Sentymenty sentymentami, ale wszystko ma jakieś granice. Przynajmniej tak myślałam przed lekturą osiemnastego tomu Chyłki, bo po niej moje postrzeganie trochę się zmieniło. Z jednej strony nadal uważam, że pora zakończyć tę serię, a w zasadzie trzeba to było zrobić dawno temu, ale i tak odczuwam ekscytację za każdym razem, gdy pojawia się zapowiedź kontynuacji. Z drugiej ta najnowsza powieść była w moim odczuciu na tyle dobra, że żal byłoby, gdyby nie powstała. Te czytelnicze dylematy...
"Obrona" jak wspomniałam wyżej jest już osiemnastym tomem, więc zastanawiam się, czy jest możliwe na tym etapie uniknąć jeszcze spojlerowania. W końcu dla wiernych czytelników pewne rzeczy są już tak oczywiste, że nawet nie pamiętają na jakim etapie te informacje się pojawiały. Z drugiej strony chyba nikt, kto się Chyłką nie interesuje, nie zacznie nagle czytać recenzji od końca.
Szczerze podziwiam Remigiusza Mroza za to, że po prostu jeszcze się w tym nie pogubił. Osobiście czekam od dawna na wyjaśnienie pewnego wątku dotyczącego Kordiana, nawet sobie narobiłam nadziei, że w tym tomie prawda wyjdzie na jaw, skoro już i tak autor zaserwował swoim bohaterom trzęsienie ziemi, ale obeszłam się smakiem. Zastanawiam się, czy Mróz sam o tym już zapomniał, czy po prostu nie wie, jak się z tego wytłumaczyć.
Ta "osiemnastka" to w moim odczuciu taki powrót do korzeni. Mocno rozwinięta sprawa karna, powrót do prawniczych przepychanek na sali sądowej, a prywatnie u Chył...