Avatar @biegajacy_bibliotekarz

Biegający Bibliotekarz

@biegajacy_bibliotekarz
128 obserwujących. 122 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 14 lat. Ostatnio tutaj około 4 godziny temu.
biegajacy_bibliotekarz
Napisz wiadomość
Obserwuj
128 obserwujących.
122 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 14 lat. Ostatnio tutaj około 4 godziny temu.

Blog

sobota, 4 września 2021

Podróżując po Polsce. Cz. 17 (część druga długiej wycieczki po Karkonoszach)

Na czym to ja skończyłem, albo w którym miejscu trasy się znalazłem?

Zapis trasy - 36, 42 km - 1400 metrów przewyższenia

----> Przesieka - Grzbiet Karkonoszy - Pielgrzymy - Słonecznik - Grzbiet Karkonoszy - Samotnia - Borowice - Przesieka

Już wiem! Jestem na Grzbiecie Karkonoszy przy formacji skalnej zwanej Słonecznikiem. Dlaczego granitowa formacja tak została nazwana? Z niemieckiego Słonecznik to Mittagsstein, w tłumaczeniu na nasz język to Kamień południowy, Kamień Południa. Mieszkańcy okolic, patrząc na daleko oddalone skałki wiedzieli, że gdy słońce znajdzie się nam nimi, będzie to południe. Choć nazwa bardziej kojarzy się nam z żółto-czarnym krążkiem i pysznymi pestkami. Wróćmy zdecydowanie na szlak, bo za chwilę zacznie się poezja dla duszy, szok dla oczy, a dech w piersiach dla wielu, w tym i mnie, zostanie przytkany. O czy mowa? O Kotle Dużego i Małego Stawu. Dla mnie to kultowe miejsce. I tutaj muszę koniecznie dodać, że udało mi się podczas tej wycieczki zobaczyć wszystko z góry, a potem zejść z grzbietu do Samotni i zobaczyć to z dołu. Bajka! 

Niestety Kotła Dużego Stawu nie mogłem tego objąć jednym kadrem, nad czym bardzo ubolewam. Jednak chwilę później Kocioł Małego Stawu udało mi się uchwycić razem z dwoma schroniskami Strzechą Akademicką i Samotnią, na tle Królowej Karkonoszy, Śnieżki 1603 m n.p.m.

Nie chcę tu wrzucić wielu zdjęć, ale na samym końcu znajdziecie link do galerii, gdzie będziecie mogli zobaczyć piękno tego miejsca z różnych perspektyw.

Wyprzedzają mnie rodziny z dziećmi, bo ja muszę tu trochę postać, pokontemplować, upoić się tym widokiem, tak aby utrwalić go jak najdłużej w pamięci. Wszystko dlatego, że jeżeli zdrowie pozwoli, to dopiero za dwa lata będę mógł podziwiać to miejsce, ponieważ atak na przejście całego Grzbietu Karkonoszy od Przełęczy Okraj do Polany Jakuszyckiej. Wiem, że muszę ruszać, choć z każdym krokiem czuję tęsknotę do tego miejsca. Jeszcze się odwracam, ale i przede mną piękny widok. Królowa Śnieżka uśmiecha się do mnie, zachęca, ale tą niewątpliwie ogromną przyjemność wejścia podczas minionych wakacji, zostawiam sobie na wejście z moją Ulą i Pawełkiem. Chwilę wspominam moje zeszłoroczne wejście z Marcinem, właścicielem Golf SPA Szczytna, gdy przez Kocioł Łomniczki zdobyliśmy szczyt w 2 godziny i 5 minut! O tym pisałem ----> Wyprawa na Śnieżkę

A Śnieżka wyglądała w sierpniu tak!

Patrzę jeszcze chwilę na najwyższy szczyt Karkonoszy i ruszam z grzbietu w dół niebieskim szlakiem Do Samotni przez Strzechę Akademicką. ten fragment szlaku zasługuje na szczególną uwagę. Z resztą gdy zejdziecie do jednego z najbardziej klimatycznego i położonego w niesamowitym miejscu schroniska Samotnia, położonego na Małym Stawem, zobaczycie o czym mówię. A teraz przerwa! Ale nie na pisanie tylko na kilkunastominutowy odpoczynek... Wchodzę do schroniska, kupuję magnez oraz piwko. Trzeba podnieść sobie cukier. Siadam i cieszę się widokiem. To niesamowite miejsce. Każdy kto bywa w Karkonoszach musi to miejsce zobaczyć. Ja cieszę się jak dziecko. 

Za chwilkę pod schroniskiem...

Jak widzicie, 23 i pół kilometra za mną i 7 godzin marszu. W tymi miejscu nie wiedziałem, że do końca maszerowania jeszcze około 13 km. Myślałem, że góra dyszka. Byłem trochę zmęczony, dobrze, że zawsze mam przy sobie mapę, która bardzo mi się przydała, o czym później. A jeśli mapa to? Szeroki wybór w Bibliotece Publicznej Dzielnicy Bemowo m.st. Warszawy w Punkcie Bibliotecznym nr 142, który mam zaszczyt prowadzić. Wypożyczasz na trasę laminowany egzemplarz i nie boisz się, że zniszczysz. 

Piwko wypite, kilka łyków wpaniałej wody Staropolanki, poziom cukru 162, więc ciut insuliny podaję, by po bananie i piwie nie skoczył wyżej i żegnam się z Samotnią. Ruszam tuż obok stawu i kotła, który jest niewątpliwie piękny.

Schodzę w dół niebieskim szlakiem przez Polanę do miejsca, gdzie dochodzi czarny szlak z Borowic. Dobra pogoda kończy się, zaczyna się chmurzyć, a w lesie robi się ciemnawo, mało przyjemnie. Tu turystów już nie ma, a przez ostatnie 13 kilometrów spotkam już tylko zaledwie kilka osób. Szlak najpierw prowadzi przez niesamowicie piękny las, aż do momentu gdy kamienistym środkiem zejścia... płynie woda. Zdjęcie tego nie oddaje, bo zrobiłem tylko jedno, a potem schowałem sprzęt, bo bałem się go uszkodzić w razie wywrotki.

Jak się potem okaże będzie to ostatnie zdjęcie tego dnia. Po przejściu trochę niebezpiecznego miejsca, bo strumyk płynął sobie środeczkiem przez co najmniej 200 metrów, zaczęło padać i to naprawdę intensywnie. Jeszcze kilka słów o tym miejscu. Obok płynie właściwy strumyk zwany Jodłówką, taką nazwę znalazłem na mapach turystycznych, ale właśnie środkiem szlaku prowadzi jego krótka odnoga... No cóż.

Jestem już zmęczony, bo w dwóch miejscach moja głowa już nie zawsze kontroluje szlaku. Raz pan w Borowicach krzyczy przy dźwiękach swojej kosiarki, że szlak skręca w prawo i że idę w złym kierunku. Ano faktycznie, ale w tym miejscu to szlak nie był idealnie zaznaczony. Dochodzę do szlaku żółtego, który poprowadzi mnie do Przesieki i miejsca, gdzie zatoczę pętlę. Znów oznaczenie nie jest idealne, ale trafiam na właściwy dukt leśny, gdzie mijam dwójkę turystów, tatę z dzieckiem. - Tam też pada? - pyta starszy. Mówię - niestety tak. Pozdrawiamy się i idziemy w przeciwnych kierunkach, zapewne nigdy już się nie spotkając. Tak to już jest na szlakach. Często miła rozmowa będzie tą ostatnią między zainteresowanymi. Przekraczam mostek na Myi, dopływie Podgórnej. Niedaleko warto zobaczyć Kaskady Myi. O tym w osobnym wpisie. Wiem, że to końcówka, słyszę Podgórną i przechodząc przez kolejny mostek, skręcam tam, gdzie... nie prowadzi szlak. Choć mi się wydaje, że idę dobrze. Po przejściu może 200 metrów mam wrażenie, że coś nie tak. Postanawiam się cofnąć, bo mam wrażenie, że nie poszedłem tak, jak prowadzi szlak. Spojrzałem na mapę, puknąłem nią się w głowę i znów wkroczyłem na właściwe tory. Doszedłem do miejsca, gdzie schodzi się do Wodospadu Podgórnej, słyszałem jego moc, ale nie miałem już siły zejść te 150 metrów. Zresztą dwukrotnie go zobaczyłem podczas wyjazdu do Przesieki, o czym wspomnę wkrótce. Została końcówka. Z żółtego szlaku widać Dom Nad Doliną, więc kolejny raz kontaktuję się z Ulą, proszę ją o kawkę i po 10 i pół godzinie melduję się na mecie.

Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam szczególnie - Dom Nad Doliną

Z góry bardzo dziękuję za polubienia moich fanpagów.

Tagi:
#karkonosze#gory
piątek, 3 września 2021

Podróżując po Polsce. Cz. 16 (część pierwsza długiej wycieczki po Karkonoszach)

Oj dawno mnie tu nie było, oj dawno. Jednak musicie być wyrozumiali. Żeby coś zamieścić, trzeba coś zobaczyć, zwiedzić czy odkryć. Tym razem zabieram Was w ulubioną część Karkonoszy. Jaką? Za chwilę się przekonacie. Czy warto? Sami zadecydujecie!

Mam zawsze jeden dzień (lub dwa) podczas wyjazdu, gdy mogę zaplanować sobie samotną wyprawę na długi szlak. Planowałem, że przejdę 42 kilometry, mimo że ostatnio z kondycją u mnie różnie bywa. Plany planami, potem może uda mi się 32, żeby pobić ostatnie 29 ze Szczytnej, a w sumie wyszło jeszcze inaczej. Gdy moja rodzinka, Ula i Pawełek, smacznie spała ja wychodzę w teren!

 

Zapis trasy - 36, 42 km - 1400 metrów przewyższenia

----> Przesieka - Grzbiet Karkonoszy - Pielgrzymy - Słonecznik - Grzbiet Karkonoszy - Samotnia - Borowice - Przesieka

Końcówka sierpnia. Przesieka. Nie zapowiada się, że będzie mi towarzyszyć pogoda - żyleta. Rano Grzbietu Karkonoszy spod Domu Nad Doliną nie widać. Zasnute góry mgłami, chmurami, które zapowiadają deszcz. W zanadrzu kurtka przeciwdeszczowa oraz czapka z daszkiem. Ruszam w bluzie, bo nie chcę, by zaskoczyła mnie kiepska aura.

 

Siódma rano. Ruszam z zapałem. Najpierw od wakacyjnego miejsca zamieszkania kilkaset metrów zielonym szlakiem, by przy Potoku Czerwienia skręcić w prawo w żółty szlak w stronę Podgórzyna. Pierwszy odcinek prawie jest po płaskim, zaledwie 100 metrów przewyższenia na 3,2 km fragmencie. Prócz biegacza nic nie przeszkadza w kontemplowaniu przyrody. Jakiś ruch w krzakach, szelest w trafie, szum spływającej wody to wszystko komponuje się w niezwykłą symfonię. Naturalną, taką, która pozwala wywalić z głowy wszelkie troski, by myślenie stało się czyste, nie zaprzątające sobie sprawy przyziemnymi problemami. Liczy się tu i teraz.

 

Za chwilę moje tempo marszu wyraźnie się zmieni na wolniejsze. A to dla tego, że ruszę prostu w górę na Grzbiet Karkonoszy. Skręcam w lewo i czarnym szlakiem mozolnie maszeruję, łapiąc wysokość. Słyszę swój przyspieszony oddech, nie jest łatwo. Ponad 4,5 km tym szlakiem to blisko 700 metrów przewyższenia. Plusem jest nadal cisza i spokój, nikt nie widzi jak sapię jak parowóz, ale chcę przejść dzisiejszą trasę w dobrym tempie, a przy okazji cieszyć się otaczającą naturą. Słońce nieśmiało przebija się przez konary drzew, ale tylko chwilowo. Im wyżej, czuję, że jest chłodniej. Czym bliżej granicy z Czechami na Grzbiecie Karkonoszy U Petrovy Boudy, tym mgła zaczyna otulać coraz bliższą okolicę. Za nim jednak znalazłem w tym miejscu, spotkałem wyjątkowo piękne miejsce. Torfowiska zajmują w Karkonoszach aż 85 hektarów, a można je znaleźć w górnych strefach regla górnego i w dolnej części piętra kosodrzewiny.

 

A na grzbiecie... mgła. Nie mogło być inaczej. Zakładam dodatkową warstwę ubrania w postaci przeciw deszczówki. Myślę sobie, że za dużo to ja dzisiaj nie zobaczę. Postanowiłem zejść z Głównego Szlaku Sudeckiego w okolicach miejsca, gdzie zaczyna się podejście na Mały Szyszak. Jak go dojrzeć, gdy nic nie widać na kilkanaście metrów? Podejście jest mocne, ale wiem, że za chwilę się skończy, mimo że za wiele nie widzę.

Miejsce rozejścia szlaków znalazłem bez problemów. Akurat w tym miejscu byłem już trzeci raz. Wiedziałem, że zgubić się tu nie można, bo szlaki są bardzo dobrze oznaczone. Podchodzę więc w swoim tempie do rozejścia i już maszeruję zielonym szlakiem do Pielgrzymów. Nie sposób opisać piękna jakie mnie otacza. A do tego niebiosa się zlitowały i zaczyna przebijać się słoneczko. Jest po prostu cudnie! Nic tylko maszerować. Moje cukry są dobre - 90 oznaczają, że poziom idealny, ale na wszelki wypadek dojadam banana. Spotykam po dość długim czasie innych turystów, mówimy dzień dobry i każdy idzie w inną stroną oraz chłopaków, którzy zbierają jagody. Pytają się, czy nie poratuję ich łykiem wody. Przelewam więc do ich pustej butelki Staropolankę  najlepszą wodę z Polanicy-Zdroju, którą otrzymaliśmy kilka dni wcześniej od Golf SPA Szczytna gdy wpadliśmy niespodziewanie w odwiedziny do naszych wspaniałych przyjaciół, Agnieszki i Marcina prowadzących to wspaniałe miejsce, za którym bardzo, ale to bardzo mocno tęsknimy. Oferują mi jagody, ale niestety nie mam gdzie ich zabrać. Z resztą czeka mnie pewnie jeszcze ze 20 km marszu. Zupy jagodowe to ja nie chcę w plecaku.

Po ponad 4 kilometrach po raz pierwszy znajduje się przy Pielgrzymach. To formacja skalna położona we wschodniej części Śląskiego Grzbietu na wysokości 1204 m n.p.m. Trzy potężne grupy skał budzą podziw. I to, że praktycznie nie ma tu nikogo, zaledwie ze mną 4 osoby, co jest ewenementem. Mogę więc poprosić przechodzących o zrobienie mi pamiątkowej fotki. Ja sam i Pielgrzymy. Pielgrzym-turysta z nizin z nimi, potężnymi, budzącymi mój podziw. 

Tu zjadam kanapkę i ruszam ponownie w górę na grzbiet. Tym razem odwiedzam ponownie Słonecznik położony na wysokości 1423 m n.p.m.. Kolejną formację skalną, która przyciąga rzeszę turystów. Tym razem tylko jedna rodzina. Ja jestem tu po raz trzeci i wreszcie mogę zrobić kilka fotek i nikt mi nie włazi w kadr na skałki, na które nie powinno się wchodzić. 

