Avatar @maciejek7

Mazury

@maciejek7
182 obserwujących. 186 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 3 lat. Ostatnio tutaj około 5 godzin temu.
Napisz wiadomość
Obserwuj
182 obserwujących.
186 obserwowanych.
Kanapowicz od ponad 3 lat. Ostatnio tutaj około 5 godzin temu.

Blog

piątek, 21 lutego 2025

Napad stulecia

 
"Brudna forsa" Ryszarda Ćwirleja to już szósta część serii o policjantce Anecie Nowak. Ja jednak dopiero pierwszy raz spotkałam się z tym cyklem, co jednak (moim zdaniem) nie miało zbytniego wpływu na lekturę. Bardzo mi się podobała ta książka, więc mam nadzieję, że uda mi się wrócić do wcześniejszych części. 
Nazwisko autora nie jest mi obce, czytałam wcześniej kilka jego powieści i nawet mam na półkach kilka starszych, do których jeszcze nie zajrzałam, może jeszcze zdążę...

Fabuła tej książki oparta jest na kradzieży pieniędzy z konwoju, nazywanej napadem stulecia. Na kanwie tej historii powstała intrygująca i wciągająca opowieść.
Rok przed napadem, w Szamotułach dwóch chłopców znajduje w krzakach zwłoki mężczyzny. Są wakacje, oni chcieli w ukryciu wypić piwo i zapalić papierosa, ale trafiła im się taka nie lada "niespodzianka"...

"Dawid nie chciał być gorszy od kumpla. Skoro ten spojrzał trupowi w oczy, to i on musiał. Choć przyznawał w duchu, że bał się takiego spojrzenia. Przecież babcia zawsze mówiła, ze nieboszczykowi w oczy patrzeć nie wolno, bo można zobaczyć złego ducha. Ale jak tu nie skorzystać z okazji i nie przekonać się, czy miała rację?"
Okazuje się, że to miejscowy menel, który zazwyczaj stoi pod sklepem, więc prawdopodobnie zmarł z przepicia. Lekarz stwierdził, że nie ma śladów wskazujących na udział innych osób, ale tak naprawdę nikogo ten nieboszczyk zbytnio nie obchodził. Kto by się zresztą przejmował śmiercią jakiegoś tam pijanego łachudry. Zapił się, to znaczy, że po prostu dosięgła go kara boska. Należało mu się.
W Swarzędzu przed kantorem dochodzi do strzelaniny. Jeden z konwojentów odbierających gotówkę z punktu wymiany walut zostaje zastrzelony, drugi jest ranny a trzeci razem z samochodem pełnym pieniędzy znika bez śladu...
Początkowo wszystko wskazuje na napad rabunkowy na konwój i uprowadzenie samochodu z pieniędzmi razem z kierowcą. 
Do akcji wkracza Aneta Nowak. Czy uda jej się tak poprowadzić śledztwo, żeby odnaleźć konwojenta i odzyskać zrabowane pieniądze?
Policjantka mimo młodego wieku potrafi znakomicie łączyć luźne fakty i wypowiedzi, które na pierwszy rzut oka nie mają znaczenia. Aneta ma tak zwanego nosa, czyli intuicję.
Podoba mi się ta bohaterka, zwłaszcza w zestawieniu ze starą kadrą policjantów i milicjantów. Tak się składa, że mieszkałam długi czas w kamienicy, w której milicjanci mieli służbowe mieszkania, więc dobrze znam ich zwyczaje i nawyki, mam też pewien sentyment do nich.

Ustalając personalia konwojentów, okazało się, że ten zaginiony pochodził z Szamotuł. Lecz zmarł już rok temu. Wszystko wskazuje na to, że konwojent przywłaszczył sobie tożsamość pijaczka znalezionego przez nastolatków przed rokiem... Czy to właśnie ten konwojent przyczynił się do śmierci menela z Szamotuł? Czy to tylko przypadek?
Okazuje się również, że nie zawsze i nie dla każdego pieniądze są najważniejsze a winy z przeszłości mogą ciągnąć za sobą bardzo długie cienie.
Dynamiczna, pełna zwrotów akcji fabuła i intrygująca zagadka nie pozwalają odłożyć tej książki na bok. Szybko i lekko się ją czyta, zwłaszcza, że dialogi nie są nużące a postacie bardzo rzeczywiste, takie z krwi i kości. Niektóre przypominają mi znajomych milicjantów z sąsiedztwa...

"Co za czasów człowiek dożył, przyszło mu do głowy. Ten gość, co mu się kłaniał, to ochroniarz, który kiedyś był milicjantem, a on, obecnie biznesmen, wtedy był zwyczajnym przestępcą. Być może facet kiedyś go aresztował, a teraz kłania mu się z szacunkiem, bo wie, że jest współpracownikiem prezesa. Ale najlepsze jest to, że prezes też jest byłym przestępcą. Wtedy polowali na niego tacy jak ten ochroniarz."
Polecam, warto poznać tę historię.

Wydawnictwu MUZA bardzo dziękuję za możliwość poznania twórczości laureata nagrody Wielkiego Kalibru 2018 oraz nagrody Złoty Pocisk 2019 za najlepszą polską powieść kryminalną.
  
czwartek, 20 lutego 2025

Na wojnie pierwsza umiera prawda...

 
"Druga Wojna Światowa. Inna historia", którą przedstawia nam Marco Pizzuti, to dość dobrze i bardzo ciekawie napisana publikacja popularnonaukowa. Nie jest to typowa czy też klasyczna książka historyczna, lecz spojrzenie z nieco innej perspektywy na losy II wojny światowej. Czyta się bardzo dobrze, chociaż znalazło się w niej kilka błędów rzeczowych a także ciekawych teorii spiskowych, jednak autor dołączył solidną porcję bibliografii, więc można sobie wszystko dokładnie sprawdzić.
Autor w zachęcający sposób przedstawia nam mniej znane a nawet zupełnie nieznane fakty i wydarzenia dotyczące zresztą nie tylko II wojny światowej. W celu poznania niektórych zaszłości cofamy się nawet do I wojny światowej.
Już wielokrotnie czytałam, że historię wojny zawsze piszą zwycięzcy co wcale nie zawsze to oznacza, że oni są lepsi od pokonanych. Zazwyczaj wszyscy mają coś do ukrycia. Zwycięzcy z pewnością także. I to czasami oni mają nawet więcej do ukrycia niż ci, których na wojnie pokonali.

