Wiersz, który przyszedł do mnie w trakcie wizyty w Kunsthistorisches Muzeum w Wiedniu
Adam Zagajewski
I DLATEGO
I dlatego chodziłem korytarzami
Tych wielkich muzeów
Patrząc na obrazy świata
Na których Dawid jest niewinny jak harcerz
Goliat zasługuje na nikczemną śmierć
A na płótnach Rembrandta panuje wieczny półmrok Półmrok niepokoju i skupienia
I przechodziłem od sali do sali
Podziwiając portrety cynicznych kardynałów
W rzymskiej purpurze
Ekstatyczne chłopskie wesela
Namiętnych graczy w karty albo w kości
Oglądając żaglowce bitwy i chwile pojednania I dlatego chodziłem korytarzami
Tych sławnych muzeów tych nieziemskich pałaców Próbując zrozumieć ofiarę Izaaka
Smutek Marii i pogodne niebo nad Sekwaną
I zawsze wracałem na wielkomiejską ulicę
Gdzie wciąż trwały szaleństwo cierpienie i śmiech –
Jeszcze nie namalowane.
Źródło: Adam Zagajewski: Prawdziwe źycie, a5, 2019
Stanisław Barańczak
Gdzie się zbudziłem
Gdzie się zbudziłem? gdzie jestem? gdzie jest
strona prawa, gdzie lewa? gdzie góra, a gdzie
dół? spokojnie; spokojnie: to jest moje ciało,
leżące na wznak, to ręka, w której zwykle
trzymam widelec, a tą drugą chwytam
nóż lub wyciągam ją na przywitanie;
pode mną prześcieradło, materac, podłoga,
nade mną kołdra i sufit; po lewej
ręce ściana, przedpokój, drzwi, butelka z mlekiem
stojąca już pod drzwiami, bo po prawej widzę
okno, a za nim świt; pode mną
przepaść pięter, piwnica, a w niej hermetycznie
zamknięte słoje z kompotem na zimę;
nade mną inne piętra, strych z bielizną
na sznurach, dach, telewizyjne
anteny; dalej, po lewej, ulica
wiodąca na zachodnie przedmieścia, za nimi
pola, szosy, granice, rzeki i przypływy
oceanu; po prawej, już w szarych zaciekach
świtu, inne ulice, pola, szosy, rzeki,
granice, mroźne stepy, lodowate lasy;
pode mną fundamenty, ziemia, otchłań ognia,
nade mną chmury, wiatr, blednący księżyc,
ledwie widoczne gwiazdy, tak;
odnaleziony,
przymyka jeszcze oczy, z głową w miejscu
krzyżowania się wszystkich pionów i poziomów,
przybity do tych wszystkich naraz krzyży
miarowymi ćwiekami dudniącego serca.
Źródło: Stanisław Barańczak: Wiersze zebrane, a5, Kraków, 2006
Rafał Wojaczek (1945-1971), poeta wyklęty, pensjonariusz zakładów karnych i szpitali psychiatrycznych. Poeta totalny.
Rafał Wojaczek
Mówię do ciebie cicho
Mówię do ciebie cicho tak cicho jakbym świecił
I kwitną gwiazdy na łące mojej krwi
Stoi mi w oczach gwiazda twojej krwi
Mówię tak cicho aż mój cień jest biały
Jestem chłodną wyspą dla twojego ciała
które upada w noc gorącą kroplą
Mówię do ciebie tak cicho jak przez sen
płonie twój pot na mojej skórze
Mówię do ciebie tak cicho jak ptak
o świcie słońce upuszcza w twoje oczy
Mówię do ciebie tak cicho
jak łza rzeźbi zmarszczkę
Mówię do ciebie tak cicho
jak ty do mnie
11/12 VI 1966
Źródło: Edward Kolbus (red.): Kaskaderzy literatury, Wydawnictwo Łódzkie 1986
Trzy wiersze nieznanej mi poetki
Genowefa Jakubowska-Fijałkowska
Libido
kwitną w lipcu wysokie dziewanny malwy
jeszcze miewam erotyczne sny orgazmy
żałosne w tych snach
kocham się sama ze sobą
wszyscy mężczyźni umarli
Nie mam apetytu
ani chleb ani bułka z masłem
szynka ser ogórek zielony powidła
otwieram rosyjską musztardę
marynowane ostre papryczki chrzan ostry
po świętej pamięci mężczyźnie połykam żyletki
robię drinka z jego wody kolońskiej brutal z kostką lodu
w nocy śni mi się matka
że jest Magdą Goebbels
zaciska mi w ustach fiolkę z cyjankiem potasu
śmierć ma smak gorzkich migdałów
Zadzwonił do mnie wieczorem
znajomy poeta (gej)
(właśnie miałam brać kąpiel ale odebrałam)
byłam już naga
siadłam na wersalce trochę było mi zimno
zapaliłam papierosa
rozmawiałam o jego nowej miłości
patrzyłam na swoje siwe włosy łonowe
spadł mi ogień z papierosa
spłonęły jak jednej z czarownic Czarnka
kiedyś kochały mnie dwie kobiety
Źródło: Miesięcznik Twórczość, 2/2023
Gałczyński napisał cykl 10 'Pieśni' krótko przed śmiercią w swojej ukochanej leśniczówce Pranie na Mazurach. Pięknie śpiewał ich fragment Marek Grechuta.
