Nie ma drugiego takiego autora, z którym mogłabym tak swobodnie przełamywać moje czytelnicze bariery. Remigiusz Mróz jest niepowtarzalny, w to chyba nikt nie wątpi. Udowodnił, że thriller prawniczy może porwać tłumy, że da się stworzyć polskie political fiction, że można pisać świetne kryminały i próbować swoich sił w horrorze czy science fiction. A ja przeczytałam już prawie pięćdziesiąt historii, które wyszły spod jego pióra i nadal nie mam dość.
Konsekwentnie unikam literatury wojennej i równie konsekwentnie dążę do zaliczenia wszystkich książek Mroza. Nie było tu możliwości znalezienia kompromisu, więc musiałam się przełamać i zmierzyć się z tym, co rozdziera mi serce.
"Prędkość ucieczki" to pierwszy tom trylogii "Parabellum" i miała być debiutancką powieścią autora, ostatecznie ukazała się jednak jako druga. Choć to nie ona zapewniła mu największy rozgłos, to na mnie zrobiła ogromne wrażenie.
Bohaterów poznajemy w przededniu wojny. Są nimi bracia Zaniewscy, narzeczona młodszego z nich - Maria i Christian Leitner. Bronek Zaniewski i Niemiec od samego początku są już na froncie, a para zakochanych przebywa w stolicy, którą opuszcza już po ataku na Westerplatte. Kobieta jest Żydówką, co nie ułatwia ich ucieczki do Francji.
Ich losy śledzimy naprzemiennie w narracji trzecioosobowej, ale to wcale nie ułatwia odbioru tej powieści. Okrucieństwo wojny bije z jej kart, ale autor zachowuje wiarygodny balans między nim, a czymś na kształt normalności. Często um...