"Jednak do tej pory poprawne politycznie książki historyczne okresu powojennego przedstawiały nam wyłącznie wersję historii proponowaną przez zwycięskie siły, toteż nawet dziś, siedemdziesiąt lat po konflikcie, niemożliwe wydaje się ponowne odczytanie ówczesnych zdarzeń, które byłoby wolne od stereotypowej, bajkowej narracji o walce dobrych przeciwko złym."
"W rzeczywistości jednakże nie każdy aliancki żołnierz był dobrotliwym wyzwolicielem, tak jak nie każdy żołnierz wojsk Osi był okrutnym mordercą, ponieważ to z pewnością nie kolor munduru czyni świętym lub potworem."
W szkolnych podręcznikach poznajemy nie tylko uproszczoną i znacznie skróconą wersję wydarzeń z II wojny światowej, ale też zazwyczaj dowiadujemy się półprawd, które nie do końca odzwierciedlają rzeczywiste fakty i wydarzenia, lecz są dla wielu wygodne. Żaden naprawdę uczciwy historyk jednak się nie podpisze pod takimi informacjami. Poznanie historycznej prawdy powinno pomóc w zrozumieniu przyczyn wojen oraz jak ich uniknąć. Ludzkość powinna się zmienić, ucząc się z historii. Ale jednak propaganda robi dalej swoje, wykorzystując ją, różni rządzący próbują usprawiedliwiać w oczach obywateli to, czego tak naprawdę usprawiedliwić się w żaden sposób nie da. Metody te znane są do dnia dzisiejszego, lecz skala propagandy jest teraz znacznie większa i o wiele potężniejsza. Myślę, że gdyby Joseph Goebbels, minister propagandy Trzeciej Rzeszy miał takie możliwości jakie są obecnie, to losy II wojny światowej mogłyby potoczyć się zupełnie inaczej...
O Hitlerze napisano bardzo dużo książek, ale wciąż nie wiemy o nim wszystkiego, w jego życiorysie ciągle są białe plamy. Żaden historyk nie zdołał nigdy ani potwierdzić, ani podważyć dowodów na aktywność Hitlera z kilku lat. Paradoksalnie więc, o osobie, o której powiedziano i napisano najwięcej i tak nie wiemy wszystkiego.

Hitler był dziwnym człowiekiem, nie lubił pracować, ale potrafił wykorzystywać innych i miał dar zjednywania ludzi. Jego osobowość pełna sprzeczności i paradoksów przyciągnęła jednak niemal cały naród niemiecki. .W swoich przemówieniach i obietnicach brzmiał tak obiecująco, że po prostu mu zaufali.

"Pierwszą potrzebą Hitlera było mówić, mówić i mówić, nieważne, czy przed dużym, czy małym audytorium."
"Jedyną winą Niemców było to, że dali się uwieść silnemu człowiekowi, który obiecał podźwignąć naród z poniżenia, w które wtrącił go traktat wersalski."
Co do Hitlera, to wszyscy mamy niemal jasny pogląd, lecz zachowanie wojsk alianckich bardzo dalekie było od tych pokazywanych w książkach i filmach.
Gdy wojna praktycznie była już skończona, Niemcy i Japonia straciły swoje armie, zwycięzcy pokazali niezbyt czyste oblicze. Naloty na miasta, w których były tylko osiedla cywili, zrzucenie bomb jądrowych na Japonię oraz gwałty i mordowanie ludzi napotkanych na swojej drodze. Takie obrazy były na porządku dziennym.
Mój dziadek opowiadał kiedyś, że bardziej bali się Ruskich niż Niemców... Sowieci niszczyli i grabili wszystko na co trafili po drodze. Nie oszczędzając dzieci, kobiet czy chorych.
Zniszczenie Drezna (widziałam kilka lat temu to miasto), Hiroszimy czy Nagasaki było tak naprawdę zbędne, niszczono obiekty cywilne, zostawiając te wojskowe i uzbrojone...

"Kiedy oddziały angloamerykańskie wkroczyły do Rzeszy, zastały naprzeciwko siebie wojsko w rozsypce, bez paliwa, zdemoralizowanych i pokonanych żołnierzy, którzy tylko czekali, żeby się poddać."
"Z etycznego i moralnego punktu widzenia zbrodnie popełnione przez zwycięzców z zimną krwią w czasie pokoju wydają się jeszcze bardziej odrażające niż te, których podczas wojny dopuszczały się wszystkie strony biorące udział w konflikcie."
Tę książkę warto przeczytać. Ja lubię historię i sięgam po tego typu książki, bo warto wiedzieć więcej, niż możemy usłyszeć w szkole. Moje dzieci i wnuki równie chętnie biorą tego typu publikacje w swoje ręce. Tę książkę również już im przekazałam. Czytają z wielkim zaangażowaniem.
Nie powinniśmy być obojętni na przekazywane nam półprawdy, bo taka naciągana na potrzeby polityczne przeszłość, może nas niekiedy niezbyt miło zaskoczyć w przyszłości.


Dziękuję Pani Edycie z Wydawnictwa RM za poznanie nieco innej historii II wojny światowej.
poniedziałek, 17 lutego 2025

Światowy Dzień Kota - czytajmy razem...

Dziś Światowy Dzień Kota..., mój kot teraz śpi, lecz lubi czytać razem ze mną lub robi wręcz przeciwnie, lubi też odrywać mnie od lektury.

 

niedziela, 9 lutego 2025

Krąg kobiet pani Tan.

 
“Krąg kobiet pani Tan” to niezwykła opowieść, w której autorka przenosi nas w XV wiek do Chin. Niesamowita historia o sile i wytrwałości kobiet, które żyjąc w tak rygorystycznym świecie dla kobiet, potrafiły znaleźć jeszcze chociaż trochę szczęścia dla siebie. To książka niosąca ze sobą nie tylko wiele emocji, ale też przesłanie. Warto je poznać.
Poznajemy Yunxian Tan, ośmioletnią dziewczynkę, którą po śmierci matki ojciec odesłał do swoich rodziców. Dziadkowie okazali się wspaniałymi ludźmi i chociaż początkowo dziewczynkę ogarniały obawy przed nowym miejscem, to później zauważyła, że tyle czułości i miłości nie otrzymała od rodziców przez osiem lat, co od dziadków codziennie.

"Dziadkowie mnie uwielbiają, ale więcej czasu spędzam z babcią. Chociaż przyzwoitość nakazywałaby zachowywanie fizycznego dystansu, lubi okazywać mi czułość. Jej uściski i pocałunki są sprzeczne ze wszystkim, czego mnie uczono, ale je uwielbiam."
Kobiety w Chinach zwłaszcza w tamtych czasach nie miały łatwego życia, zawsze musiały się podporządkowywać mężczyznom, chociaż mężatki musiały słychać także swojej teściowej, ale mimo to, potrafiły jednak cieszyć się i z uśmiechem przyjmować chociaż maleńkie chwile szczęścia.
Mnie najbardziej utkwiło w pamięci krępowanie stóp, żeby wyglądały na małe. Mężczyźni zachwycają się takimi stópkami, dlatego kobiety krępują stopy swoim małym córeczkom, żeby mogły dobrze wyjść za mąż... Miałam kilka lat temu złamane kości śródstopia i palce, więc znam ten ból, ale nie wyobrażam sobie jak można chodzić z tak podwiniętymi pacami, i jeszcze przez całe życie ciągle je ściskać i krępować. I to tylko po to, żeby sprawić przyjemność mężczyznom...