Konstanty Ildefons Gałczyński
Pieśni (fragment)
I
Gdy próg domu przestępujesz,
to tak jakby noc sierpniowa
zaszumiała wśród listowia,
a ty przodem postępujesz.
A za tobą cienie ptasie
szczygieł, gil i inne ptaki.
Świecisz światłem wielorakim
od sierpniowej nocy jaśniej.
Bo ty jesteś ornamentem
w gmachu nocy, jej księżycem.
Przesypujesz światła w ręku
z namaszczeniem, jak pszenicę.
U twych ramion płaszcz powisa
krzykliwy, z leśnego ptactwa,
długi przez cały korytarz,
przez podwórze, aż gdzie gwiazda
Venus. A tyś lot i górność
chmur, blask wody i kamienia.
Chciałbym oczu twoich chmurność
ocalić od zapomnienia.
II
Pochylony nad mym stołem
we wschodzącej zorzy łunie
ręce twoje opisuję,
serce twoje opisuję;
smak twych ust jak morwa cierpki
i głosu pochmurna słodycz,
i uszy twe jak wysepki,
które z dala widział Odys.
Ten obłok jest twoją twarzą,
ten horyzont, ta akacja.
Pióro maczam w kałamarzu
i litery wyprowadzam.
Niech staną rządek przy rządku
jak ptaki złote i modre,
by z najprawdziwszego wątku
powstał najprawdziwszy portret.
Minął dzień. Wciąż prędzej, prędzej
szybuje czas bez wytchnienia.
A ja chciałbym twoje ręce
ocalić od zapomnienia.
III
Ile razem dróg przebytych?
Ile ścieżek przedeptanych?
Ile deszczów, ile śniegów
wiszących nad latarniami?
Ile listów, ile rozstań,
ciężkich godzin w miastach wielu?
I znów upór, żeby powstać
i znów iść i dojść do celu.
Ile w trudzie nieustannym
wspólnych zmartwień, wspólnych dążeń?
Ile chlebów rozkrajanych?
Pocałunków? Schodów? Książek?
Ile lat nad strof tworzeniem?
Ile krzyku w poematy?
Ile chwil przy Beethovenie?
Przy Corellim? Przy Scarlattim?
Twe oczy jak piękne świece,
a w sercu źródło promienia.
Więc ja chciałbym twoje serce
ocalić od zapomnienia.
Leśniczówka Pranie, 1953
Źródło: Konstanty Ildefons Gałczyński: Liryka i groteska, Czytelnik 1975
Jacek Dehnel oprócz świetnej prozy pisze też dobre wiersze. Ten, napisany w 2020 r., pochodzi z jego ostatniego tomu. Wiersz profetyczny?
