, czułam:
idzie trzecie poselstwo od trzeciego króla.
Nieśli krew i łzy słone zamarznięte w sople.
Rzucałam chleb sikorkom tańczącym za oknem,
i dalej cud się rodził i pachniało siano,
jak w dzieciństwie, w gorączce, na przekór, tak samo.
Zakopane, grudzień 1995
Źródło: Anna Piwkowska: Niebieski sweter, Warszawa 2004
Życzę wszystkim czytelniczkom i czytelnikom Wesołych, Zdrowych, Rodzinnych, Spokojnych Świąt! 🎅✨🎄
Kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego przemknęła niezauważona. A to było jedno z najtragiczniejszych wydarzeń w historii powojennej Polski...
Jarosław Markiewicz
Data
Martwe miasto, martwi ludzie,
martwe samochody –
chociaż dym z kominów niby się unosi,
ludzie niby idą, samochody niby jadą.
Coś zatrzymuje się nagle i nieodwołalnie,
coś takiego w powietrzu, coś takiego
w mózgu – nie wiadomo co to jest
ale wiadomo kiedy się zaczęło.
I wiadomo także, że któregoś dnia
to wszystko znowu ruszy,
to coś z powietrza, to coś z mózgu
------------------------------
Patrzę w oczy przechodniów,
jest w nich straszna data.
27.01.82
Źródło: Jarosław Markiewicz Aaa!… 111 wierszy, 2020
Jarosław Markiewicz (1942- 2010) – malarz i poeta.
Ten wiersz wieszcza sprzed 200 lat już w dzieciństwie mnie wzruszał a i teraz nieodmiennie wzrusza... Notabene, widzę jak wiele zwrotów z niego weszło do języka potocznego.
Adam Mickiewicz
Powrót taty
Ballada
„Pójdźcie, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klęknijcie obrazem,
Pobożnie zmówcie paciórek.
Tato nie wraca; ranki i wieczory
We łzach go czekam i trwodze;
Rozlały rzeki, pełne zwierza bory
I pełno zbójców na drodze”.
Słysząc to dziatki biegą wszystkie razem,
Za miasto, pod słup na wzgórek,
Tam przed cudownym klękają obrazem
I zaczynają paciórek.
Całują ziemię, potem: „W imię Ojca,
Syna i Ducha świętego,
Bądź pochwalona, przenajświętsza Trójca,
Teraz i czasu wszelkiego”.
Potem: Ojcze nasz i Zdrowaś, i Wierzę,
Dziesięcioro i koronki,
A kiedy całe zmówili pacierze,
Wyjmą książeczkę z kieszonki:
I litaniją do Najświętszej Matki
Starszy brat śpiewa, a z bratem
„Najświętsza Matko – przyśpiewują dziatki,
Zmiłuj się, zmiłuj nad tatem!”
Wtem słychać tarkot, wozy jadą drogą
I wóz znajomy na przedzie;
Skoczyły dzieci i krzyczą jak mogą:
„Tato, ach, tato nasz jedzie!”
Obaczył kupiec, łzy radośne leje,
Z wozu na ziemię wylata;
„Ha, jak się macie, co się u was dzieje?
Czyście tęskniły do tata?
Mama czy zdrowa? ciotunia? domowi?
A ot rozynki w koszyku”.
Ten sobie mówi, a ten sobie mówi,
Pełno radości i krzyku.
„Ruszajcie – kupiec na sługi zawoła –
Ja z dziećmi pójdę ku miastu”.
Idzie... aż zbójcy obskoczą dokoła,
A zbójców było dwunastu.
Brody ich długie, kręcone wąsiska,
Wzrok dziki, suknia plugawa;
Noże za pasem, miecz u boku błyska,
W ręku ogromna buława.
Krzyknęły dziatki, do ojca przypadły,
Tulą się pod płaszcz na łonie;
Truchleją sługi, struchlał pan wybladły,
Drżące ku zbójcom wzniósł dłonie.
„Ach, bierzcie wozy, ach, bierzcie dostatek,
Tylko puszczajcie nas zdrowo,
Nie róbcie małych sierotami dziatek
I młodej małżonki wdową”.
Nie słucha zgraja, ten już wóz wyprzęga,
Zabiera konie, a drugi
„Pieniędzy!” krzyczy i buławą sięga,
Ów z mieczem wpada na sługi.
Wtem: „Stójcie, stójcie!” – krzyknie starszy zbójca
I spędza bandę precz z drogi,
A wypuściwszy i dzieci, i ojca,
„Idźcie, rzekł, dalej bez trwogi”.