" Szanowana Pani powiedziała mi podczas krępowania stóp: "Nasze stopy nie kurczą się ani nie znikają. Kości pod wpływem zabiegów po prostu przesuwają się tak, żeby stworzyć iluzję złocistych lilii"."
Dziadek i babcia Yunxian są lekarzami, dziadek uczył się medycyny, natomiast babcia pochodzi z rodziny lekarzy z tradycjami, a teraz zajmuje się tworzeniem ziołowych leków, które w jej rodzinie przekazywano z pokolenia na pokolenie. Stara się przede wszystkim leczyć kobiety, bo lekarze mężczyźni nie lubią takich pacjentek, wolą leczyć mężczyzn.
Widząc, że wnuczka jest bardzo inteligentna, babcia nie chce jej ograniczyć tylko do nauki haftowania i poznawania regułek mających na celu dogadzanie mężczyznom.
Chce przekazać jej swoją wiedzę i nauczyć jak można pomagać kobietom. Wie, że może jej się to przydać. Bo przecież ideałem jest żona, która potrafi zatroszczyć się o zdrowie kobiet i dzieci w swoim domu. Babcia poucza też wnuczkę, że większość mężczyzn, a zwłaszcza lekarzy, nie lubi, gdy kobiety odnoszą jakiś sukces, dlatego należy tym bardziej okazywać im szacunek, pozwalając też myśleć, że oni wiedzą więcej i są mądrzejsi, że tym sposobem można osiągnąć coś, czego oni nigdy osiągnąć nigdy nie zdołają.
Bardzo źle traktowane są położne i akuszerki, ponieważ dotykają krwi, porównywane są więc do rzeźnika, zawód ten uważany jest za niegodny...
Gdy młoda pani Tan wychodzi za mąż, wie że dzięki babci da sobie radę, bo to ona była jej przewodniczką i nauczyła przestrzegania pewnych zasad a także pomogła jej zostać kobiecym lekarzem. I chociaż jej teściowa nie pochwalała tego, dziewczyna nie poddała się i walczyła o swoje.

Lisa See bardzo zręcznie opowiada nam tę niesamowitą historię. Trudno jest uwierzyć jak wielkie są różnice między naszymi krajami, tradycjami, kulturą.
Tym bardziej podziwiam Yunxian Tan za to, że za wszelką cenę starała się pomagać wszystkim potrzebującym, a jej lekarstwa stosuje się nawet do tej pory.
To fascynująca, chociaż momentami dość okrutna historia życia kobiet w Chinach. Nie mogę zrozumieć tego, dlaczego tak traktowano kobiety.

"Zwierzęta i kobiety są własnością mężczyzny. My, kobiety, istniejemy po to, żeby dawać mężczyznom potomstwo, karmić ich, ubierać i zabawiać."
Warto poznać ten niezwykły świat, chińska kultura i obyczaje są tak różne od naszych, że można im chwilami zazdrościć, ale czy naprawdę jest czego???
Polecam.

Dziękuję Wydawnictwu Filia za książkę otrzymaną w ramach Akcji Recenzenckiej Lubimy czytać.pl
poniedziałek, 3 lutego 2025

Ludzie na pokaz

 

 

Przyciągająca okładka (ludzie w klatce) oraz dość intrygujący tytuł zachęciły mnie do lektury książki "Ludzkie zoo. O wystawianiu ludzi na pokaz".
Pani Joanna Zaręba podjęła się ciekawego i dość trudnego tematu. Wykorzystywanie do własnych celów (przeważnie zarobkowych) osób kalekich i chorych tylko dlatego, że wyglądają inaczej, to postępowanie nieetyczne, lecz płacenie za spektakl, w którym takie cuda natury występują, świadczy o całkowitym zwyrodnieniu.
Jak pisze autorka, to temat jak wielka rzeka.

"Większość historii gwiazd opisanych w tej książce jest tragiczna."
"Wystawianie na pokaz ludzi zdeformowanych od urodzenia lub wskutek chorób nie było w wieku dziewiętnastym niczym nowym - już w średniowieczu urządzano tego typu spektakle, oczywiście za pieniądze. W miarę upływu czasu zmieniała się tylko ich skala."
Już w trakcie lektury wiedziałam, że to zwykłe okrucieństwo a ludzie organizujący takie pokazy, jak również chętni do płacenia za te występy byli pewnie pozbawieni empatii.
Uważali, że jeśli ktoś ma inny kolor skóry, jest bardziej lub mniej owłosiony, jest albo bardzo mały lub nadzwyczaj wysoki, jest bardzo gruby albo zbyt chudy, ma jakieś wady wrodzone niespotykane powszechnie, to jest dziwadłem, cudem natury, jest gorszy od nich i można jeszcze na nim nieźle zarobić. Brakowało całkowicie tolerancji dla inności.
Lecz czy teraz jest lepiej? Może i tak. Nie wystawiamy na pokaz kalek czy bliźniąt syjamskich, ale czy tak naprawdę świat się zmienił na lepsze a ludzie stali się bardziej otwarci na innych o są bardziej tolerancyjni... Czasem ogarniają mnie wątpliwości.

"Władcy tego świata zawsze chętnie oglądali cuda natury, a czasami wręcz posiadali kolekcje dziwnych stworów, okazów i cierpiących na niezwykłe dolegliwości ludzi."
"Królowie i książęta, pragnąc zaimponować przyjaciołom, wrogom i konkurentom, kolekcjonowali nieprzeciętnych ludzi dokładnie tak, jak dziś zbiera się znaczki albo monety. Im dziwniejszy i rzadszy egzemplarz, tym lepiej. Sprzedawali ich, wymieniali się nimi, wręczali ich sobie w prezencie."
Autorka podzieliła swoją książkę na rozdziały, w których przytoczyła historie kilkunastu osób, które zazwyczaj zostały zmuszone do występowania na różnych scenach ku uciesze gawiedzi. Dla widzów takie wystawianie dziwnych ludzi na pokaz było wielką atrakcją, bawili się dobrze, jak w cyrku. Sama pamiętam, gdy byłam małym dzieckiem, to przed cyrkowym namiotem stał mniejszy i zapraszano do obejrzenia za dodatkową opłatą kobiety z brodą... Mój starszy brat omijał ten namiot, więc nie widziałam, kogo tam trzymano, czy faktycznie to była kobieta, czy też to było jakieś oszustwo.
Gdy byłam nieco starsza, już nie było takich "atrakcji", widocznie nie było zbyt wielu chętnych do oglądania, nie było to już tak popularne.