Jacek Dehnel
Kolacja
Niebo było mosiężne śniedziało na czarno
Wieszczyło żertwę gorzką i łunę polarną
Na czarnych stało drzewach aż gałęzie gniotło
Będziesz miotłą kasztanie będziesz klonie miotłą
Wymiecie się pokoje i wmiecie się wojny
Idzie czas niespokojny o to bądź spokojny
Stoją w słońcu pokoje będą stały w ogniu
A każdy mały człowiek w swym wielkim tygodniu
Wielkie będzie czyszczenie a gdzie drwa tam wióry
Już leją na to kule już splatają sznury
Już drutu kolczastego kulają się bele
Już kupiono maczety na czarne wesele
Już urodzono chłopców co staną przed strzałem
Już dziewczynki na gwałty chociaż jeszcze małe
Katechizmy w okładkach poczernione szpalty
Noc kładzie na papierze obwieszczeń bazalty
Kilometry obrusów kelnerzy natchnieni
Pucują srebra zaraz będziemy jedzeni
Berlin, 27 VII 2020
Źródło: Jacek Dehnel: Bruma, Wydawnictwo a5, 2022
Ryszard Krynicki
Przechodząc obok
Przechodząc obok podmiejskiego domu
widzę przelotnie przez otwarte okno
starca, jedzącego samotnie
przy jasno oświetlonym stole.
Kto mi dał prawo,
by się zastanawiać
czy on, który teraz łamie i spożywa chleb,
kiedykolwiek musiał się zapierać
przyjaciół lub siebie,
żeby przeżyć,
czy na jego rękach nie ma cudzej krwi,
czy jego twarz
nigdy nie została opluta?
Źródło: Ryszard Krynicki, Wiersze wybrane, a5, 2009
Jeden z moich ulubionych wierszy Lechonia
Jan Lechoń
***
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone wpośród nocy czarnej
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała
Na wieczny smutek duszy wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się wierci,
By prawdy się najgłębszej dokopać istnienia –
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.
Źródło: Jan Lechoń: Kasandra się myli, PIW, Warszawa 2018
Mam swoją opinię na temat tego wiersza, ale poczekam na Wasze komentarze...
Adam Zagajewski
Krótkie chwile
Te krótkie chwile
Które zdarzają się tak rzadko –
To ma być życie?
Te nieliczne chwile
Kiedy wraca jasność –
To ma być życie?
Te momenty
Kiedy muzyka odzyskuje swoją godność –
To ma być życie?
Te rzadkie godziny
Kiedy miłość zwycięża –
To ma być życie?
Źródło: Adam Zagajewski, Prawdziwe życie, a5, 2019
Tym razem wyjątkowo w sobotę.
Ten najbardziej znany wiersz ks. Twardowskiego przypomniał mi się teraz, gdy spotykamy się w gronie rodzinnym. Życzę wszystkim dobrych, rodzinnych, szczęśliwych Świąt!
Jan Twardowski
Śpieszmy się
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą
1971, 1986
Źródło: Jan Twardowski: Miłość miłości szuka, Wiersze 1937-1998, PIW, 1999
Jeden z najpiękniejszych wierszy o miłości, jakie znam
Anna Świrszczyńska
Największa miłość
Ma sześćdziesiąt lat. Przeżywa
największą miłość swego życia.
Chodzi z miłym pod rękę,
wiatr rozwiewa ich siwe włosy.
Jej miły mówi:
– Masz włosy jak perły.
Jej dzieci mówią:
– Stara wariatka.
Źródło: Anna Świrszczyńska: Jestem gotowa, PIW, 2018
Pożegnanie z najbliższą osobą, warto zwrócić uwagę na tropy prowadzące do innych poetów.
Anna Piwkowska
Nie masz, nie masz nadzieje
Ojcu
Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory,
ampułki po lekarstwach, bandaże, wenflony,
uprane prześcieradła – przetarte upiory
twego bólu i jeszcze nożyk porzucony
ten, którym rozcinałeś w spłowiałej gazecie
strony. Już tylko żalu, żalu przydajecie.
I moje uploteczki, chustki haftowane,
znajduję rozrzucone jak ślad po czuwaniu
nocami przy twym łóżku w daremnym czekaniu
na znak, ostatnie słowo, choćby napisane
ołówkiem, bo uparcie twoja dłoń wędruje
do stolika, gdzie notes – lecz już śmierć spisuje
jak spiskowiec, szeptane przez ciebie imiona
jeszcze wczoraj. Dziś milczysz – już skrzynka zamkniona.
A jakbym jeszcze tobie coś obiecowała,
jakbym nie dotrzymała, straciła, oddała
to, co mi powierzyłeś, a czego ubyło
po tobie, jakby nigdy cię tutaj nie było,
to miłość, której nigdy nie zwrócę nikomu,
bo tak kochać nie umiem – szczere pustki w domu.
I klęczę przy twym łóżku w przeciągu, bo wieje
nicość poprzez pokoje i nie masz nadzieje.