Ukontentowany widokami, zauroczony miejscami, które odwiedzam na szlaku i które widzę z Przesieki z balkonu Domu Nad Przesieką ruszam dalej. Przede mną jeszcze nie jeden piękny widok, niejedno wspaniałe miejsce, które odwiedzę dzisiaj. Ale to już w kolejnej części, żeby nie zanudzić Was za bardzo!

Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam szczególnie - Dom Nad Doliną

Z góry bardzo dziękuję za polubienia moich fanpagów.

Tagi:
#karkonosze#gory
czwartek, 12 sierpnia 2021

24 lata...

 

Muszę się czymś pochwalić. Wczoraj minęły 24 lata jak zacząłem pracę w Bibliotece Publicznej w Dzielnicy Bemowo m.st. Warszawy. Czas leci szybko... zdecydowanie za szybko.

Mi pozostaje zaprosić Was w progi biblioteki, którą prowadzę - Punkt Biblioteczny nr 142 przy ul. Powstańców Śląskich w Galerii Bemowo na I piętrze :).

25 rok rozpoczęty! Wczoraj częstowałem szanownych Czytelników... Michałkami!

piątek, 23 lipca 2021

Co nowego w bemowskiej bibliotece. Cz. 2

A dziś mam dla wszystkich chętnych zaproszenie :).

 

A jak Wy wyobrażacie sobie Pana idealnego? Czy w ogóle taki istnieje? Tego dowiecie się wkrótce, podczas spotkania w klimatycznym plenerze przed Wypożyczalnią dla Dorosłych i Młodzieży nr 38 (ul. Konarskiego 6).

Już 12 sierpnia o godz. 17.00 zapraszamy bardzo serdecznie na spotkanie z Agnieszką Niezgodą, autorką książki pt. “Pan Idealny”.

Wstęp wolny.

Agnieszka Niezgoda

Mieszkanka Warszawy, która dzieciństwo i młodość spędziła w Słupsku i jego okolicach. Humanistka – absolwentka Szkoły Głównej Handlowej. Miłośniczka aromaterapii i medycyny naturalnej, lubiąca łączyć to, co konwencjonalne i niekonwencjonalne. Autorka „Chwili nieuwagi” i „Niespodzianki” oraz trzech anglojęzycznych ebooków: „Unexpected”, „Complicated” oraz „Mr. Perfect”, który stał się pierwowzorem dla „Pana Idealnego”.

W 2013 roku, kilka lat po zakończeniu studiów, spełniła marzenie o wydaniu własnej książki i przelewanie na papier ciekawych historii do dziś traktuje jako hobby. W jej książkach dużo się dzieje, a obok bohaterów nie można przejść obojętnie – zawsze wzbudzają emocje i mają prawo popełniać własne błędy. Przecież nikt nie musi być idealny.

Autorka na co dzień pracuje ze słowem pisanym jako copywriter i tłumacz, swobodnie wykorzystując nie tylko język ojczysty, ale również angielski i niemiecki.

sobota, 10 lipca 2021

Biegusiem. Cz. 4

Dzień dobry, ja już po aktywności fizycznej. Dziś wreszcie po ponad 1,5 roku po tym jak pozamykano wszystko mogłem powrócić na biegową ścieżkę podczas 193. edycji parkrun Jabłonna. W miejsce, gdzie w raz z kilkoma pasjonatami biegania i idei parkrun, rozkręciliśmy jabłonowską lokalizację.

Ostatnie trzy edycje biegałem w Kudowie-Zdroju, więc radość powrotu do macierzystej była ogromna. Choć w lipcu ponownie otwieraliśmy w całej Polsce parkrun, to wtedy koordynowałem spotkanie. Dziś mogłem pobiec, ale nie było to typowe bieganie. Pełniłem funcję zamykającego stawkę. To fukcja, która pozwala na kontrolę, czy wszyscy uczestnicy pokonali trasę i dotarli do mety. Dziś miałem przyjemność tupać za zawodnikiem nordic walking, Wiesławem Kosteckim, który w tej dyscyplinie, w swojej kategorii jest w czołówce w naszym kraju. 

Idea wolontariatu na parkrunie to najważniejsza sprawa.

Razem z moją Ulą od początku mocno zaangażowaliśmy się w budowanie społeczności parkrunowej w Jabłonnie. Oczywiście, jak wspomniałem wcześniej dwie osoby nie są w stanie prowadzić lokalizacji. Dlatego też cieszymy się, że z nami są inni parkrunowi wolontariusze - Szewczyki, Bruderki, Cierniaki, Łatki... i to tylko część, bo są jeszcze inne osoby, które starają się, by lokalizacja parkrun Jabłonna działała sprawnie.

Dziś więc wynik nie był tak ważny, ale uczestnictwo i działanie na rzecz organizacji. Wyniki dzisiejszego spotkania w podwarszawskiej Jabłonnie znajdziecie TUTAJ. 

Całą galerię zdjęć w wykonaniu Magdaleny Maskiewicz (funkcja fotografa to też bardzo ważna sprawa) zjajdziecie na naszym FANPAGE.

 

 

Tagi:
#parkrun#bieganie
czwartek, 8 lipca 2021

Korona Gór Polski vol. 1 z 28

Witam Was jak zwykle bardzo serdecznie. Dziś nowy cykl, który będzie się skłał z 28 odcinków. Dlaczego 28? Korona Gór Polski to projekt ustanowiony w 1997 roku. Składa się na nią 28 najwyższych szczytów wszystkich pasm górskich w Polsce. Jak obliczono trzeba pokonać w sumie 30000 metrów n.p.m., by ją zdobyć i choć to brzmi dosyć przerażająco, nie jest to wcale takie trudne. Całe rodziny potrafią zdobywać szczyty. Jedni to robią szybko w kilkadziesiąt godzin, inni rozkładają je na lata, w zależności od możliwości, np. urlopowych jak to się ma w moim przypadku.

Wszystkie informacje, jak dołączyć do Klubu Korony Gór Polski znajdziecie TUTAJ.

Za kawalera

Jak zaczęła się moja przygoda z Koroną Gór Polski? Muszę przyznać, że dosyć typowo, bo udało mi się namówić kolegów, Krzyśka i Marcina, by ruszyli ze mną w Sudety i zaczęli zbierać szczyty do korony. Mieliśmy podzielić to na kilka wyjazdów, rok po roku, ale... do skutku doszedł tylko pierwszy wyjazd 😂. Potem nastąpiły związki małżeńskie i projekt umarł śmiercią naturalną. Ale nie u mnie! Zaraziłem tym projektem moją rodzinkę, Ulę i Pawełka. Jednak dopiero od dwóch lat mój synek zapełnia książeczkę pieczątkami, bo regulamin mówi, że Koronę Polskich Gór mogą potwierdzać osoby po siódmych urodzinach. Wcześniejsze szczyty musieliśmy powtórzyć i zrobiliśmy to z dużą radością.

A wszystko zaczęło się od Waligóry - 2 lipca 2010 r.

Waligóra - Góry Kamienne – 936 m n.p.m.

Zapis trasy na mapaturystyczna.pl ---> 1 km - 138 metrów przewyższenia 

Pierwszy szczyt, pierwsze emocje i pierwsze zdziwienie! Miało być szybko lekko, łatwo i przyjemnie, bo przecież co to jest kilometr w obie strony? Co tam 138 metrów przewyższenia, przecież to pikuś. Zacznijmy od początku. Podjechaliśmy do Schroniska PTTK Andrzejówka, gdzie mogliśmy zaparkować auto. Dużo dobrego słyszeliśmy o kuchni w schronisku, ale tą niewątpliwą przyjemność postanowiliśmy zostawić sobie po zejściu ze szczytu.