Książka ciekawie napisana, czyta się ją lekko. Dobrze, że ta dość wstydliwa historia wykorzystywania osób pokrzywdzonych przez los jest już za nami.

Dziękuję Pani Edycie z Wydawnictwa RM za możliwość przeczytania książki.

piątek, 31 stycznia 2025

Wszystkiego najsłodszego!!!

 
"Tylko spróbuj" Patrycji Sawiuk to nie tylko lektura dla kobiet, to bardzo ciekawe połączenie powieści romantycznej ze... słodziutką książką kucharską. Dlatego nie powinno sieę zaczynać czytania nie mając jakiejś przekąski pod ręką. No, chyba że jest ktoś odporny na takie klimaty.

"Więcej! Mocniej! Bardziej! Już jako dziecko smakowała życie w pełnym spektrum doznań. Tylko takie było barwne. Tylko takie miało sens."
Bohaterką książki jest Malina Walewska, która zniechęcona pracą przedstawiciela handlowego w branży farmaceutycznej, postanawia coś zmienić w swoim życiu. Ostatnia rozmowa z kardiologiem miała zdecydowanie duży wpływ na jej nagłą decyzję. Mimo tego, ze sama z wykształcenia jest farmaceutką, to za największych swoich wrogów uważa właśnie farmaceutów i lekarzy. Traktowana przez nich dość przedmiotowo nie chce mieć już z nimi do czynienia. Malina mieszka sama w rodzinnym domu. Jej rodzice zginęli w wypadku, tuż przed jej maturą, starsza siostra wyszła za mąż i wyprowadziła się, zostawiając ją samą...
Szperając w różnych rzeczach po rodzicach, które zebrane zostały na strychu, Malina znajduje kilka zeszytów. Okazuje się, że to przepisy babci Jagody, po której pewnie otrzymała swoje owocowe imię. Malina pod wpływem tych zapisków postanawia wziąć udział w warsztatach cukierniczych. Nie chce i boi się sama czytać zapiski babci, bo to jakiś rodzaj pamiętnika, więc swoim znaleziskiem dzieli się z siostrą, chce razem z nią poznać tajemnice zapisane w zeszytach.
Na kursie trafiła na dość zgraną i miłą grupę, lecz nauczyciel od samego początku wzbudzał w niej irytację. Dawid, mistrz cukiernictwa, już na korytarzu wydał jej się gburowaty i nadęty a z każdą chwilą z nim spędzoną to wrażenie ciągle potęgowało. Czy da radę wytrzymać w takiej atmosferze? Dobrze chociaż, że znalazła obok siebie bratnie dusze. 

"Ona też miała zasady: obawiać się każdego, kto miał wobec niej niejasne intencje."
Zapiski babci wprowadzają sporo zamieszania w życiu nie tylko Maliny i jej rodziny, lecz także w życiu instruktora cukiernictwa, Dawida i jego rodziny. Oboje będą niejako zmuszeni spojrzeć na świat z całkiem innej perspektywy. Pozwoli im to jednak na odwagę, by na nowo odnaleźć swoje ja, i zawalczyć o swoje marzenia.

Historia dość tajemnicza, pełna różnych emocji, słodyczy, miłości oraz zachwycających przepisów kulinarnych. Biorąc te książkę do ręki spodziewałam się prostej, lekkiej i mocno romantycznej opowiastki a w środku czekało na mnie miłe zaskoczenie. Owszem, historia romantyczna i lekka w czytaniu, lecz niesamowicie pobudzająca zmysły, zwłaszcza smaku...
Polecam, warto poznać tę opowieść a także znaleźć ciekawe propozycje cukiernicze.

"Nie każdy potrafi piec, ale każdy może."
 
Książkę przeczytałam w ramach Akcji Recenzenckiej portalu Lubimy czytać.pl oraz wydawnictwa Muza.
czwartek, 30 stycznia 2025

Lenistwo czy prokrastynacja - oto jest pytanie...

 
„Później się tym zajmę. Dlaczego ciągle coś odwlekamy” to dość intrygujący poradnik. Tym razem skusił mnie bardziej tytuł, chociaż i czerwona okładka też wołała mnie bardzo...
Już na samym początku dowiedziałam się, że czasem moje lenistwo może nim nie być, jest na to naukowy termin - prokrastynacja, mnie co prawda, to słowo skojarzyło się z czymś zupełnie innym..., ale nie ma to wpływu na samą książkę. Myślę, że ten poradnik jest wręcz rewelacyjny. Nie jest to jednak książka, którą należy szybko pochłaniać. Lepiej studiować ją powoli, po kolei, bo autorka napisała ją tak, żeby stopniowo wprowadzać czytelnika w temat.

" Prokrastynacja to problem dość powszechny, co pokazują statystyki. Skoro trzymasz w rękach tę książkę, to prawdopodobnie dotyczy on również ciebie."
"Choć prokrastynacja to termin profesjonalny zaczerpnięty z psychologii, jest on obecnie ogólnie znany i rozumiany. Pokazuje to, że odkładanie spraw i obowiązków na później to zjawisko powszechne. Nie zawsze zresztą stanowi problem."
Dobrze, że nasza wiedza o psychologii i o naszych mózgach ciągle się rozwija. Coraz bardziej możemy zatem poznawać zachowanie ludzi a także motywy postepowania.
Tytuł tej książki skusił mnie pewnie dlatego, że czasem sama się zastanawiam nad tym, dlaczego niektóre czynności odkładam na jutro lub na jeszcze dalszy termin. Wiem, że te, czynności, które sprawiają mi więcej trudu lub nie lubię ich wykonywać, odkładam najczęściej. Chociaż zdarza mi się też właśnie od nich zaczynać, żeby mieć motywację na późniejsze przyjemności. Od dziecka mówiono mi, że jestem leniem i mam słomiany zapał, lecz w późniejszych latach miano lenia przeszło na mojego brata...
Z książki Justyny Titovej dowiedziałam się, że nie zawsze lenistwo jest tylko lenistwem. Poznałam też różnicę między prokrastynacją a lenistwem.
I dodam, że od razu mi lepiej z tą wiedzą.