Kupiec dziękuje, a zbójca odpowie:
„Nie dziękuj, wyznam ci szczerze,
Pierwszy bym pałkę strzaskał na twej głowie,
Gdyby nie dziatek pacierze.
Dziatki sprawiły, że uchodzisz cało,
Darzą cię życiem i zdrowiem;
Im więc podziękuj za to, co się stało,
A jak się stało, opowiem.
Z dawna już słysząc o przejeździe kupca,
I ja, i moje kamraty,
Tutaj za miastem, przy wzgórku u słupca
Zasiadaliśmy na czaty.
Dzisiaj nadchodzę, patrzę między chrusty,
Modlą się dziatki do Boga,
Słucham, z początku porwał mię śmiech pusty,
A potem litość i trwoga.
Słucham, ojczyste przyszły na myśl strony,
Buława upadła z ręki;
Ach! ja mam żonę, i u mojej żony
Jest synek taki maleńki.
Kupcze! jedź w miasto, ja do lasu muszę;
Wy, dziatki, na ten pagórek
Biegajcie sobie, i za moję duszę
Zmówcie też czasem paciórek”.
Źródło: Adam Mickiewicz, Ballady i romanse, Wilno 1822
Kilka haiku Ryszarda Krynickiego
Zielono w głowie –
chociaż pusta i siwa,
i znów sypie śnieg.
Dziś w nocy znowu
nie mogłem zasnąć. Mój kot
czuwał nade mną.
Wrony? Gawrony?
Czas już, by wreszcie sięgnąć
po atlas ptaków.
Tramwaj, dziewczyna
żegna się z koleżanką:
– No to pa, kurwa!
Sikorka, samczyk,
mieni się od kolorów.
Prawdziwy sikor!
Źródło: Ryszard Krynicki: Haiku. Haiku mistrzów, a5, 2014
Anna Janko – poetka, pisarka, felietonistka, krytyczka literacka.
Anna Janko
Jest
Jest moje wieczne pióro które biegnie biegnie
Jest moja miłość
Jest całe życie (...)
Guillaume Apollinaire, Jest
Jest świt i ptak który śpiewa jak przez uszko porcelanowej filiżanki
Jest twoje ciało śpiące tuż przy mnie w popiołach poranka
Jest wiatr co przeprowadza pierwsze jesienne liście przez ulicę
Jest tasiemka tęsknoty do nieustannego przełykania
Jest takie miejsce we śnie z którego bardzo trudno zawrócić
Jest wspomnienie stawu w faszynie jak w koszyku do zabrania ze sobą
Jest żółte pole rzepaku dawno temu i wycieramy o nie zamglone oczy jadąc jadąc
a słońce wisi nam na plecach jak meksykański kapelusz
I są gdzieś stada traw pędzące pod deszczem jak oszalałe
Jest czyjeś dziecko na drodze o oczach jak smutne przepowiednie
Jest pragnienie ostatecznego przypomnienia opadnięcia mgieł
ulgi po bólu powrotu pieśni wysypu kwiatów
wybuchu listeczków na spuchniętych gałązkach
rozkoszy podniebiennej głęboko do końca pomiędzy gwiazdy i dalej
Źródło: Anna Janko: Miłość, śmierć i inne wzory, Wydawnictwo Literackie, 2016
Antoni Marianowicz (1923- 2003) – poeta, prozaik, dramaturg, tłumacz i satyryk.
Antoni Marianowicz
SAGA RODU...
Choć miała Ignorancja
uroki i zalety,
nikt jakoś do ożenku
nie kwapił się, niestety.
Chodziła z tym i owym
jak to się zwykle zdarza,
trafiając tu i ówdzie,
lecz wciąż nie do ołtarza.
Aż wreszcie ktoś zawołał,
wpatrzony w nią w zachwycie:
„Chcę ciebie, Ignorancjo,
przez całe tulić życie!”
Spłoniona niczym róża
szepnęła mu w sekrecie:
„I ja na wieki pragnę
być twoją, mój Tupecie!”
Pomińmy dla zwięzłości
liryczną tę substancję,
stwierdzając: ślub połączył
z Tupetem – Ignorancję.
Gdy wzięli się do dzieła,
spłodzili dzieci mrowie,
a każde z nich zrobiło
karierę co się zowie.
Do rozpoznania łatwa
jest ich progeniturka,
albowiem łatwość słowa
z łatwością łączy piórka.
A gdy otworzy usta,
od razu rozpoznacie
i wiedzę (tę po mamie),
i skromność (tę po tacie).
Źródło: Antoni Marianowicz: Urwanie głowy, Iskry 1976