Ochoczo ruszyliśmy w stronę szczytu, nic nie zapowiadało, że tego dnia się zmęczymy (dodam, że po Waligórze, mieliśmy zaliczyć jeszcze Wielką Sowę i Szczeliniec Wielki)... Gdy po około 200 metrach trasy doszliśmy do rozgałęzienia szlaku i spojrzeliśmy na podejście, jużnam nie było w ogóle do śmiechu. Ostro w górę! To jedno z ostrzejszych podejść w Sudetach, 300-metrowa ścianka i ponad 120 metrów w prawie w pionie. Dobrze, że było ciepło i sucho, bo na stromym zboczu łatwo się można poślizgnąć. Tabliczki na dole pokazały, że przejście zajmie nam 15 minut. I mniej więcej po takim czasie, zasapani stanęliśmy na Waligórze. Tam niestety nie dostrzegliśmy żadnych widoków, a jedynie taki oto słupek.

I jeszcze jedno zdjęcie z podejścia

Szczyt zaliczony. Szybciutko w dół, uważnie, by nie skręcić, nie daj Boże, kostki i już mogliśmy w schronisku rozkoszować się bardzo dobrymi pierogami!

 

Wykaz szczytów 

  1. Rysy – Tatry – 2499 m n.p.m. 
  2. Babia Góra – Beskid Żywiecki – 1725 m n.p.m. 
  3. Śnieżka – Karkonosze – 1602 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA - letnie) - planowany sierpień 2021
  4. Śnieżnik – Masyw Śnieżnika – 1425 m n.p.m. (MICHAŁ - zimowe i letnie)
  5. Tarnica – Bieszczady – 1346 m n.p.m. 
  6. Turbacz – Gorce – 1310 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)
  7. Radziejowa – Beskid Sądecki – 1262 m n.p.m. 
  8. Skrzyczne – Beskid Śląski – 1257 m n.p.m. 
  9. Mogielica – Beskid Wyspowy – 1171 m n.p.m. 
  10. Wysoka Kopa – Góry Izerskie – 1126 m n.p.m.
  11. Rudawiec – Góry Bialskie – 1112 m n.p.m.
  12. Orlica – Góry Orlickie – 1084 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)
  13. Wysoka – Pieniny – 1050 m n.p.m. 
  14. Wielka Sowa – Góry Sowie – 1015 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - zimowe i letnie)
  15. Lackowa – Beskid Niski – 997 m n.p.m. 
  16. Kowadło – Góry Złote – 989 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)
  17. Jagodna – Góry Bystrzyckie – 977 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)
  18. Skalnik – Rudawy Janowickie – 945 m n.p.m. - planowany sierpień 2021
  19. Waligóra – Góry Kamienne – 936 m n.p.m. (MICHAŁ) - planowany sierpień 2021
  20. Czupel – Beskid Mały – 933 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)
  21. Szczeliniec Wielki – Góry Stołowe – 919 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - zimowe i letnie)
  22. Lubomir – Beskid Makowski – 904 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)
  23. Biskupia Kopa – Góry Opawskie – 889 m n.p.m.
  24. Chełmiec – Góry Wałbrzyskie – 851 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)
  25. Kłodzka Góra – Góry Bardzkie – 765 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)
  26. Skopiec – Góry Kaczawskie – 724 m n.p.m. - planowany sierpień 2021
  27. Ślęża – Masyw Ślęży – 718 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - zimowe)
  28. Łysica – Góry Świętokrzyskie – 612 m n.p.m. (MICHAŁ, ULA, PAWEŁEK - letnie)

 

Tagi:
#koronagorpolski#turystyka#sudety
niedziela, 4 lipca 2021

Biegusiem. Cz. 3

Po piątkowej 29-kilometrowej wyprawie przez trzy pasma górskie, poczynając od krańca Gór Stołowych, Góry Bystrzyckie aż na najwyższy szczyt Gór Orlickich, Orlicę, przyszedł czas na pożegnanie z Ziemią Kłodzką... na sportowo. Pojechaliśmy więc do Kudowy-Zdroju na cosobotnią imprezę zwaną parkrunem. Razem ze mną pobiegł Artur z Legionowa, który również w tym czasie wypoczywał w gościnnych progach GolfSpa Szczytna.

Przed startem, jak widać z powyższego, humory nam dopisywały. Kameralny start, wystartowało bowiem 10 zawodników, chętnych do aktywności ruchowej. Park Muzyczny w Kudowie-Zdroju wręcz do niej zachęca.

To mój piąty start w parkrunie w tym pięknym miejscu. Tym razem czas daleki od oczekiwań, ale tydzień wcześniej mój czas wyniósł 32:51. W minioną sobotę 32:20, a więc jest jakaś poprawa, mimo że mięśnie odczuwały trudny piątkowej wędrówki. A w sumie wystartowałem 125. raz w parkrunach.

W linku pełne wyniki 55. edycji parkrun Park Zdrojowy, Kudowa Zdrój - TUTAJ.

Tagi:
#parkrun#bieganie
sobota, 3 lipca 2021

Podróżując po Polsce. Cz. 15

Ja już po pierwszym wyjeździe na urlop. Na pewno nie zaskoczę Was, gdzie byłem ze swoją rodzinką, bo zdajecie sobie sprawę, że byliśmy na Niesamowitej Ziemi Kłodzkiej w Golf Spa Szczytna! Osiem dni, osiem aktywności, nowe miejsca i trasy, naprawdę była to udana eskapada w południowo-zachodnią część Polski. 

Z wyjazdu na początek polecam Wam dość długą trasę, może niezbyt urodziwą, może nie ze spektakularnymi widokami, ale przeszliśmy wraz z Marcinem, właścicielem Golfowej Wioski przez... trzy pasma górskie Sudetów: południowo-wschodni kraniec Gór Stołowych, północny fragment Gór Bystrzyckich i północną część Gór Orlickich.

Zapis przejścia znajdziesz TUTAJ.

Zaczęliśmy tradycyjnie z Golfowej Wioski, niedaleko szczytu Ślepowron (553 m n.p.m.) Stąd rozpościerają się niesamowite widoki na zamek Leśna Skała na Szczytniku, zanim masyw Wolarza, Obniżenie Dusznickie i... Orlicę przy dobrej widoczności.

 

Pierwsze kilometry w dobrym tempie. Pokonujemy pierwsze 5 km w niespełna godzinę. W centrum miasta, maszerując czarnym szlakiem, mijamy figurę św. Niepomucena, który stoi tuż przy krajowej "ósemce". Figura świętego stoi na postumencie z kamienia. Na nim można doczytać się daty 1711. To rok, w którym została wykonana rzeźba oraz herb jej fundatora herb fundatora Christopha Cajetana von Hardiga. Niestety reklamy w tle skutecznie pokazują, w jakim wieku żyjemy my...

Za chwilę znajdujemy się przy stacji kolejowej w Szczytnej, z której warto wybrać się pociągiem Kolei Dolnośląskich w kierunku Kudowy-Zdroju. Widoki gwarantowane! My maszerujemy wzdłuż torów, mijamy ostatnie domostwa miasta i wchodzimy w las. Ścieżka mało wydeptana, bo szlak w tym miejscu jest zaledwie od paru lat. Dopiero gdy wychodzimy na leśne dukty, możemy zwiększyć swoje tempo marszu, mimo że szlak prowadzi pod górę. Oczywiście to tempo zakończy się około 500 metrów przez szczytem Wolarza. Czeka tam na nas "ściana", która daje się mi we znaki. Podobnie jest czerwonym szlakiem od Bobrownik (część Szczytnej), ale tam ściana jest na początku, tu zmagamy się na końcu podejścia na ten mało uczęszczany szczyt Gór Bystrzyckich.