"Są czynności, które sprawiają nam trudność i zwyczajnie ich unikamy. To normalne, jeśli zdarza się tak od czasu do czasu. Prokrastynacja staje się problemem, jeśli ociąganie się z podjęciem konkretnych działań zaczyna być nagminne."
W książce nie tylko znajdziemy samą teorię, ale też sporo przykładów i ćwiczeń, w których sami możemy poznać lepiej swoje zachowanie i znaleźć przyczyny naszego postepowania.
Jest tu także miejsce na swoje refleksje. A mając już samoświadomość, łatwiej jest pomyśleć nad tym, jak pomóc sobie, jak sprawić, żeby nie odkładać na później tego, co i tak kiedyś musimy zrobić. Autorka podpowiada jak uporać się z prokrastynacją, jak się nie zniechęcać, ale dążyć do celu małymi krokami i dostrzegać wszystkie, nawet te maleńkie sukcesy.
Książka napisana w sposób przystępny i czyta się ten poradnik lekko i z wielką przyjemnością.
Polecam, bo warto go poznać i może nie odkładać tego na później???

Dziękuję Pani Edycie z Wydawnictwa RM za możliwość poznania różnicy między lenistwem a prokrastynacją.
niedziela, 5 stycznia 2025

Podsumowanie roku 2024.

Miniony rok był dla mnie nawet dość łaskawy. Miałam sporo czasu na lekturę, więc korzystałam z tego ile wlezie...

Przeczytałam 315 książek, w tym jedna czwarta to audiobooki, które zdecydowanie szybciej się "czyta" a także można to robić w czasie wykonywania innych prac.

 

 

Najwięcej książek przeczytałam z gatunku - kryminał/sensacja/thriller i komedia kryminalna, poza kryminałami czytałam również inne książki, w tym: powieści obyczajowe, dużo książek przeznaczonych dla dzieci, w tym wiele z nich po kilka razy - razem z wnukami, czytałam też biografie i wspomnienia, powieści historyczne i z gatunku historia, oraz książki z innych gatunków (literatura piękna, medycyna, przewodniki turystyczne, fantazy, reportaże, popularnonaukowe, satyra, esej, hobby czy religia).

 

Co prawda, nie udało mi się zmniejszyć mojej półki wstydu a nawet wręcz przeciwnie, przybyło mi jeszcze kilka książek w okresie świątecznym, lecz wiem, że jak nie ja, to inni przeczytają te książki w przyszłości. Moje dzieci i wnuki lubią czytać, więc nic się nie zmarnuje...

I tak najwięcej książek przeczytałam z własnych zasobów, chociaż większość z nich to nowości z wydawnictw..., kilkanaście z Klubu Recenzenta, reszta książek z biblioteki i oczywiście audiobooki z Legimi i EmpikGo.

 

Udało mi się pokonać Wyzwanie na Czytanie oraz Wyzwanie tematyczne - 20 książek w roku.

 

 

Zbyt dużo książek mam do rozliczenia, więc na tym zakończę swoje podsumowanie. I jak zwykle obiecuję sobie, że będę robiła miesięczne podsumowania, wtedy zdecydowanie łatwiej jest podsumować cały rok.

 

Życzę wszystkim czytelnikom zaczytanego roku 2025 obfitującego w niesamowite lektury!

 

czwartek, 2 stycznia 2025

Kartka z kalendarza - 01.01.2025r.

poniedziałek, 2 grudnia 2024

Grzeczne czy niegrzeczne... oto jest pytanie...

„Świat stworzony w wyobraźni jest równie ważny i niemal tak samo realny jak ten, który nas otacza.”
Czekałam na tę książkę z utęsknieniem, chociaż wiedziałam, że to ona czeka na mój powrót do domu. Gdy wreszcie się za nią zabrałam, nie było już możliwości odłożenia jej na późniejszy termin. Chociaż to książka dla dzieci i młodzieży, to ja czytałam ją jak stworzoną dla mnie... Zawsze lubiłam czytać książki dla dzieci i tak już zostało. Czytam je teraz wnukom, lecz także dla samej siebie, bo w trakcie lektury wracam do lat dzieciństwa, bez zbędnych problemów, choć kiedyś wydawało się zupełnie inaczej.
Zazwyczaj w książkach bohaterki były grzeczne i poukładane, stanowiące zupełne przeciwieństwo mnie i moich koleżanek z podwórka. Lecz czy dziewczynki zawsze muszą być takie grzeczne i ślicznie ubrane jak laleczki? Moim zdaniem - nie! Dlatego cieszę się, że Sylwia Chutnik zebrała aż tak dużo łobuziarek w jednej książce.
Pięknie wydana książka zachęca do lektury tym bardziej, że Ola Szmida wykonała rewelacyjne ilustracje. Gdy czytałam mojej wnuczce to musiałam powtarzać lekturę kilkukrotnie i musiałam obiecać, że przeczytamy razem książki o tych bohaterkach. Taka książka była mi właśnie w tej chwili potrzebna, pewnie nie tylko dla mnie okazała się jakby ukojeniem...

Literackie łobuziary uporządkowane są w kolejności alfabetycznej. Od Alicji z krainy czarów, przez Anię Shirley, Lottę, Majkę Skowron, Małą Mi, Pippi, Pollyannę aż po Tosię Jastrzębską. W sumie jest ich aż trzydzieści a myślę, że gdyby głębiej poszukać, to znalazłoby się pewnie jeszcze więcej niesfornych dziewczynek. I chociaż traktuje się je jako łobuziary, to wyrastają z nich potem mądre i rozważne kobiety.

"Upór, pewność siebie, wygadanie i siłę Pippi wykorzystywała też konsekwentnie do tego, aby pomagać potrzebującym."
"Złośliwość często kojarzy się z okrucieństwem, ale przecież nie zawsze jest z nim związana. Za docinkami Małej Mi nie stoją złe intencje."
Każda z bohaterek czymś innym się wyróżnia i na swój sposób buntuje, lecz każdą za coś innego możemy nie tylko polubić, ale także możemy się od nich czegoś nauczyć.
Tym bardziej, że na końcu opisu każdej łobuziary autorka podaje propozycje zabaw, w czasie których można upodobnić się do bohaterki i to nie tylko fizycznie, lecz spróbować postępować tak jak opisywana łobuziara. Każdy może zostać jedną z nich...
Ja w trakcie lektury odbyłam podróż w przeszłość, znam wszystkie bohaterki-łobuzerki, chociaż nie czytałam wszystkich książek, ale postacie znam z opowieści swoich dzieci i wnuków a także z filmów... Z wielką przyjemnością przypominałam sobie książki z dzieciństwa.

Ta książka jest idealnym prezentem, nie tylko gwiazdkowym...

