Może nie znam się zbytnio na przyrządzaniu potraw i rzadko eksperymentuję w kuchni, to zazwyczaj nie lubię trzymać się ściśle przepisów kulinarnych. Często dodaję czegoś mniej lub więcej, tak na oko. Lecz bardzo lubię wszelkiego rodzaju poradniki i książki kucharskie. "Jak dawniej jadano" Andrzeja Fiedoruka nie jest co prawda typową książką kulinarną, chociaż i w niej znajdziemy kilka ciekawych przepisów. To niesamowite kompendium wiedzy o... jedzeniu. Poznamy historię różnych smaków nie tylko z polskiego stołu. Od czasów pierwszych Słowian, Piastów, Jagiellonów przez szlachtę, chłopów, królów i całą resztę magnaterii i biedaków. Zobaczymy w jaki sposób pozyskiwano produkty żywnościowe i jak je przyrządzano. Jak zmieniały się kuchnie na przestrzeni wieków, co jeszcze pozostało znane nam do dziś.
Nie jest to jednak nudny i monotonny reportaż, autor z humorem i w bardzo intrygujący sposób wciąga czytelnika nie tylko do spiżarni czy kuchni, ale zaprasza do stołu.
"W czasie największej ekspansji swojego osadnictwa Słowianie zajmowali całą Europę Wschodnią aż po Ural, Europę Środkową od Bałtyku po Sudety i Karpaty, Bałkany od Adriatyku po Morze Czarne, w Azji pas południowej Syberii wzdłuż granicy rosyjsko-mongolskiej i rosyjsko-chińskiej, aż do wybrzeża Oceanu Spokojnego na Amurem! Nieźle, prawda?"
I chociaż wiele dawniejszych pokarmów bezpowrotnie nie tylko zniknęło z naszych jadłospisów, lecz także poszło w całkowitą niepamięć, to jednak część nawyków kulinarnych znamy nadal. Jak wspomina autor, nie mamy pisanych źródeł z najodleglejszych czasów, ale liczne badania dostarczyły wystarczającą ilość materiału, pozwalającą na próbę opisania kuchni dawnych Słowian. Pozyskiwali oni w celach żywieniowych głównie rośliny a najpopularniejsze były znane nam także orzechy laskowe. Do tej pory plasują się one wysoko.
Zbierane części roślin lub ich kwiatostany wykorzystywano zazwyczaj do sporządzania zup, najpopularniejszy był oczywiście szczaw, który występował w kilku odmianach.
A co dziwne, to właśnie od dzikiego szczawiu zwanego barszczem zwyczajnym powstała nazwa naszej narodowej potrawy...
Lecz kuchnia to nie tylko jedzenie, w niej często podejmowano i nadal się podejmuje nawet ważne decyzje. Kuchnia to podstawowy element kultury i historii.
"Gościnność jako ikona wpisana została w nasze obyczaje kulinarne. Ale nie tylko stół był jej wyznacznikiem. Wynikała ona zarówno z obyczaju słowiańskiego, jak i należała do obowiązków chrześcijanina."
"Podczas królewskich czy magnackich bankietów zawiązywano sojusze polityczne, zalęgały się dworskie koterie, czasami też gdzieś na uboczu oponenci polityczni albo niezbyt docenieni sojusznicy zawiązywali spiski i bunty."
Myślę, że wielu z nas nie zastanawia się pijąc filiżankę porannej kawy, skąd ona wzięła się w naszym kraju. A to nawet bardzo ciekawe, ciekawe też były przywileje związane z jej piciem w czasie libacji. W tej książce poznamy nie tylko filary naszej narodowej kuchni, ale też jej pochodzenie i uwarunkowania kulturowe i społeczne towarzyszące jej powstawaniu.
Spotkałam w tej książce potrawy, o których słyszałam dawno temu od dziadka, co pozwoliło mi powrócić wspomnieniami do dziecięcych lat.
Warto poznawać swoją historię i to nie tylko od kuchni.
Zachęcam więc Was na historyczną wędrówkę po zakamarkach naszych narodowych (i nie tylko) smakowitości. Myślę, że lekturę lepiej zacząć po posiłku.
I chociaż może nie jest to lektura lekka i zbyt łatwa, lecz naprawdę warta uwagi. Polecam, nie tylko łasuchom.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Pani Edycie z Wydawnictwa RM