Ponieważ jestem w pięknym Kazimierzu Dolnym, wiersz o tym mieście. Dodajmy: wiersz w dużej mierze historyczny, bo Kazimierz teraz wygląda zupełnie inaczej...
Julian Przyboś
Notatka z Kazimierza
Tyle razy to miasteczko przemalowywali,
że już nie można poznać bez ramek.
Malarz czy kurz uliczny tak oczy tumani?
Ruinki, ruderki same...
Nie chcą tych ruder z oczu opętanych stracić.
Za nic!
Malują, malują dalej!
Pachnie im landszaft bez kanalizacji,
z okiem i nos przywykną.
Po miauczącym z głośnika rynku
z kocimi łbami
krowa kroczy, karmiąc plackami po kamieniu kamień...
Kamienie malownicze same...
O większy od Wielkiego Królu nasz i Panie,
Planie
Pięcioletni!
Przejdź miasteczkiem a Sobą wertepy uświetnij
i asfaltem przykryj błoto jezdni!
Nie pozwól mi uciekać, gdzie zadarłszy nosa
trzeć z oczu pyłu nie trza,
gdzie jest mi
wyżej i ciszej,
jakbym góry przeskoczył
i niebo podwyższył
i jak gdyby mnie jeszcze do Italii niosła
samolotna radość powietrza!
Oto idzie – wprost ze średniowiecza –
suchy dziadek o kijku: pobożnie pochwalił...
Nie odpowiem: na wieki... Przeszłość mnie nie zwiedzie:
„klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie...”
sztukowany baroczek, ruderki, usterki,
w nich jak z żartu dom Sarpu... a wokół –
nieuregulowana wylała szeroko.
Uff! Topię w Wiśle troskę o miasto Esterki,
jak król Kazimierz kanonika w worku.
Źródło: Julian Przyboś, Narzędzie ze światła, PIW, 1958