Dziękuję, za możliwość zapoznania się z lekturą, wydawnictwu Znak Literanova oraz Pani Bognie z PRart Media.
niedziela, 3 listopada 2024

Słowa mają moc

 
Świat ciągle się zmienia i komplikuje, każde pokolenie uważa, że ma gorzej niż poprzednicy, lecz oni zazwyczaj twierdzą, że młodym jest lepiej. Trudno jest stwierdzić kto ma rację, pewnie każdy ma jej trochę. To prawda, że teraz są inne priorytety, o których my starsi nawet nie mieliśmy kiedyś pojęcia (i nadal nie mamy...), lecz mimo tych wszystkich nowoczesnych elektronicznych udogodnień i tak ludzie nie potrafią się porozumieć. Po prostu ze sobą nie rozmawiamy, porozumiewamy się za pomocą mediów społecznościowych, nawet wtedy, gdy siedzimy obok siebie... Zawsze gdzieś biegniemy, nikt nie ma czasu, wszyscy są ciągle zmęczeni i nic im się nie chce, z niczego nie potrafią się cieszyć...

"Słowo jest drogą wiodącą od człowieka do człowieka. Zanurza się w zakamarkach ludzkich serc i jeśli jest wartościowe, zostaje tam na dłużej, zmuszając do refleksji."
"Moc słabości" Anny H. Niemczynow to niesamowity poradnik będący kontynuacją poprzedniego bestsellera autorki "Ciche cuda". Pani Anna pisze lekko, prosto z serca i prosto do serc czytelników. Dzieli się z nami swoimi największymi nawet sekretami, opisuje swoje przeżycia, i te dobre i te mniej szczęśliwe, ale zawsze stara się czerpać garściami z życia.
Autorka jest niemal zawsze na fotografiach uśmiechnięta, więc na pierwszy rzut oka wydaje się kobietą bez trosk i problemów, pełną szczęścia i radości. Lecz tak jak książek nie powinno się oceniać po okładkach, to podobnie ludzi po pierwszym spojrzeniu. Łatwo jest kogoś oceniać, lecz taką oceną najłatwiej jest także zranić.

"Patrząc na człowieka, często widzimy tylko pewien wycinek, obrazek, rezultat. Na podstawie tego wycinka dorabiamy sobie całą historię."
Anna H. Niemczynow udowadnia i próbuje także nauczyć nas radości z życia, pokonać słabość w taki sposób, żeby stała się mocniejszą stroną. Nie jest to co prawda łatwe, ale nie powinniśmy się poddawać i uwierzyć w siebie, w swoją siłę w swoją moc. W swoje marzenia (każdy z nas pewnie je ma) trzeba wierzyć za wszelką cenę, nawet jeśli nikt inny poza nami nie wierzy w ich spełnienie, choćby nawet wszystko wskazywało, że to tylko mrzonki...
Powinniśmy także uważać na ludzi, którzy przy nas mówią źle o innych, bo mogą również tak samo mówić i o nas...
To my sami powinniśmy wybrać swój kierunek, nie czekać na cud, ale zadbać o to, żeby się stał. I nie chodzi o to żeby założyć przysłowiowe różowe okulary, ale o to, żeby potrafić w ciemności zobaczyć światło, które nas zachwyci, a my sami zachwycimy się życiem. Motywacje autorki są świetne, mnie podnoszą na duchu, chociaż ostatnio miałam zbyt wiele (jak na jedną osobę) problemów. Gdy czytam różne opowieści innych ludzi o przejściach, wiem dobrze, że nie jestem z tym sama...

"Trzeba wierzyć w CUDA. Choćby przeciwko nam były wszystkie statystyki świata!"
Chociaż czasem sięgam po różnego rodzaju poradniki, to z żadnego jeszcze nie otrzymałam tak wielu dobrych, i popartych dowodami rad, takiego kopa do życia, do kochania życia, dlatego dziękuję autorce za wszystkie jej książki. Energia autorki, radość z życia i miłości i jeszcze w tak pozytywnym przekazie powoduje, że naprawdę łatwiej żyć.

Dziękuję również Pani Bognie Piechockiej z Prart-media za otrzymaną książkę.
sobota, 2 listopada 2024

W głąb siebie...

„W głąb” to już piąty tom cyklu o Jakubie Sobieskim, którego wykreowała przez Katarzynę Bonda. I chociaż wielu czytelników drażni sama jego postać, to ja polubiłam tego dość często dąsającego się detektywa. Myślę, że po prostu się przyzwyczaiłam do jego specyficznego zachowania. Chociaż tak naprawdę w przypadku tej serii, nie ma zbyt istotnego znaczenia kolejność, bo w każdym tomie główny bohater rozwiązuje inną zagadkę. Chronologiczne są tylko wątki obyczajowe, ale da się czytać bez zachowania ciągłości.

" Budynek szpitala położony był w sielskiej gęstwinie zieleni i to byłoby wszystko, jeśli chodzi o jego zalety estetyczne. Architektonicznie przypominał przedszkole w stylu brutalizmu rodem z PRL-u, a nie placówkę medyczną."
Tym razem Jakub za namową Ady, jedzie do do podkrakowskiego dziecięcego szpitala psychiatrycznego. Doszło tam do makabrycznego zabójstwa nastolatki i to dzień przed wypisem jej do domu. Oskarżono o tę zbrodnię Gabrysię, która mieszkała z ofiara w jednym pokoju. Problem w tym, że dziewczyna niczego nie pamięta. Po dawce leków uspokajających zasnęła, a gdy odzyskała przytomność, w ręku miała zakrwawiony nóż, którym poderżnięto gardło jej koleżance z pokoju. Gabrysia, ale chce używania imienia Ryś, to dziewczyna z dysforią płciową. Jest córką koleżanki Ady, dlatego nalegała na to, żeby właśnie Jakub dowiódł niewinności dziewczyny. Co prawda ma on sporo wątpliwości, czy w ogóle powinien brać tę sprawę, bo wydaje mu się już na samym początku przegrana.

Temat psychiatrii dziecięcej to trudny temat i mimo upływu lat, tak naprawdę niewiele się zmienia na lepsze. A w dzisiejszych czasach wiele dzieci i młodzieży cierpi na depresję, nie potrafią odnaleźć sensu życia, dołują się, odkrywają swoją tożsamość płciową i boją się odrzucenia z tego powodu. Temat nastolatków borykających się z problemami często jest bagatelizowany często nawet przez najbliższych. Uważa się, że oni nie mają problemu a sami za to są problemem, dla innych...