Źródło: Anna Piwkowska: Furtianie, Znak, Kraków 2022
Hałyna Petrosaniak – ukraińska poetka i tłumaczka.
Hałyna Petrosaniak
***
Lepiej się nie broń
to przeżytek
mówią jej sąsiedzi
ci lepsi
którym zawsze pragnęła dorównać
nie powinnaś
jęczeć z bólu
a tym bardziej
krzyczeć
spływając krwią
to kompletny anachronizm
do tego nieestetyczny
mówią ci ze strony których
liczyła na pomoc
po prostu
bądź rozsądna
ładnie się uśmiechaj
grzecznie pozwól
rozerwać się na strzępy
i zapomnij
my byśmy właśnie tak zrobili
na twoim miejscu
naprawdę
2014
z ukraińskiego przełożyła Paulina Ciucka
Źródło: Miesięcznik Twórczość, 6/2022
Tęsknota za światem, który odchodzi a może już odszedł? Światem ludzi dyskretnych, dobrze wychowanych i mówiących półgłosem...
Julia Hartwig
Pożegnanie
Jak postarzały się obie panny Zakrzewskie
niezmiennie w czerni starannie obute i w czarnych pończoszkach
Majaczy drewniany ganek naszej lubelskiej kamienicy
Słońce upiększa brzydkie podwórko
Kiedy rano idę do gimnazjum młode dziewczęta śmieją się trzepiąc dywany
tak kijankami tłukły jeszcze niedawno płótno nad Bystrzycą
Ale niewiele zmienił się pan Józio
który przyjechał kiedyś do ojca z Hrubieszowa
i odtąd przez czterdzieści lat przynosił mu zawsze kwiaty na imieniny
Wielu ludzi nie widziałam od dzieciństwa i nie mogę ich rozpoznać
niektórzy znają moje losy i przyglądają mi się ciekawie
Za murem na cmentarzu prawosławnym leży moja matka
daleko od wszystkich których kochała
najdalej od tych których kochała najbardziej
Nosiła jeszcze wówczas suknie z białą ryszką
i włosy zaplecione w wianuszki na uszach
Dymiły w rękach cieniutkie świece
w niekończących się pieśniach powracało Hospodi pomiłuj
Cmentarz był miejscem częstych spotkań
Znajome mojej matki oczyszczały z liści i gałązek
solidne grobowce swoich mężów
potem chodziły na herbatę do popa
w tajemnicy przed moją babką
Nikt już nie żyje z grona tamtych ludzi
dyskretnych dobrze wychowanych i mówiących półgłosem
Źródło: Julia Hartwig, Czuwanie, Czytelnik 1978
Och, jak bym chciał repetować klasę w szkole życia...
Julian Tuwim
Nauka
Nauczyli mnie mnóstwa mądrości,
Logarytmów, wzorów i formułek,
Z kwadracików, trójkącików i kółek
Nauczali mnie nieskończoności.
Rozprawiali o „cudach przyrody”,
Oglądałem różne tajemnice:
W jednym szkiełku „życie w kropli wody”,
W innym zaś – „kanały na księżycu”.
Mam tej wiedzy zapas nieskończony;
2piR i H2S04,
Jabłka, lampy, Crookesy i Newtony,
Azot, wodór, zmiany atmosfery.
Wiem o kuli, napełnionej lodem,
O bursztynie, gdy się go pociera…
Wiem, że ciało pogrążone w wodę
Traci tyle, ile… etcetera.
Ach, wiem jeszcze, że na drugiej półkuli
Słońce świeci, gdy u nas jest ciemno!
Różne rzeczy do głowy mi wkuli,
Tumanili nauką daremną.
I nic nie wiem, i nic nie rozumiem,
I wciąż wierzę biednymi zmysłami,
Że ci ludzie na drugiej półkuli
Muszą chodzić do góry nogami.
I do dziś mam taką szkolną trwogę:
Bóg mnie wyrwie – a stanę bez słowa!
– Panie Boże! Odpowiadać nie mogę,
Ja… wymawiam się, mnie boli głowa…
Trudna lekcja. Nie mogłem od razu.
Lecz nauczę się… po pewnym czasie…
Proszę! Zostaw mnie na drugie życie
Jak na drugi rok w tej samej klasie.
Źródło: Julian Tuwim: Wiersze 1, Czytelnik 1986.