Po krótkim odpoczynku ruszamy w dalszą wędrówkę. W Szczytnej opuściliśmy granice Gór Stołowych, teraz maszerujemy przez Góry Bystrzyckie, dzikie, mało uczęszczane, ale za to piękne. Ciszę, śpiew ptaków i inne odgłosy przyrody zakłócają... pracownicy leśni, którzy pracują przy wycince drzew. Komentarz zbędny. Do tego naszą wędrówkę zakłóca ogromny "tiropodobny" wielki samochód do przewozu drzew. Od razu mam skojarzenie z filmem Oszukać przeznaczenie...

Za nim dotrzemy do Zieleńca, dzielnicy Dusznik-Zdroju znajdziemy się w szczególnym miejscu. Jest nim Torfowisko pod Zieleńcem. Pięknie wyglądają tu wełniaczki pochwowate! Warto było przemierzyć ponad 18 km, by je zobaczyć!

Kontynuujemy marsz w kierunku Zieleńca i w kolejne sudeckie pasmo, którym są Góry Orlickie. Za nim zdobędziemy szczyt z Korony Gór Polski, Orlicę, odpoczniemy w gościnnych progach Schroniska Orlica. Tam po małej regenracji ruszamy dalej na trasę. Po niespełna 45 minutach meldujemy się na nowo wybudowanej wieży widokowej, z której niestety tego dnia nic nie widać. Pogoda tym razem nie spisała się na medal. Żeby osiągnąć wierzchołek, musimy przeskoczyć kilkanascie metrów na stronę czeską. 

Nam pozostaje już zejście do Zieleńca, gdzie na zmordowanych turystów czeka.., moja żona Ula, która była już ze mną i Pawełkiem na tym szczycie. 29 km pokazał gps. To była bardzo udana wycieczka, przy przewyższeniu ponad 1000 metrów, która zajęła nam około 7 godzin marszu. Po takim wysiłku pierogi w Pierogarni od Pokoleń w Szczytnej smakują wyśmienicie. 

Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam - Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
Gdzie zjeść? Nie ma innej opcji - Pierogarnia od Pokoleń w centrum Szczytnej.

Polecam powyższe fanpage i zapraszam do ich polubienia :)

 

Tagi:
#ziemiaklodzka#turystyka#gory#szlaki
wtorek, 29 czerwca 2021

Biegusiem. Cz. 2

Co to jest parkrun? 

Parkrun to cykliczny bieg na dystansie 5km. Rozgrywany jest na niemal wszystkich kontynentach. W Polsce amatorzy biegania mogą spróbować swoich sił w 79 lokalizacjach (otwierane są następne). W każdą sobotę punktualnie o 9.00 można wziąć udział w biegu na 5km. W biegu bezpłatnym, bo jedynym „kosztem” jakie ponosi uczestnik to… rejestracja w systemie i wydruk indywidualnego kodu uczestnika, który należy wziąć na bieg.

 

Tu możesz się zarejestrować! - KLIKNIJ

Historia biegów parkrun sięga 13 października 2004 roku. Wtedy to w Londynie w Bushy Park, drugim pod względem wielkości spośród królewskich parków położonym w południowo-zachodniej części miasta, odbył się pierwszy bieg parkrun. Pobiegło w nim… 13 osób. 

W Polsce mamy już blisko 80 lokalizacji, nowe (po pandemii) co sobota się otwierają, myślę, że przez następny rok będzie już 100!

Mapa biegów w Polsce.

Co ja mam z tym wspólnego? Biegi parkrun wciągnęły mnie bez reszty. Najpierw samo bieganie. Postanowiłem zaliczać lokalizacje w Polsce. Na początku szło mi dosyć nieźle do momentu... gdy postanowiliśmy z grupką biegaczy stworzyć parkrun w Powiecie Legionowskim. Padło na Jabłonnę i park przy zabytkowym Zespole Parkowo-Pałacowym. Po sprawach organizacyjnych z Polską Akademią Nauk, dzięki wsparciu naszych miejscowych władz Urzędu w Jabłonnie ruszyliśmy 27 sierpnia 2016 r. 

Wróćmy do mnie. Jeśli chcecie przeanalizować moje starty wystarczy kliknąć TUTAJ.

Na swoim koncie mam zaliczone 124 biegi parkrun. Najwiecej w Jabłonnie, bo 46 razy. Często biegałem również w Warszawie w takich lokalizacjach jak: Warszawa-Praga, Warszawa-Bródno, Warszawa-Żoliborz, Pole Mokotowskie czy Warszawa-Ursynów. Ale 4 starty zaliczyłem w parkrun Park Zdrojowy w Kudowie-Zdroju! W sumie wystartowałem w 27 lokalizacjach w Polsce i w jednej zagranicznej w Hasenheide w Berlinie.

Mój nalepszy czas jest z Krakowa - 23:01. Najlepsze miejsce to 3 w parkrun Augustów i parkrun Skórzec. W tym roku chciałbym odwiedzić lokalizacje: w Żarach i parkrun Ekomarina w Mrągowie. A teraz, przebywając w Szczytnej, w sobotę znów przemierzę 5 km w Kudowie-Zdroju na zakończeniu urlopu w tych okolicach.

Parkrun Gdynia

 

Parkrun Kraków

Parkrun Warszawa-Praga

Tagi:
#parkrun#bieganie
niedziela, 20 czerwca 2021

Biegusiem. Cz. 1

Dzień dobry :)

@Mackowy napisał pod moim wywiadem dotyczącym Sudetów. Atlasu Turystycznego, że: "Świetny wywiad, ale mało o bieganiu :)". Postanowiłem więc stworzyć osobną część na blogu poświęconą bieganiu, a tak naprawdę człapaniu, tupaniu, jak zwał tak zwał, ale bieganie było przed pandemią teraz jest powolny, wręcz żółwi powrót do ruszania się na powietrzu,

Dlaczego zacząłem biegać? O małego czułem zew rywalizacji sportowej. Od małego grałem w tenisa stołowego i w piłkę nożną. W pierwszej dyscyplinie grałem w trzech klubach Sokole Serock (III liga), Lotosie Jabłonna (V liga) i Ożarowiance II Ożarów Mazowiecki (IV liga, ale treningu z II ligą). W piłkę nożną zaś rywalizowałem na poziomie B-klasy na pozycji napastnika, strzelając 54 bramki w 93 spotkaniach, zaliczając też sporo asyst w tych meczach, a dokładnie 23. Jest taki filmik na youtobie. Kto chce zobaczyć?

Wróćmy jednak do biegania. Zacząłem biegać za namową sąsiada. Miałem sporą nadwagę, bo niestety poważna kontuzja na boisku unieruchomiła mnie na pół roku. Wtedy nie było takich zabiegów artroskopii jak teraz, albo w Polsce wykonywano je jeszcze bardzo prymintywnie - skalpel i jazda. Dlatego też moje kolano to istne pole do popisu dla ówczesnych ortopedów. Do piłki już nie wróciłem, ale zachorowałem na cukrzycę. Paradoksalnie dzięki niej schudłem. Po trzech latach chorowania od maja 2009 roku postawiłem na bieganie. Do tej pory przebiegłem ponad 10000km (w 2012 roku przeszedłem dwie operacje kolana, co zatrzymało mnie w bieganiu na okres ok. 8 miesięcy). Pandemia mnie zatrzymała, ale wracam. A dokładniej wróciłem. Pierwszym moim biegiem była Legionowska Dycha. Właśnie w piątek odbyła się 12. edycja tej imprezy, w której wziąłem udział po raz jedenasty. Tak w ogóle to wystartowałem już w ponad 400 różnych biegach w całej Polsce w tym jeden w Berlinie - parkrun Hasenheide. Piątkowy bieg był 403. 