"Gdy dziecko choruje psychicznie, rodzic poznaje, co oznacza słowo "niemoc", i jego najczarniejszą stronę. To potrafi powalić najbardziej poukładaną osobę."
"Rodzice nie słuchali ich przez lata, a teraz nagle cała uwaga się na nich skupia. To nic nie wniesie, a może nawet pogorszyć sprawę. Ci młodzi dorośli to mądre, czujne bestie. Buntują się, bo nadal nie są widziani."
Jakub żeby odnaleźć prawdę, musi wniknąć w głąb sekretów tego szpitala, a nie jest to zbyt proste. Niedostosowany system opieki psychiatrycznej dzieci ma tak wiele luk, które chętnie wykorzystują ludzie kierujący się swoim interesem i chcą czerpać korzyści z nieświadomych zagrożenia dzieci, ale także i ich rodziców. Brak środków finansowych, mała liczba odpowiedniego wykwalifikowanego personelu zdecydowanie sprzyja zaniedbaniom i prowadzić może do niejednej tragedii. Oczywiście nie zawsze winny jest personel, bo przecież z pustego i Salomon nie naleje.
Czy Jakub zdoła odkryć prawdę? Czy detektyw Sobieski dowiedzie niewinności Rysia? Czy jednak to Ryś jest zabójcą?
„W głąb” to mimo trudnego tematu, dość przyjemna lektura. Książka ważna i chwytająca za serce. Trzeba wsłuchać się w wołający o pomoc głos zagubionych nastolatków, bo sami sobie nie pomogą, nie są w stanie, a to my powinniśmy dostrzec ich wołanie.

Polecam, a ja czekam już na kolejne śledztwo Jakuba Sobieskiego.

Za egzemplarz recenzencki bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza.
poniedziałek, 28 października 2024

„Ten, kogo kochasz, nie umiera”

 
„Ten, kogo kochasz, nie umiera” początkowo wydaje się delikatnym, niespiesznym thrillerem, lecz im dalej, tym coraz bardziej jakby paraliżuje swoją fabułą i wzbudza wiele emocji.
Sama zastanawiałam się co może łączyć trzy nieznajome osoby mieszkające w różnych częściach Europy. Narracja prowadzona jest z perspektywy trojga bohaterów i wydaje się, że to trzy oddzielne historie niemające ze sobą nic wspólnego. A jednak...
Lena po traumatycznych przeżyciach i rozwodzie, kupuje na Majorce małą posiadłość i chce tam otworzyć pensjonat, Bianca pracuje w jednym z wydawnictw w Sztokholmie i wdaje się w romans z żonatym szefem, a do małego irlandzkiego miasteczka Sligo, przyjeżdża do chorego ojca Shane. Trzy osoby, trzy miejsca, trzy historie. Poznajemy rozterki każdego z bohaterów i obserwujemy akcję czekając na moment, w którym te historie się przetną lub połączą. Co musi się wydarzyć, żeby te trzy tak różne osoby się ze sobą zetknęły? Los często lubi plątać i przeplatać różne przypadki ze sobą, więc pewnie dlatego i tu zdecydował przypadek.

"Tyle zbiegów okoliczności tka sieć naszego życia. Kulki odbijają się i zmieniają kierunek. Chaotyczne systemy, w których nie sposób się zorientować ani wyśledzić, co z czego się bierze."
Każdemu z trojga naszych bohaterów los nie oszczędza a wręcz ciągle rzuca im kłody pod nogi.
Bianca otrzymuje wiadomość od swojego brata, który zniknął z jej życia kilka lat temu, na spotkanie z nim jedzie wraz z kochankiem, lecz nieprzewidziane okoliczności wizyty na Majorce sprawiają, że szef wraca do żony...
Gdy Lena z agentką jedzie zobaczyć prace na swojej nowo nabytej posiadłości, okazuje się, że dalsze prace muszą być wstrzymane, gdyż ekipa remontowa znalazła w wykopie zwłoki mężczyzny...
Natomiast Shane chcąc oddać krew ojcu, odkrywa, że mężczyzna, który go wychowywał nie jest jego biologicznym ojcem. Kim w takim razie jest? Dlaczego nikt mu nie powiedział? Matka już nie żyje, ojciec jest nieprzytomny, więc musi dowiedzieć się o swoim pochodzeniu od innych członków rodziny...

"Czasem nie da się zrobić nic innego, jak tylko stać obok i patrzeć, jak ktoś upada. Nawet jeśli bardzo to boli."
"Człowieka kształtują ci, których spotyka na swojej drodze."
Ta historia nie jest tylko o poszukiwaniu nowego, lepszego miejsca na nowe życie, lecz przede wszystkim o emocjach kształtujących naszą tożsamość, i które znacząco wpływają na nasze przyszłe wybory życiowe. Anna Platt wnikliwie analizuje ludzką naturę, pokazując jednocześnie jak bardzo nasze życie łączy się z tymi, których kochamy i że zawsze wracamy do miejsc, w których kocha się lub kochało kiedyś życie. Nawet ci, którzy odeszli, a których kochamy, nigdy nie umierają, są z nami za zawsze, w naszych sercach...
Polecam, warto.

Wydawnictwu Harper Collins Polska dziękuję za możliwość przeczytania tej książki.
czwartek, 24 października 2024

Jak dawniej jadano...

 
Może nie znam się zbytnio na przyrządzaniu potraw i rzadko eksperymentuję w kuchni, to zazwyczaj nie lubię trzymać się ściśle przepisów kulinarnych. Często dodaję czegoś mniej lub więcej, tak na oko. Lecz bardzo lubię wszelkiego rodzaju poradniki i książki kucharskie. "Jak dawniej jadano" Andrzeja Fiedoruka nie jest co prawda typową książką kulinarną, chociaż i w niej znajdziemy kilka ciekawych przepisów. To niesamowite kompendium wiedzy o... jedzeniu. Poznamy historię różnych smaków nie tylko z polskiego stołu. Od czasów pierwszych Słowian, Piastów, Jagiellonów przez szlachtę, chłopów, królów i całą resztę magnaterii i biedaków. Zobaczymy w jaki sposób pozyskiwano produkty żywnościowe i jak je przyrządzano. Jak zmieniały się kuchnie na przestrzeni wieków, co jeszcze pozostało znane nam do dziś.
Nie jest to jednak nudny i monotonny reportaż, autor z humorem i w bardzo intrygujący sposób wciąga czytelnika nie tylko do spiżarni czy kuchni, ale zaprasza do stołu.

