Jest sobota, a więc… jest parkrun. Do wyboru mamy w stolicy Włoch trzy lokalizacje. Wybieramy najbliższą naszego miejsca zamieszkania, Caffarella parkrun. Maszerujemy 2,5 km do miejsca docelowego. Wcześniej ja z Ulą zgłosiliśmy się na parkwalkerów, Marzenka z Pawłem zamierzają pobiec w dobrym tempie. Witamy się z miejscowymi, Paweł zapisuje na tablicy, skąd jesteśmy, i z jakiej lokalizacji przyjechaliśmy do Rzymu. Trasa fajna, tyle że… rozpadało się na dobre. O ile w pierwszym fragmencie trasy było w miarę, to dwie pętelki w dalszej części parku to jedna wielka kałuża. No może przesadzam, ale droga to błoto i woda, bokiem po trawie to sama woda, która nie nadążała wsiąkać w ziemię. Bawimy się jednak wspaniale i cieszymy się, że możemy być w tym miejscu. Po zaliczeniu lokalizacji pędzimy znów do domu, by przebrać się w suche rzeczy, zjeść i… zabrać na dalsze zwiedzanie naszą młodzież, Zuzię i Pawła. Mamy więc już w nogach blisko 11 km. A to dopiero początek dnia, godzina 11.00.
W dobrych humorach ruszamy na zwiedzanie zabytków. Na każdym miejscu jest ich wiele, nie sposób wszystko zobaczyć, wszędzie wejść. O wielu rzeczach doczytuję później, bo nie da się tego robić na bieżąco, jeśli plan jest napięty i chcemy zobaczyć jak najwięcej. Najpierw ruszamy w stronę Lateranu do Papieskiej Arcybazyliki Najświętszego Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty - Arcibasilica Papale del SS.mo Salvatore e dei Santi Giovanni Battista ed Evangelista al Laterano. Miejsce to robi na nas ogromne wrażenie. Nasze głowy kręcą się we wszystkie strony, od podłóg do sufitów, jeżeli tak można powiedzieć mało fachowo. Następnie podchodzimy na drugą stronę ulicy do miejsca, gdzie znajdują się Święte Schody — Scala Sancta. Dlaczego święte? Liczą 28 stopni, pokryte są specjalną okładziną, a zgodnie z tradycją pochodzą w miejsca, gdzie urzędował Poncjusz Piłat z Pretorium. Po tych schodach Jezus Chrystus prowadzony był na sąd. Schody te zostały przywiezione z Jerozolimy do Rzymu w 326 roku, a znajdują się w środku budynku.
Następnie idziemy dalej i wchodzimy przez przypadek do Kościóła św. Alfonsa Liguori (z obrazem Matki Boskiej Nieustającej Pomocy) - Chiesa del Santissimo Redentore e di Sant'Alfonso de' Liguori. To stosunkowo „młody” kościół, w porównaniu z innymi. Powstał w 1855 roku i jest zbudowany w stylu neogotyckim.
Kolejnym miejscem, gdzie zostajemy ciut dłużej, jest Bazylika Matki Bożej Śnieżnej — Basilica Papale di Santa Maria Maggiore. Niektóre miejsca przypominają nam filmową adaptację Aniołów i demonów, które kręcone były we włoskiej stolicy. Nie inaczej jest w tym miejscu. Żałuję, że wcześniej nie wiedziałem, ale w bazylice, w bocznej nawie po prawej stronie, przylega baptysterium z dziewiętnastowiecznym wnętrzem. Tam w zakrystii znajduje się m.in. obraz, na którym widnieje zamek w Malborku.
Przechodzimy dalej w okolice Narodowej Galerii — Galleria Nazionale d'Arte Antica. Tam nie wchodzimy do środka, tylko podziwiamy olbrzymie palmy przed. Czas nas goni. Kolejne atrakcje czekają. A jedną z nich jest Fontanna di Trevi. Tłumy porażają, staramy się uchwycić chwile na pamiątkowych fotografiach, nie jest to proste.
Zaglądamy kolejno jeszcze do Kościoła św. Ignacego Loyoli na Polu Marsowym (Chiesa di Sant'Ignazio di Loyola a Campo Marzio), stajemy tylko do pamiątkowych fotek pod Panteonem (niestety brak biletów) i idziemy do kolejnej fontanny na Piazza Navona, Fontanny Czerech Rzek i Fontanny Neptuna. Następnie zbliżamy się do Tybru i przechodzimy w okolice Zamku Świętego Anioła — Castel Sant'Angelo, który będzie jeszcze nam dane zwiedzić. Nogi bolą, dzień powoli się kończy, jednak, by dojść do stacji metra Ottaviano, trzeba swoje kroki skierować w okolice Watykanu i Placu Świętego Piotra. Miejsce te robi na nas ogromne wrażenie. Chwila zadumy i maszerujemy do metra. W brzuchach burczy, jedliśmy jakiś czas wcześniej pizzę, ale czas kolacji się zbliża i czas na wieczór włoski. Wedle krokomierzy w naszych zegarkach zrobiliśmy dzisiaj około 40000 kroków!!!
Jeżeli chcecie zobaczyć więcej fotek, to będzie je można znaleźć na FB Michał Machnacki, oczywiście tylko znajomi mogą je oglądać ;)