12. Legionowska Dycha

Zapisanie się na bieg rozgrywany pod moim domem był czystym spontanem, decyzją, która była zupełnie nieprzemyślana. Przecież ja nie biegam praktycznie w ogóle od lutego zeszłego roku, gdy 22.02.2020 roku w swoje urodziny zaliczyłem parkrun Park Zdrojowy w Kudowie-Zdroju. Oczywiście były sporadyczne wyjścia na jakiś rozruch, ale nie można tego nazwać trenowaniem. Tak było też przez Legionowską Dychą. Dwa wyjścia na 5km to wszystko na co mnie było stać! A tu dwa razy dłuższy dystans. Temperatura blisko 30 stopni, dobrze, że start o 20.00. Namówiłem wychowaczynię mojego Pawełka na start. Pani Kasia jeszcze nie biegła na 10km więc oboje mielismy motywację ukończenia rywalizacji. Nie liczył się czas, a właśnie ukończenie, pokonanie własnych słabości. Nam się do udało dzięki kolejnej osobie, Ewie, która biegnąc razem z nami, motywowała nas do równego tupania stopami o asfalt. 

Wyniki 12. Legionowskiej Dychy

 

Powyżej medal, mój pierwszy w kolekcji ponad 200. I ten ostatni piątkowy.

To tylko fragment mojej medalowej ściany.

Satysfakcja ukończenia biegu była ogromna. Nie wiem, czy nie większa niż 12 lat temu, gdy pierwszą edycję Legionowskiej Dychy pokonałem w 57:40. Nie wiem, czy nie większa, gdy pobiłem życiówkę na dyszkę - 47:09. Z czego się tak cieszę? Z 1:13:39 - wynik netto z zegarka, brutto 1:14:21. Teraz wyjazd na wakacje i znów zaliczę parkrun w Kudowie-Zdroju. Więcej o parkrunie napiszę Wam za tydzień, bo to osobna historia warta przekazania Wam. 

 

Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz

 

 

Tagi:
#bieganie#sport#rekreacja#LegionowskaDycha
czwartek, 27 maja 2021

Co nowego w bemowskiej bibliotece. Cz. 1

Jak wiecie, jestem bibliotekarzem. Od blisko 25 lat. To praca, która pochłania mnie bez reszty. To pasja, której wypalenie zawodowe mnie nie grozi. To sens życia, to czytanie książek, to praca z czytelnikiem i poznawanie jego zainteresowań, tego co lubi czytać. Zastanawiam się, czy nie powinienem dzielić się z Wami swoim codziennym życiem biblioteki. Tym co robimy dla Czytelników, co planujemy, co możemy zrobić, by... żyło nam się wspólnie lepiej.

W dobie pandemii nie jest łatwo. Ale uważam, że od marca ubiegłego roku sprostaliśmy zadaniu. Nie dość, że praktycznie byliśmy jedną z niewielu, jak nie jedyną instytucją kultury, która tylko krótki okres była nieczynna dla użytkowników, to wprowadziliśmy szereg udogodnień, by nasi Czytelnicy wiedzieli, że pamiętamy o nich.

Pisałem już o video-zapisie, gdzie każdy może zapisać się do naszej biblioteki, nie wychodząc z domu. Dzięki takiemu zapisowi może korzystać z e-platformy, na której znajdzie e-booki, e-audiobooki i e-prasę.

Teraz jest czas, gdy dzięki naszej Promocji zaczynamy realizację Budżetu Obywatelskiego. Dla Was kupowane są książki, organizowane warsztaty i inne atrakcje. Dla każdego coś miłego. Musicie tylko zajrzeć na nasze strony:

https://bibliotekabemowo.pl/

oraz na naszą stronę facebookową

https://www.facebook.com/BibliotekaBemowo

Będę Was informował o działaniach, które są przygotowywane dla Czytelników.

Ostatnio bez wychodzenia z domu można zobaczyć nasze skromne progi :)

Street View
Tagi:
#biblioteka#bemowo#warszawa
piątek, 16 kwietnia 2021

Podróżując po Polsce. Cz. 14

Pewnie już nie pamiętacie, jak opisywałem wycieczkę w Góry Świętokrzyskie z zeszłego roku z 1 maja. Dla przypomnienia kliknijcie TUTAJ. Na końcu napisałem, że dalszy ciąg nastąpi. Zbliża się maj, warto poszukać inspiracji, bo raczej na majówkę nie wyjedziemy dłużej niż dzień. Oto kolejny przykład jednodniowej wycieczki w rejony Gór Świętokrzyskich.


Materiały biblioteczne zawsze przydatne - fot, Michał Machnacki

Zaczęliśmy dosyć nietypowo. Dlaczego?

Wiele lat mieszkałem w gminie Jabłonna (mazowieckie). Odkryliśmy na mapie Polski inną Jabłonnę i postanowiliśmy po drodze zatrzymać się w tej miejscowości. Okazuje się, że moja Jabłonna z przepięknym Zespołem Pałacowo-Parkowym, a przypomnę, że to wieś, w porównaniu ze świętokrzyską Jabłonną to metropolia.


Świętokrzyska Jabłonna liczy niespełna 400 mieszkańców - fot. Michał Machnacki

Oczywiście puściliśmy naszą sweet-focię (ja, Ula i Pawełek) z pozdrowieniami z Jabłonny na facebooka, co spowodowało konsternację, bo w Jabłonnie bywamy, przejeżdżamy, praktycznie codziennie. A tu obie Jabłonny dzieli 178/190 km w zależności, którą trasą się pojedzie.


wujek google

Z Jabłonny do Nietuliska Wielkiego to tylko kilka minut jazdy. Po 9,8 km znaleźliśmy się w dosyć interesującym miejscu. Nietulisko Wielkie to niewielka wieś położona w powiecie ostrowieckim, w gminie Kunów. Co spowodowało, że tam zajechaliśmy? Czym się zainteresowaliśmy?

W tej miejscowości chcieliśmy zobaczyć ruiny z XIX wieku. Ale nie był to żaden zamek, a walcownia profili drobnych i blach grubych. Zakład ten działał prężnie w latach 1834-1846. Trudno sobie wyobrazić, że w tym miejscu znajdowały się zabudowania fabryczne, osiedle mieszkaniowe, stajnia, magazyny czy budynki dyrekcji.
Z resztą popatrzcie.

fot. Michał Machnacki


fot. Michał Machnacki


fot. Michał Machnacki


fot. Michał Machnacki


Kolejnym miejsce na trasie naszej wycieczki był Święty Krzyż czyli Łysa Góra, albo dawniej Łysiec bądź Święty Łysiec. Na szczyt położony na wysokości 594 m n.p.m. zaczęliśmy wspinać się szlakiem niebieskim z Nowej Słupi, a w końcowym fragmencie czerwonym - Głównym Szlakiem Świętokrzyskim. Przewyższenie na długości ponad 2 km wyniosło 265 metrów.

Urzekł nas las, który nie jest wycinany, a każde powalone drzewo próchnieje, tworząc niesamowitą Puszczę Jodłową. Niestety w tym przypadku Buk Jagiełły przegrał walkę o przetrwanie z otaczającą naturą. - "Po nim przyjdzie nowe pokolenie, równie silnych i potężnych drzew. Choć na pierwszy rzut oka martwy, to dopiero teraz stanie się tyglem życia dla tysięcy organizmów" - można było przeczytać smutną informację w letni czas 2019 r. na facebookowej stronie Świętokrzyskiego Parku Narodowego.