"W czasie największej ekspansji swojego osadnictwa Słowianie zajmowali całą Europę Wschodnią aż po Ural, Europę Środkową od Bałtyku po Sudety i Karpaty, Bałkany od Adriatyku po Morze Czarne, w Azji pas południowej Syberii wzdłuż granicy rosyjsko-mongolskiej i rosyjsko-chińskiej, aż do wybrzeża Oceanu Spokojnego na Amurem! Nieźle, prawda?"
I chociaż wiele dawniejszych pokarmów bezpowrotnie nie tylko zniknęło z naszych jadłospisów, lecz także poszło w całkowitą niepamięć, to jednak część nawyków kulinarnych znamy nadal. Jak wspomina autor, nie mamy pisanych źródeł z najodleglejszych czasów, ale liczne badania dostarczyły wystarczającą ilość materiału, pozwalającą na próbę opisania kuchni dawnych Słowian. Pozyskiwali oni w celach żywieniowych głównie rośliny a najpopularniejsze były znane nam także orzechy laskowe. Do tej pory plasują się one wysoko.
Zbierane części roślin lub ich kwiatostany wykorzystywano zazwyczaj do sporządzania zup, najpopularniejszy był oczywiście szczaw, który występował w kilku odmianach.
A co dziwne, to właśnie od dzikiego szczawiu zwanego barszczem zwyczajnym powstała nazwa naszej narodowej potrawy...
Lecz kuchnia to nie tylko jedzenie, w niej często podejmowano i nadal się podejmuje nawet ważne decyzje. Kuchnia to podstawowy element kultury i historii.

"Gościnność jako ikona wpisana została w nasze obyczaje kulinarne. Ale nie tylko stół był jej wyznacznikiem. Wynikała ona zarówno z obyczaju słowiańskiego, jak i należała do obowiązków chrześcijanina."
"Podczas królewskich czy magnackich bankietów zawiązywano sojusze polityczne, zalęgały się dworskie koterie, czasami też gdzieś na uboczu oponenci polityczni albo niezbyt docenieni sojusznicy zawiązywali spiski i bunty."
Myślę, że wielu z nas nie zastanawia się pijąc filiżankę porannej kawy, skąd ona wzięła się w naszym kraju. A to nawet bardzo ciekawe, ciekawe też były przywileje związane z jej piciem w czasie libacji. W tej książce poznamy nie tylko filary naszej narodowej kuchni, ale też jej pochodzenie i uwarunkowania kulturowe i społeczne towarzyszące jej powstawaniu.
Spotkałam w tej książce potrawy, o których słyszałam dawno temu od dziadka, co pozwoliło mi powrócić wspomnieniami do dziecięcych lat.

Warto poznawać swoją historię i to nie tylko od kuchni.
Zachęcam więc Was na historyczną wędrówkę po zakamarkach naszych narodowych (i nie tylko) smakowitości. Myślę, że lekturę lepiej zacząć po posiłku.
I chociaż może nie jest to lektura lekka i zbyt łatwa, lecz naprawdę warta uwagi. Polecam, nie tylko łasuchom.


Za egzemplarz recenzencki dziękuję Pani Edycie z Wydawnictwa RM
środa, 23 października 2024

W poszukiwaniu szczęścia i... bursztynu

Chociaż już kilka razy zetknęłam się z książkami autora, to jakoś zawsze coś (lub ktoś) mnie od lektury odciągał, dlatego "Bursztynowa" jest pierwszą książką Leszka Hermana jaką miałam okazję przeczytać. Myślę jednak, że nie poprzestanę na tym tylko tytule, mam zamiar nadrobić zaległości.

"Gdyby unoszące się nad plażą mewy miały jakiekolwiek pojęcie o sztuce, to obraz, który rozpościerał się przed ich dziobami, nomen omen, widziany z lotu ptaka, wydałby się im straszliwym landszaftem, ocierającym się wręcz o kicz, a przynajmniej o granice dobrego smaku."
Leszek Herman swoją powieść prowadzi w dwóch przestrzeniach czasowych, w czasie teraźniejszym oraz w XII wieku. Lubię takie dwuczasowe opowieści, bo cofając się w czasie możemy łatwiej zrozumieć bieżące wydarzenia.
Dawno, dawno temu... na wyspie Uznam spacerująca po plaży Lisabeth, zauważyła u stóp najwyższego klifu sterczące z piachu czarne skamieniałe pnie drzew, wyglądające jak upiorny las, który w piekle osmalił ogień a między nimi granitowy kamień z napisem - "Bądźcie przeklęci". Widocznie po niedawnym sztormie morze postanowiło odkryć jedną z tajemnic skrywanych w swojej głębi. Nie tylko Lisabeth zauważyła to niepokojące zjawisko. Kobieta zauważyła, że ze szczytu klifu patrzyła na nią córka pastora Marie.

"Wokół rozciągał się upiorny las. Od stóp klifu wystawały czarne obumarłe pnie starych drzew zaryte głęboko w ciemnym piasku, w którym widać było mnóstwo muszli i kamieni. Las dochodził aż do skraju plaży i dalej w wodę."
Współcześnie Johann Carley jest dyrektorem agencji reklamowej, który zbliżając się do czterdziestki, coraz częściej myśli o tym, że będąc jedynakiem będzie musiał kiedyś przejąć po ojcu jego obowiązki i ogromny majątek ziemski. Nie jest tym zachwycony, lecz nie chciałby zawieść ojca. Johann miał zwyczaj chodzić pieszo do pracy, lubił też znikać w tłumie, zatrzymywać się przy witrynach księgarń i oglądać okładki książek lub na wystawach jakieś kolorowe, kiczowate pamiątki z Londynu, lubił także obserwować innych ludzi.
Pewnego dnia wplątując się w niezłą kabałę z rosyjskim oligarchą i jego świtą, całe dotychczasowe życie wywróci do góry nogami. Żeby nie zaszkodzić swoim rodzicom zgadza się na postawione przez szantażystów warunki. Jego zadaniem jest dostarczenie ważnych archiwalnych dokumentów, musi je... wykraść z domu rodziców przyjaciela. Zdaje sobie sprawę z tego, że źle robi, ale nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji.

Autor na zmianę przeplata obydwa wątki, które się wzajemnie uzupełniają a my poznajemy coraz więcej faktów.
W przeszłości wydarzyło się tak wiele złego, chociaż w czasach teraźniejszych również nie zawsze dzieje się najlepiej.
Czy Johann wykona zlecone przez szantażystów zadanie? Czego dotyczą te archiwalne dokumenty, na których tak zależy Rosjanom? Jaki związek ma z tym historia Lisabeth i Marie?

Książkę mimo tego, że jest dość obszerna, czyta się wyjątkowo lekko. Trudno się od niej oderwać.
Mimo walorów opowieści w czasie teraźniejszym, mnie bardzo zaciekawiły wydarzenia z przeszłości.

Polecam lekturę fanom sensacji, fantastyki i czarów.

Książkę przeczytałam w ramach Akcji recenzenckie serwisu Lubimy Czytać.pl i Wydawnictwa MUZA.


Archiwum

2024

2023

© 2007 - 2025 nakanapie.pl