Za nim dotarliśmy do klasztoru Misjonarzy Oblatów M.N. postanowiliśmy zostawić szlak przy Grocie Matki Boskiej i iść za kierunkowskazem do cmentarza jeńców radzieckich, którzy zostali uwiezieni w obozie zagłady przez Niemców. Niewielka polanka, zadbana, znajduje się niedaleko szczytu. Zastanawialiśmy się, czy ktoś tu zagląda, żałowaliśmy, że nie mieliśmy choćby znicza, by zapalić na bezimiennych mogiłach. Zamordowano tutaj około 8000 ludzi.


fot. Michał Machnacki


fot. Michał Machnacki

Wróciliśmy na szlak, by po kilku minutach być w miejscu docelowym.


fot. Michał Machnacki


Postanowiliśmy zejść do krypty w kaplicy Oleśnickich. Tam można zobaczyć zmumifikowane ciało, które podobno należało do księcia Jeremiego Wiśniowieckiego. Podobno, bo badania naukowe wykluczyło to ponad 40 lat temu. Paweł nie był jednak zadowolony z naszego pomysły, by takie "rzeczy" oglądać... Prócz tego ciała, można też zobaczyć zwłoki powstańca styczniowego z 1863 r. W sumie ciekawa lekcja historii.


"I co ja robię tu" - fot. Michał Machnacki


fot. Michał Machnacki

Po podziemnych atrakcjach poszliśmy zobaczyć atrakcje naturalne, jakim są pozostałości wału kulturalnego przedchrześcijańskiego oraz sławne gołoborza (dodatkowo płatna atrakcja...). Rumowisko skalne nam się bardzo podobało, a prowadziło tam specjalne zejście. Mieliśmy ogromne szczęście, bo dzień później miejsce to nie było dostępne dla zwykłych szaraczków, jak my. Pan Prezydent kontynuował swoją kampanię wyborczą na wspomnianym tarasie nad gołoborzami.


fot. Michał Machnacki


fot. Michał Machnacki

Zeszliśmy tą samą drogą do Nowej Słupi. Troszkę było pochmurnie. Obawialiśmy się, że znów złapie nas nawałnica, i że znów nie zobaczymy naszego staruszka. Zaryzykowaliśmy przejazd do miejscowości Zagnańsk, w którym dąb rośnie od dobrych kilkuset lat. To już nasze drugie wspólne spotkanie w tym jakże przepięknym miejscu. Dęba pamiętam jeszcze z podstawówki, kiedy to widziałem go po raz pierwszy.



To był naprawdę wspaniały wypad. Jeden dzień, a tyle atrakcji. Polecam taki wypad w dobie pandemii. Plusem było to, że nie trzeba było chodzić w maseczkach, ale na szlakach w lesie nie jest to wymagane.

Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz. Z góry bardzo dziękuję.

Tagi:
#turystyka#goryswietokrzyskie#swietykryz#dabbartek
sobota, 27 marca 2021

Podróżując po Polsce. Cz. 13

W zeszłe ferie tuż przez pierwszym zamknięciem "czego popadnie", zdążyliśmy wybrać się na odpoczynek w góry. Nie będzie to żadna nowość... ponownie byliśmy w naszych ukochanych Sudetach, na Ziemi Kłodzkiej, w Szczytnej. Jak zwykle nudy nie było. Na jedną z wycieczek obraliśmy niedalekie Wambierzyce. - Tylko nie do Wampirzyc! - nie mógł pogodzić się z celem wycieczki nasz Pawełek. Ciągle z tego się śmiejemy, że piękne miejsce pielgrzymkowe kojarzy mu się z wampirami!

Przed schodami do świątyni wambierzyckiej - fot. Michał Machnacki

Trochę historii tego miejsca

Wambierzyce to niewielka miejscowość położona u stóp Gór Stołowych. Można tu dotrzeć kilkoma szlakami w tym Głównym Szlakiem Sudeckim, ale najlepiej przyjechać tu samochodem, wracając sobie ze Szczelińca Wielkiego przez Radków Szosą Stu Zakrętów. Śląska Jerozolima. Tak mówi się na to interesujące miejsce jakim są Wambierzyce. To tu ponad 800 lat temu Janowi z pobliskiego Ratna, objawiła się Maryja z Jezusem na rękach. Dzięki tej wizji na lipowym drzewie zawieszono figurkę, do której zaczęli przychodzić wierzący i modlić się. Gdy niewidomy Jan, który modlił się pod drzewem, potknął się u uderzył swoim ciałem o lipę, cudownie ozdrowiał i zobaczył zawieszoną figurkę Matki Boskiej. Od tego czasu poprzez wieki coraz więcej osób odwiedzało to miejsce, na którym w 1715 roku rozpoczęto budowę świątyni. Tak głoszą legendy.

Za nim weszliśmy do środka, podziwialiśmy schody. Jest ich 57. w trzech ciągach. 33. położone pośrodku symbolizuje wiek Jezusa Chrystusa. 15. schodków na pierwszym tarasem symbolizuje życie Matki Boskiej przed jej macierzyństwem, a 9. liczbę chórów anielskich. Wejście do tego miejsca warto oglądać po zmroku, ponieważ iluminacja świetlna potęguje piękno tego miejsca. W środku w stylu barokowym zobaczymy malowidła czy rzeźby, a na pewno nie umknie wzroku przepiękna ambona wykonana przez Karola Sebastiana Flackera oraz główny ołtarz z cudowną figurką.


Po wyjściu uchwyciłem moją rodzinkę w stronę kalwarii, na którą zamierzaliśmy się udać.


fot. Michał Machnacki

Zimą można dostrzec kapliczki na wzgórzu, latem widać tylko schody. Dodam tylko, że zima była, jak widać, łagodna. Śniegu za wiele na wyjeździe nie zobaczyliśmy.

Kapliczki robią wrażenie, ale chyba najbardziej zaciekawiły nas postawione dzwony na części wzgórza. Zastanawialiśmy się, co one tu robią. Jest ich cztery, a na nich można znaleźć napisy w języku niemieckim. Podobno ważą w sumie 8 ton, a jakiś czas temu stały w centrum miejscowości, a na polecenie księdza, zostały przeniesione na wzgórze.

Dzwony na wzgórzu - fot. Michał Machnacki

Dzwony dzwonami, ale dech w piersi zapierały widoki. Stamtąd roztacza się majestatyczny widok na najwyższy szczyt Gór Stołowych, Szczeliniec Wielki - 919 m n.p.m.

Wambierzyce i majestatyczny Szczeliniec Wielki - fot. Michał Machnacki

Warto kilka słów poświęcić drodze krzyżowej i kapliczkom. Sama droga krzyżowa w tym miejscu powstała już w 1732 roku, na wzór jerozolimski, stąd właśnie nazwa Śląskiej Jerozolimy. Spacer w tym miejscu pozwoli na wyciszenie, ale też na poznanie historii niego niezwykłego miejsca.


W Wambierzycach warto też zwrócić uwagę na dwie Bramy, przez które wjeżdża się do centrum miejscowości. Są to bramy o nazwach – Gihon i Jerozolimska. Ciekawą bramą jest jeszcze Brama w dolinie Jozofata. W tej niewielkiej wsi znajduje się również Skansen Dawnych Zaprzęgów oraz MiniZOO. Podobno ogromne wrażenie robi szopka bożonarodzeniowa, ale tą atrakcję zostawiliśmy sobie na kolejny raz.


Jedna z bram - fot. Michał Machnacki


Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam - Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
Gdzie zjeść? Nie ma innej opcji - Pierogarnia od Pokoleń w centrum Szczytnej.

Z góry bardzo dziękuję za polubienia moich fanpagów.

Tagi:
#ziemiaklodzka#turystyka#wambierzyce
niedziela, 21 marca 2021

Podróżując po Polsce. Cz. 12

Jeszcze dwa tygodnie temu (dokładnie 6 marca), byliśmy na Ziemi Kłodzkiej. Zamieściłem jedną relację z blisko 24-kilometrowej wycieczki, a teraz przyszedł czas, by podzielić się z Wami tym, co jeszcze udało nam się zobaczyć. I to nie tylko na Niesamowitej Ziemi Kłodzkiej, ale i Dolnym Śląsku.

Zawsze chcieliśmy zobaczyć Zamek Książ. Oglądaliśmy kilka filmów na temat zamku, m.in. jednym z nich były Kwatery Hitlera. Jednak zawsze coś stawało na drodze. Albo nie było czasu, bo inne atrakcje były w pobliżu, albo w drodze powrotnej na niziny nie starczało sił.

Tym razem jednak postanowiliśmy, że nadszedł ten czas. Od razu nastawiliśmy się na zobaczenie zamku z zewnątrz i spacer do ruin starego Książa. To był plan, który udało się nam zrealizować choć... no właśnie, do tej pory mam ciarki na plecach... Dlaczego? O tym wkrótce się dowiecie.

Za nim ruszyliśmy ze Szczytnej do Książa pogoda zrobiła się iście zimowa. Sypnęło porządnie śniegiem i w ogóle zastanawialiśmy się, czy bezpiecznie dojedziemy do celu. Koło 10.45 rano przestało sypać, więc decyzja była jedna! - Ruszamy!!!


Zaczęło się przejaśniać nad szczytniańskim zamkiem Leśna Skała - fot. Michał Machnacki


Na nizinach mało śniegu, więc Paweł ma radochę - fot. Michał Machnacki

Ze Szczytnej mieliśmy do pokonania około 70 km, więc po godzinie z minutami dotarliśmy pod okazały zamek, który robi ogromne wrażenie. Od razu jednak ruszyliśmy na szlak, by nie tracić cennego czasu.

A trasa prowadziła tak ---> KLIKNIJ TUTAJ - Dystans - 4,7 km (nie licząc łażenia po ruinach i w okolicach zamku na koniec) - wzrost wysokości 319 m.

Warto wiedzieć, że wchodząc na czerwony szlak wkraczamy na utworzony tu Książański Park Narodowy, w którym można spotkać blisko 200 gatunków roślin. 30 z nich jest pod ścisłą ochroną! Wiadomo, że zimą ciężko je wszystkie wypatrzeć, ale brak zielonej roślinności rekompensuje krajobraz przełomy przepływającej tędy rzeki Pełcznicy i potoku Szczawnika. Do tego w pierwszej części szlaku napotkamy okazałego cisa Bolka.


Cis Bolko - jego wiek szacuje się nawet na 600 lat - fot, Michał Machnacki

Od okazałego drzewa zaczyna się niesamowicie piękny krajobraz, który zachwycił nas dogłębnie. Pełcznica płynąca w głębokim wąwozie, ciągły widok na zamek, który gdzieś wysoko górował nad otoczeniem, działały na wyobraźnię. A szlak zwie się Ścieżką Hochbergów, którzy mieszkali tu w Książu aż do wysiedlenia w 1940 roku.


fot. Michał Machnacki


fot. Michał Machnacki


Bajkowa scenaria na szlaku - fot. Michał Machnacki

Wiedzieliśmy, że do ruin będzie się trzeba wspiąć. Szlak był śliski, prowadzący ostro w górę, czasem na wąskiej ścieżce leżały powalone drzewa. Spojrzenie w dół zapierało dech w piersiach, ale też obawy, by się nie poślizgnąć.


Czasem trzeba było i tak - fot. Michał Machnacki

Wreszcie osiągnęliśmy cel wycieczki, czyli ruiny starego Książa. Nie będę Wam przynudzać o jego historii. Warto przeczytać o tym miejscu w Internecie, bo działo się tutaj wiele ciekawych rzeczy. Spójrzcie zresztą na kilka zdjęć z tego niesamowitego miejsca.



Po wizycie na "salonach" ruszyliśmy dalej tzn. tak, by zatoczyć pętlę i dojść do zamku. Trasa prowadziła zielonym szlakiem i dała mi się porządnie we znaki ze względu na... przepaście, które towarzyszyły mi po lewej stronie wąskiej ścieżki. Oczywiście przypomniał o sobie lęk wysokości i miałem nie lada pietra, bojąc się nie tylko o siebie jak i o moją Ulę i Pawełka. Oni nic z tego sobie nie robili, czasem nawet pod nosem uśmiechali się. Ja jednak chciałem jak najszybciej dotrzeć do celu, choć jak zobaczycie poniższe zdjęcia to pośpiech nie był wskazany.


Chwila wytchnienia na tarasie widokowym - fot. Urszula Machnacka


Barierki stały w newralgicznych miejscach, ale to nie znaczy, że przed nimi, bądź za czułem się bezpiecznie - fot. Michał Machnacki


Nie wzruszeni... - fot. Michał Machnacki

Na prawdę cieszyłem się, że dotarliśmy pod zamek bez dodatkowych przygód. Po drodze przed samym wyjściem na parking rododendrony w białej szacie bardzo nam się spodobały.


fot. Michał Machnacki

I jeszcze Ula w jesienno-zimowej szacie.


fot. Michał Machnacki

Weszliśmy jeszcze do budynku gdzie mieścił się sklepik z gadżetami i kasy biletowe. W sklepiku obowiązkowy zakup magnesów na lodówkę, pająka na sznurku (to dziwne pamiątki naszej pociechy :P). Ja zainteresowałem się książkami, w których były książki z serii Atlas Turystyczny. Dolny Śląsk z Wydawnictwa SBM (tak, tak wkrótce staną tam Sudety z tej serii) oraz Sekrety Wałbrzycha i Wrocławia z Wydawnictwa Księży Młyn. Nie omieszkałem zakupić przewodnika w pigułce po zabytkach Książa.

Na to wychodzi, że wrócimy tutaj, ponieważ musimy zwiedzić obowiązkowo podziemia i sam zamek, którego widzieliśmy z dziedzińca. Warto tu zajrzeć!!!


fot. Michał Machnacki

Więcej zdjęć znajdziecie na moim profilu na Facebooku. Daję link do całej galerii - TUTAJ.
Zapraszam do polubienia mojego fanpage - Biegający Bibliotekarz i Niesamowita Ziemia Kłodzka.
Gdybyście chcieli odpoczywać w tych pięknych okolicach polecam - Golf&Spa Szczytna Golfowa Wioska.
Gdzie zjeść? Nie ma innej opcji - Pierogarnia od Pokoleń w centrum Szczytnej.

Z góry bardzo dziękuję za polubienia moich fanpagów.

Tagi:
#dolnyslask#turystyka#ksiaz#zamek
piątek, 19 marca 2021

Debiut, na który czekałem bardzo długo

Kochani,
dziś podejrzałem w hurtowni książek Platon, że ukazała się w zapowiedziach pewna pozycja :)



Czasami trzeba się pochwalić, więc i ja to czynię. Jestem współautorem tego przewodnika i cieszę się, że wreszcie mogłem na papier przelać swoje pasje turystyczne i zamiłowanie to tego terenu.

Premiera w Platonie 7 kwietnia!!! Więcej o książce wkrótce na @Biegający Bibliotekarz na fanpage facebookowym!

Miłej lektury :)
Tagi:
#sudety#debiutliteracki#turystyka#przewodnik

Archiwum

2024

2023

© 2007 - 2025 nakanapie.pl